środa, 30 kwietnia 2014

Rozdział 8


Jechaliśmy przez opuszczone ulice Londynu, a intensywnie padający deszcz odbijał się po nawierzchni samochodu.

Wycieraczki działały na pełnych obrotach, zrzucając z szyby zbędną warstwę substancji.
Noc dzisiaj była wyjątkowo chłodna i nieprzyjemna.
Przedzieraliśmy się przez opuszczone dzielnice Londynu, a wskazówka prędkości pięła się ku górze.
Nagle na środku ulicy dostrzegliśmy nieprzytomnego mężczyznę. Liam zatrzymał samochód, po czym oboje do niego wybiegliśmy. Nie mieliśmy pewności, czy po prostu jest pijany, czy stało mu się coś poważnego i wymaga natychmiastowej hospitalizacji.
Nim zdążyliśmy do niego podejść, mężczyzna podniósł się o własnych siłach, a wokół niego pojawiło się kilka dodatkowych, zakapturzonych postaci.
Wycofałam się do tyłu, uderzając delikatnie o klatkę piersiową Liama.
Słyszałam jego przyśpieszony oddech i czułam szybko bijące serce.
Mężczyzna, który jeszcze przed chwilą leżał na środku ulicy, podszedł do nas.
Zdjął czarne okulary, które miał na nosie, a wtedy jego spojrzenie zawisło na mnie.
Instynktownie złapałam dłoń Liama, na co ten mocniej przycisnął mnie do siebie.

- Mówiłem, że się spotkamy Isabell.
Wtedy dopiero wszystko do mnie dotarło.
To był podstęp. Specjalnie wysłał mi tą wiadomość, bo wiedział, że natychmiast ruszymy w stronę komisariatu.
Najśmieszniejsze jest to, że ja widzę go pierwszy raz na oczy. Mój mózg próbował go jakoś skojarzyć, być może przez jakąś sytuację czy wydarzenie, ale robił to na marne.
- Nie znam pana. - wydukałam, a moja dolna warga lekko zadrżała.
Skąd ten człowiek wziął mój numer telefonu? Przecież większość osób znało tylko oficjalny z białego Iphona. Ten przeznaczony był jedynie dla najbliższych mi osób, w razie awarii tego pierwszego urządzenia.
Nie chciało mi się wierzyć, że ktoś z tego grona tak po prostu podał mu mój numer, tylko nie było żadnego innego wyjścia.
- Nie musisz mnie znać. Najważniejsze jest to, że ja znam ciebie.
Lekko skinął głową, a jego goryle ruszyli w naszą stronę.
Choćby nie wiem jak Liam się starał, nigdy nie podołałby pięciu facetom.
Rozdzieli nas, po czym wywinęli brunetowi ręce do tyłu.
Podszedł do niego, jak to sama określiłam, ich szef i pochylił się nad nim.
- Radzę ci zacząć szukać nowej dziewczyny, chłopcze.
Zadrżałam. Czy to miało znaczyć, że mnie zabiją!? I to bez żadnych wyjaśnień?!
Po chwili mężczyzna ruszył w moim kierunku, a wtedy zaczęłam się szarpać.
Okazało się, że i tak to na nic się nie zdało.
- Czego ode mnie chcecie? - wyszeptałam rozpaczliwie.
Znowu ta sama sytuacja. Znowu ktoś chce mnie skrzywdzić.. Czy ja naprawdę nie mogę żyć normalnie, jak każda nastolatka w moim wieku?
- Słońce, to nie jest twoja wina. Podziękujesz za to tatusiowi. - powiedziawszy to, posłał mi szyderczy uśmieszek - Tak to jest, kiedy się na płaci za lewe przekręty.
Kiwnął znacząco w stronę Liama, a wtedy jeden z jego ludzi podszedł do niego i uderzył w tył głowy.
Krzyknęłam, kiedy brunet nieprzytomny osunął się na ziemię.
- Jestem Nathan. - powiedział mężczyzna w moim kierunku. - Powinnaś wiedzieć, zważając na to, że teraz będziemy się widzieć bardzo często.
Wtedy ktoś przyłożył mi do ust nasiąkniętą nieznaną substancją szmatkę, przez którą zaczęłam tracić kontakt z rzeczywistością.
 Odpływałam, a czerń zaczęła wypełniać mój umysł, aż w końcu zrobiła to całkowicie.
~*~
- Proszę pana? Słyszy mnie pan?
Otworzyłem oczy, ale obraz był strasznie niewyraźny. Zamrugałem kilkakrotnie, chcąc zmusić moje oczy do prawidłowej pracy.
Kiedy w końcu mi się to udało, zobaczyłem pochylonego nade mną obcego mężczyznę.
Leżałem na środku ulicy, a dookoła mnie zebrał się tłum gapiów.
Strasznie bolała mnie głowa. Z trudem przypominałem sobie wczorajsze wydarzenia.
- Iss. - krzyknąłem, gwałtownie wstając, przez co zakręciło mi się w głowie, ale wtedy to nie miało żadnego znaczenia. - Proszę zawieźć mnie na komisariat, proszę! Jak najszybciej!
Mężczyzna pomógł mi się podnieść z ziemi, po czym zaprowadził mnie do swojego samochodu.
W ciągu piętnastu minut znaleźliśmy się na komisariacie.
Podziękowałem mężczyźnie i chciałem mu wręczyć za to trochę pieniędzy, ale odmówił.
Widocznie nie wszyscy ludzie to materialiści.
Wpadłem na komisariat i chciałem natychmiast mówić z komendantem.
Na początku uznali mnie za wariata, ale kiedy streściłem, o co mi chodzi, udało mi się do niego dostać.
- Znowu się spotykamy, panie Payne.
- Musi mi pan pomóc..
- A pan, powiedzieć mi, o co chodzi.
- Isabella w nocy została porwana.
Mężczyzna wskazał mi ręką krzesło, po czym opuścił gabinet, chcąc zapewne poinformować o wszystkim ojca Iss.
Kiedy wrócił, usiadł za biurkiem i kazał mi powiedzieć wszystko, co wiem na temat jej uprowadzenia.
- Wczoraj w nocy Isabella dostała wiadomość od nieznanego numeru, w którym była napisane, że Evie nie podołała jakiemuś zadaniu. Spanikowaliśmy i postanowiliśmy jak najszybciej ruszyć w kierunku najbliższego komisariatu. Po drodze na jezdni ujrzeliśmy leżącego, nieprzytomnego mężczyznę. Kiedy wysiedliśmy z samochodu i zbliżyliśmy się do niego, ten niespodziewanie wstał, a wokół niego pojawiło się kilku ubranych na czarno towarzyszy. Rozdzielili nas i uderzyli mnie w głowę, przez co straciłem przytomność.
Wtedy do pomieszczenia wpadł zdenerwowany pan Evans. Zaraz za nim wkroczyła matka Will.
- Co się znowu stało? - krzyknął rozgoryczony. - ty! - podbiegłszy do mnie, złapał moją koszulkę i zaczął mną postrząsać. - miałeś jej pilnować!
Funkcjonariusze szybko go odciągnęli, ale mężczyzna wciąż patrzył na mnie morderczym spojrzeniem.
- To wszystko pańska wina.
- Co? - ponownie zaczął się szarpać. - Odszczekaj to, gówniarzu!
- Ten mężczyzna pana znał. I to bardzo dobrze.
Oczy wszystkich zebranych skierowały się w moją stronę. Pani Petrova kręciła przecząco głową, a ojciec Iss przestał się szamotać.
- Wie pan coś więcej? - usłyszałem głos należący do komendanta.
- Powiedział, że pan Evans zapłaci za niedotrzymywanie umów w lewych interesach.
- O czym ty mówisz, człowieku, ja nie prowadzę żadnych działalności niezgodnych z prawem.
Zaśmiałem się ironicznie, rzucając mu jedynie krótkie "oczywiście" pod nosem.
- James, powiedz prawdę. Od tego może zależeć życie Isabelli!
Pan Evans nie chciał się przyznać do nielegalnych działań. To oznaczałoby jego koniec i bankructwo. Kiedy jednak uświadomił sobie, że może stracić ukochaną córkę, postanowił zmienić zdanie.
- Prowadziłem kilka tygodni temu współpracę z jednym, amerykańskim gangiem. Nie wypłaciłem im wszystkich należytych pieniędzy i wtedy powiedzieli, że mi się odpłacą. Skąd miałem wiedzieć, że mi porwą dziecko, do cholery! Gdyby powiedzieli, że będę płacił życiem Isabelli, oddałbym im wszystko! Myślałem, że naślą na mnie jakichś typków. Skąd oni w ogóle wiedzieli, że mam córkę!? Zawsze staram się to tuszować w interesach, żeby właśnie nie powstawały takie sytuację jak ta!
- Może nam pan jeszcze powiedzieć, z jakim gangiem pan współpracował. - komendant wziął do ręki białą kartkę papieru i zaczął coś na niej notować.
- Red Rose. - szepnął cicho, by zaraz schować twarz w dłoniach.
Policjant upuścił długopis, po czym z przerażeniem spojrzał na biznesmena.
- Prowadził pan przekręty z najniebezpieczniejszą organizacją na świecie?!
Spojrzałem przerażony w stronę komendanta, a nogi nagle zrobiły mi się jak z waty. Co to miało znaczyć? że Iss już nigdy do mnie nie wróci?!
- Przykro mi panie Evans, ale jak zapewne sam pan wie, odnalezienie pańskiej córki graniczy z cudem.
Usłyszałem jeszcze tylko płacz pani Petrovej, kiedy musiałem wybiec z pomieszczenia, żeby przypadkiem nie uderzyć ojca Iss za jego głupotę i lekkomyślne zachowanie.

Miał czelność wyzwać mnie od gówniarza, a sam wysłał swoją córkę do paszczy lwa..

~~~~
Jeest xD
Real 4! :D łooooo <3

4 komentarze:

  1. OMG! proszę niech jej się nic nie stanie i niech ja szybko znajdą!
    Czekam na następny! Weny życzę! Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  2. O mój boże,kocham cię za to ff tgryht5t4ggh


    Możesz informować mnie o nowych rozdziałach ?

    @Real_Piam_Payne :3

    OdpowiedzUsuń