"Prawdziwa miłość jest zawsze chaotyczna.
Gubisz się, tracisz trzeźwy osąd.
Nie umiesz się bronić.
Im większa miłość, tym większy chaos."
Jonathan Carroll
Jonathan Carroll
~*~
To już dzisiaj. Mój pierwszy dzień w
szkole!
Może nie zabrzmiałoby to dziwnie, gdyby
nie fakt, że mam prawie osiemnaście lat. Ironia losu, czyż nie?
Wstałyśmy z Will po ósmej, żeby nie
spóźnić się na metro. Ojciec upierał się, że może nas podwieźć do szkoły, bo w
takiej sytuacji mogłybyśmy wyjść z domu nieco później.
Pomysł ten nie przypadł mi do gustu, ale
Will była jak najbardziej za.
Już pewnie zastanawiała się jak wyda pieniądze przeznaczone na bilet. Jak dla niej, korzystna sytuacja.
Kiedy już udało nam się wyjść z
mieszkania, ciotka Simona wcisnęła nam jeszcze kilka moich ulubionych maślanych
bułek z kawałkami czekolady. Uważa, że jestem za chuda i że dodatkowe kilogramy
wcale by mi nie zaszkodziły. Cóż, ja uważam, że wyglądam dobrze. Lucas zresztą
może to potwierdzić.
W szkole byłyśmy dosłownie minutę przed
dzwonkiem. Will spóźniła się nieco na swoją lekcje, chcąc doprowadzić mnie do anglojęzycznej klasy. Ja to bym od razu się tutaj zgubiła. Nigdy nie widziałam tylu
korytarzy.
Okazało się, że moja pierwsza lekcja będzie z wychowawcą.
- Moi drodzy, chcę wam przedstawić nową
koleżankę. - Oczywiście, nie obyło się bez standardowego przywitania, chociaż
najchętniej po prostu usiadłabym w wolnej ławce gdzieś na końcu klasy. - Od
dzisiaj do naszej klasy będzie uczęszczać Isabella Evans.
Chłopacy zaczęli się głupkowato
uśmiechać, a dziewczyny nie były zbytnio zainteresowane tym, o czym mówił
nauczyciel. No, na pewno nie te z końca.
- Evans? - ktoś powtórzył moje nazwisko,
jakby nie zrozumiał go za pierwszym razem. Nie jest aż tak trudne. - Jesteś
córką tego... no... tego kasiastego kolesia?
Nie odpowiedziałam. To pytanie nie dosyć,
że było idiotycznie sformułowane, to jeszcze niekulturalne. Zadała je
dziewczyna siedząca na samym końcu, z garścią tatuaży na rękach. Nie wyglądała
na kogoś w moim wieku. Zapewne powtarzała klasę.
- To pytanie jest nie na miejscu, Evie.
Masz może jakieś inne? - nauczyciel postanowił zabrać głos i oczywiście na dopuścić
do zadania podobnego pytania.
- Skąd jesteś? - Jej zielone oczy
wydawały się świdrować mnie na wylot. Moje serce zaczęło szybciej bić. Była
straszna.
- Z Australii.
- Wiedziałam! - dziewczyna wydawała się
być usatysfakcjonowana moją wypowiedzią.
- Usiądź Issabello. - Odparł ze zrezygnowaniem nauczyciel.
Zajęłam miejsce w pierwszej ławce i nawet
nie śmiałam obrócić się w stronę zielonookiej Evie, chociaż wiedziałam, że
ciągle mnie obserwuje.
Kiedy zadzwonił dzwonek, byłam chyba
najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Szybko wyszłam z klasy, chcąc odnaleźć
Will, ale drogę zagrodził mi jakieś blond włosy chłopak.
- Hej.
- Cześć. - posłałam mu delikatny uśmiech.
- Jeżeli chcesz, to oprowadzę cię po
szkole. - Był naprawdę bardzo miły i w dodatku przystojny. Muszę przedstawić go
Will.
- Z przyjemnością.
Przez całą przerwę spacerowaliśmy po
korytarzach, a Max, po tak miał na imię, pokazywał mi najważniejsze miejsca w
szkole. Nie uszedł mojej uwadze fakt, że większość dziewczyn patrzy na mnie
morderczym spojrzeniem. Tylko nie wiedziałam, dlaczego. Znowu robię coś nie
tak?
Kiedy zadzwonił dzwonek, pożegnałam się z
Maxem i pobiegłam na historię.
Lekcje skończyłam po czternastej.
Wychodziłam właśnie z szatni, kiedy
zostałam do niej brutalnie wciągnięta z powrotem. Uderzyłam ciałem w ścianę i
zostałam przewrócona na podłogę. Kiedy po chwili otworzyłam oczy i spojrzałam w
górę, dostrzegłam Evie z jakąś grupką dziewczyn.
- Myślisz, że cię nie znamy? Masz
kasiastego tatusia.
Kiedy wam powiem, że byłam przerażona, to
chyba zbyt mało powiedziane. Kompletnie nie wiedziałam co robić, a w pobliżu
nie było nikogo, kto mógłby mi pomóc.
- No, dalej, wyskakuj z telefonu.
Zielonooka świdrowała mnie spojrzeniem na
wylot, wyciągając rękę w moim kierunku. Nie miałam innego wyjścia. Musiałam
oddać jej ten pieprzony telefon.
Już wkładałam rękę do kieszeni, kiedy
ktoś nagle pojawił się w szatni.
- Mało masz problemów? Zostaw ją w
spokoju, Evie. - To był Max, chłopak, który oprowadzał mnie dzisiaj po szkole.
Zielonooka bez słowa opuściła szatnię, a
jedynie rzuciła blondynowi piorunujące spojrzenie.
Byłam cała roztrzęsiona. Pierwszy raz
spotkałam się z taką brutalnością wobec mnie. Zaczęłam żałować, że nie
posłuchałam ojca.
- Musisz z tym iść do dyrektora. -
Stwierdził mój wybawca, pomagając mi podnieść się z podłogi. - Ona ci nie
odpuści.
- Nie, nie. Wszystko ok. Nie chcę sobie
robić dodatkowych problemów pierwszego dnia.
Max nie był zadowolony z moje decyzji,
ale nie odezwał się ani słowem. Razem opuściliśmy szkołę, bo bałam się, że Evie
będzie mnie śledzić.
Czekałam właśnie na Will, kiedy dostałam
niespodziewaną wiadomość od Lucasa.
"Może podwózka do domu,
piękna?"
Zaczęłam głupio szczerzyć się do
telefonu, bez wątpienia zwracając uwagę wielu osób z otoczenia.
"Z Tobą zawsze :) Tylko, gdzie
jesteś?"
"Spójrz w prawo"
Zaczęłam rozglądać się za samochodem
Lucasa, a kiedy wreszcie go ujrzałam, miałam zamiar puścić się pędem w jego
stronę, ale drogę zagrodził mi Max.
- Hej, Iss, czy... no... nie chciałabyś
może wybrać się na jakąś kawę?
Przez chwilę nie wiedziałam co mam mówić.
Nie chciałam go zranić. Wydawał się być miłym i sympatycznym facetem. W dodatku
uratował mnie dzisiaj przed Evie.
- Przykro mi Max, ale jestem już
umówiona. Może innym razem.
- Och, no tak, nic nie szkodzi. To, może
chociaż podasz mi swój numer telefonu? Będę pisał, w razie problemu z lekcjami.
- Oczywiście. - wymieniliśmy się numerami
i już miałam iść, kiedy Max ponownie zabrał głos.
- Gdybyś miała jakiś problem, to napisz.
Chętnie pomogę ci go rozwiązać.
Nie zdążyłam nawet mu odpowiedzieć, bo
pobiegł w stronę jakiejś grupki chłopaków. Przez chwilę stałam oszołomiona na
placu, ale przypomniałam sobie o czekającym na mnie Lucasie. Wpadłam do jego
samochodu, ale wyglądał, jakby wstał lewą nogą.
- Coś się stało? - zapytałam zaniepokojona
jego nienaturalnym stanem.
- Kto to był? Ten chłopak?
- Ten? Och, nie przejmuj się. To kumpel z
klasy. Oprowadzał mnie po nowej szkole.
- Ta, jasne.
- Nie bądź taki, Luc! - powiedziałam,
zapinając pasy. - Nie bądź zazdrosny.
- Wcale nie jestem.
- No tak, to widać. - rzuciłam ironicznie
- Dlaczego po prostu po mnie nie wyszedłeś? Wtedy z całą pewnością nie
zagrodziłby mi drogi.
- Dostałem ważny telefon od wuja.
- Rozumiem.
Znowu w samochodzie zapanowała krępująca
cisza. Kiedy staliśmy w dosyć długim korku, Lucas postanowił ją przerwać.
- Jak pierwszy dzień?
- Dobrze. Trochę nudne lekcje. - nie
zamierzałam wspominać mu o sytuacji z Evie. Tylko by się zdenerwował.
Chłopak zaśmiał się, po czym ruszył, bo
czerwone światło w końcu zmieniło się w zielone.
Pod moim domem byliśmy szybciej, niż
przypuszczałam. Napisałam wiadomość do Will, ale ona jeszcze była w metrze.
Nie lubiła szkolnych autobusów. Odkąd
pamiętam podróżowała metrem.
Lucas odprowadził mnie do windy, po czym
stwierdził, że musi już uciekać.
Próbowałam namówić go na herbatę, czy
jakieś ciastko, ale nie chciał się zgodzić.
Kiedy zauważył, że zrobiło mi się
przykro, przyciągnął mnie do siebie i delikatnie pocałował, po czym obiecał, że
spotkamy się wieczorem.
Dlaczego on jest taki tajemniczy?
~*~
- Liam? Co ty tutaj robisz?
Ostatnią rzeczą, o jakiej marzyłem, było
spotkanie z Will. Co ja mam teraz zrobić? Wiedziałem, że odwożenie Iss do domu
to najgłupszy pomysł pod słońcem.
- Byłem akurat po... kawę.
- kawę? - dziewczyna wysłała mi pytające
spojrzenie. Chyba nie za bardzo mi uwierzyła. Sam bym sobie nie uwierzył.
- No tak. Tutaj za rogiem robią świetną
kawę.
- Taak. Racje. Tylko gdzie masz tą kawę?
- Wypiłem. Wybacz, muszę już iść.
Chłopacy do mnie wydzwaniają, że spóźniłem się na próbę. Przepraszam.
Szybko ją wyminąłem, po czym wsiadłem do
samochodu i odjechałem, nie oglądając się za siebie.
Wpadka po całości. Mam nadzieję, że nic
się nie wyda.
~*~
Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. To
na pewno Will.
Rzuciłam się pędem w jej kierunku, chcąc
opowiedzieć jej o dzisiejszym spotkaniu z Lucasem.
Dziewczyna sprawiała wrażenie kompletnie
odłączonej od świata. Nawet mnie nie zauważyła.
- Will, muszę ci coś powiedzieć, to
pilne! - próbowałam jakoś zwrócić jej uwagę.
- Czekaaj, przed chwilą miałam na dole
dosyć dziwną sytuację. - ciągle na mnie nie patrzyła, tylko zaczęła przedzierać się w stronę swojego pokoju z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Zaraz mi opowiesz. Widziałam się
dzisiaj z Lucasem! - zaczęłam skakać po korytarzu ze szczęścia i potrząsać nią,
ale ona wcale nie zamierzałam podzielić mojego entuzjazmu.
- serio? - wyraz twarzy dziewczyny
diametralnie się zmienił. - kiedy?
- Odwiózł mnie po szkole do domu!
- Wysoki brunet o brązowych oczach,
ubrany w ciemne jeansy i bluzkę z czerwonym nadrukiem? - wyrecytowała niczym
wiersz na lekcji języka angielskiego.
- Tak. Skąd wiesz?
- Spotkałam go chyba na dole. Wybacz,
muszę zadzwonić do kumpeli, nie było jej dzisiaj w szkolę, trochę się o nią
martwię.
- Jasne. Sprawdź co u niej i chodź na
obiad bo ciocia na ciebie czekała.
~*~
Liam, odbierz ten cholerny telefon.
- Will, mówiłem ci, że nie mam czasu. -
Brunet chciał się mnie szybko pozbyć, ale nie będzie tak łatwo, nie ma mowy.
- No cześć, Lucas - Specjalnie zaakcentowałam
ostatnie słowo, chcąc zwrócić jego uwagę.
- Co? O czym ty mówisz?
- Nie udawaj głupka. Dobrze wiem, że
spotykasz się z Iss, tylko dlaczego pod zmyślonym nazwiskiem?
Słyszałam jak chłopak głośno zdycha po
czym mówi do kogoś, że zaraz wróci.
- Błagam, nie mów jej o tym.
- Jak twoim zdaniem mam jej nie
powiedzieć? - byłam oburzona zachowaniem chłopaka i ledwo udawało mi się
utrzymywać stabilny ton głosu. - Oszukujesz moją kuzynkę! Wiesz co będzie,
jeżeli ona się dowie? Żyjemy w Londynie, chłopie! Bilbordy z wami wiszą na
ulicach. W końcu na jakiś wpadnie.
- Wiem, nie przemyślałem tego, ale proszę
cię, kryj mnie. Mam zamiar jej powiedzieć, już niedługo. Szukam jedynie
odpowiedniego momentu.
- Żebyś zdążył jej powiedzieć, nim zrobi
to Max.
- Kim jest Max?
- Chłopak, któremu Iss wpadła w oko.
Jeżeli was razem zobaczy i cię rozpozna, powie jej prawdę. A wiesz, co zrobi,
kiedy się rozstaniecie? Będzie ją pocieszał. Łatwy cel do zdobycia.
Liam nie odzywał się przez dłuższy czas.
Już myślałam, że się rozłączył, ale wtedy chłopak ponownie zabrał głos.
- Powiem jej jak najszybciej.
Wtedy połączenie zostało zakończone.
Obyś zdążył to zrobić, Liam.
~*~
- Co u niej? - zapytałam, kiedy tylko
brunetka pojawiła się w kuchni.
- Wszystko ok.
Will zachowywała się bardzo dziwnie,
odkąd wspomniałam o Lucasie. Czyżby wiedziała o czym ważnym? Może on
rzeczywiście coś przede mną ukrywa?
Zjadłyśmy obiad w kompletnej ciszy. Will
co chwilę grzebała w telefonie, aż nawet ciotka zwróciła jej uwagę.
Wtedy w mieszkaniu pojawił się ojciec.
Stwierdził, że do nowego domu będziemy się mogli przeprowadzić już za dwa
tygodnie. Ciotka Simona nie sprawiała wrażenia zadowolonej, a wręcz przeciwnie.
Wstała od stołu i wyszła z kuchni. Mój ojciec, jak to facet, oczywiście nie
domyślił się o co chodzi.
Od dawna podejrzewałam, że ciocia Simona
podkochuje się w moim ojcu, ale on nigdy nie sprawiał wrażenia
zainteresowanego. Po prostu klasyfikował ją do rodziny, a z rodziną nie można
się wiązać.
Z drugiej jednak strony nie łączyły ich
żadne powiązania genetyczne. Ciocia Simona była siostrą mamy, więc nie było
żadnych przeciwwskazań do uformowania nowego związku. Tylko, że mój tata wcale
nie zamierzał się z nią związać. Dla niego była po prostu Simoną mieszkającą w
Londynie. Nic więcej.
Szkoda. Ciotka byłaby idealną kobietą dla
ojca. Wiem, że nie leci na jego pieniądze i wpływy, a boję się, ze kiedyś w
jego życiu pojawi się jakaś taka niezrównoważona kobieta i go skrzywdzi, przy
okazji czyszcząc mu konto bankowe.
Tata chyba zaczął łapać o co chodzi i
poszedł za ciotką Simoną. Will kompletnie zignorowała całą sytuację. Była w
zupełnie innym świecie.
W trakcie jedzenia dostałam wiadomość od
Lucasa. Chciał się pilnie spotkać dzisiaj wieczorem. Czyżby coś się stało?
~*~
- Hej piękna. - powiedziawszy to, mocno
przytuliłem ją do siebie.
- Coś się stało, Luc? Twoja wiadomość
trochę mnie zaniepokoiła.
Gestem ręki wskazałem jej samochód, po
czym oboje do niego wsiedliśmy. Nie wiedziałem od czego zacząć.
- Muszę powiedzieć ci coś naprawdę bardzo
ważne. Bo... ja... chciałem... - zawahałem się. Co, jeżeli mnie nie zrozumie?
Co, jeśli ją stracę? - zapytać, czy zostałabyś moją dziewczyną, Iss?
- Luc! Ja.. oczywiście, że tak! Jestem
taka szczęśliwa!
Po tych słowach dziewczyna rzuciła mi się
w ramiona.
- Ja też. - Próbowałem przybrać pozytywny
ton głosu.
Liam. Spaprałeś. Znowu.
~~~~
Miał być 19, jest 10 :D Bonus. Najdłuższy rozdział, jaki udało mi się napisać.
Kolejny powinien pojawić się w święta. :)
Dziękuję za motywujące komentarze! To dzięki Wam rozdział pojawił się wcześniej <3
OMG! Dlaczego on nie powiedział jej prawdy! Ale się wkopał! Z niecierpliwością czekam na następny! Weny życzę! Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuń