niedziela, 6 kwietnia 2014

Rozdział 1

"Kto teraz wynagrodzi cały trud
Te łagodzące pożar konwersacje
I wylewane morza dobrych słów
Na wciąż nieustające konfrontacje
W czym rzecz nie zgadnie nikt
Wiemy że te schody brną donikąd
Jest źle a dalej iść
Czy te przeciwności kiedyś znikną?"

Sylwia Grzeszczak - Schody
~*~

Nie mogłam się rozluźnić. Cały czas miałam wrażenie, że ojciec zaraz wpadnie i narobi mi niezłego szumu. Rozważałam już opcję powrotu do domu, żeby nie narobić sobie większych problemów, ale za każdym razem Will mnie zatrzymywała.
Przynajmniej ona świetnie się bawiła. Tańczyła z nowo poznanymi facetami, a ja siedziałam przy barze, popijając drinka z colą.
Czułam się dziwnie w tym nowym miejscu. Dla większości wypad na imprezę jest czymś normalnym, a ja byłam przed tym chowana przez prawie osiemnaście lat.
Z moich rozmyślań wyrwał mnie pewien brunet, który pojawił się nagle obok mnie. Zamówił whiskey z sodą i położył na blacie całkiem sporą sumę pieniędzy. Barman, zadowolony z bogatego klienta, zaproponował mu jeszcze listę innych, zapewne drogich trunków. Ku jego rozczarowaniu brunet odmówił i wyciągnął telefon, żeby zignorować natrętnego sprzedawcę.
Moim oczom ukazał się najnowszy, czarny Iphone 5. Cóż, chyba ten barman jednak nie wypuści go tak szybko.
- Coś nie tak?
Spojrzałam na niego zaskoczona.
- Patrzysz na mnie od kilku minut. Myślałem, że się zacięłaś.
- Przepraszam. - wydukałam i poczułam, że zaczynam się rumienić. Szybko odwróciłam głowę w przeciwnym kierunku, żeby nie zrazić nowo poznanego chłopaka.
- Nie gniewam się. - powiedziawszy to, zaśmiał się cicho, jednak nie na tyle, bym nie usłyszała.
Odwróciłam się ponownie w jego stronę i ujrzałam najpiękniejszy uśmiech na świecie. Jego czekoladowe oczy zdawały się hipnotyzować całe otoczenie i wręcz wciągały obserwatora.
- Jestem Isabella. - wyrwałam, ciągle patrząc w jego tęczówki.
- L...Lucas. - podał mi rękę. - Nie jesteś z Londynu, prawda, Isabello?
- Tak. Masz rację. Jestem tu od wczoraj. Mieszkasz tutaj?
- hm, no, od kilku tygodni tak, ale dom rodzinny mam na północy.
- A dokładniej? - Może niezbyt kulturalnie wypytywałam go o szczegóły, ale chciałam wiedzieć o nim wszystko. Wydawał się być kimś naprawdę wyjątkowym.
Chłopak głośno westchnął i dosyć długo nie odpowiadał. Kiedy już zaczęłam tracić nadzieję, że mi odpowie, chłopak niespodziewanie się odezwał.
- Liverpool.
- Rzeczywiście daleko. Chociaż moja orientacja w Anglii jest znikoma. - wyciągnęłam swój telefon na blat, żeby w razie połączenia od ojca szybko odebrać telefon. Rozmowa z Lucasem trochę mnie rozluźniła, ale na myśl o nadopiekuńczym ojcu włączała mi się czerwona lampka.
- Gdzie wcześniej mieszkałaś? Nie wyglądasz jak typowa Angielka.
- Urodziłam się w Australii, ale korzenie mam mieszane. Mój ojciec jest Australijczykiem, a matka była Bułgarką.
- Była? - zapytał brunet po mojej krótkiej wypowiedzi.
- Nie żyje. Zginęła w wypadku, kiedy byłam mała.
- Przykro mi.
Po tych słowach zapadła krepująca cisza. Nie wiedziałam jak ponownie zacząć rozmowę a brunet wcale mi tego nie ułatwiał.
- Wiesz, Isabello, zaraz muszę uciekać, a nie chciałbym, żeby nasza znajomość zakończyła się w tym klubie. Podasz mi swój numer telefonu?
Wahałam się tylko chwilę. Zaraz wzięłam do reki telefon i wymieniłam się z nim numerem. Lucas zaproponował podwózkę do domu. Dobrze, że jednak nie wypił tego drinka.
Odszukałam Will i powiedziałam, że wracam już do domu. Przez chwile upierała się, że chce iść ze mną, ale powiedziałam, że dam sobie radę.
Wyszliśmy z brunetem z klubu i wtedy uderzyło we mnie przyjemnie, nocne powietrze. Zegar na Big Benie wskazywał godzinę dwudziestą trzecią. Pierwszy raz w życiu zdarzyło mi się być tak późni poza domem bez czyjejś opieki.
Lucas zachowywał się bardzo dziwnie. Co chwilę się odwracał, jakby sprawdzał, czy nikt go nie śledzi. Przez chwilę zaczęłam się bać. Zachowywał się jak jakiś szaleniec. Co, jeżeli zrobi mi krzywdę?
Wsiedliśmy do jego samochodu i odwiózł mnie do domu. Po drodze nie zamieniliśmy ani jednego słówka. Ja nie wiedziałam o czym mam mówić, a on też nie palił się do rozmowy.
Kiedy stanęliśmy pod wieżowcem, rzuciłam krótkie "cześć" i ruszyłam w stronę mieszkania.
Weszłam do mojego tymczasowego pokoju i rzuciłam się na łóżko. Byłam wykończona podróżą, a Will jeszcze wyciągnęła mnie na imprezę.
Już zapadałam w sen, kiedy rozbudził mnie dźwięk świadczący o otrzymaniu wiadomości.
Wzięłam do ręki telefon, bo byłam pewna, że to wiadomość od Will, ale na ekranie pojawił się numer Lucasa. Uśmiechnęłam się sama do siebie, jeszcze zanim odczytałam jego treść.
Wiadomość była krótka. Było to głupie dobranoc, a moje serce dostało przez to palipitacji. Odpisała mu to samo, ale dopiero po pięciu minutach.
Przebrałam się w luźniejsze ciuchy i poszłam spać.

~*~

Obudziłam się, kiedy promienie słońca zaczęły wpadać do pokoju przez źle zasłonięte zasłony. Podniosłam się do siadu i przeciągnęłam. Przez chwilę ciągle miałam wrażenie, że jestem w Sydney. Dopiero kiedy zdałam sobie sprawę, że jestem w Londynie, w pokoju Will, zaczęłam szukać wzrokiem brunetki, ale nigdzie jej nie znalazłam.
Narzuciłam na siebie szlafrok i ruszyłam w stronę kuchni. Zapach dochodzący stamtąd świadczył o nadchodzącym śniadaniu.
W kuchni siedziała Will, razem z ciocią Simoną. Zdziwiło mnie, że już jedzą obiad, mimo tak wczesnej pory.
- Nareszcie wstałaś. - powiedziała radośnie ciotką, przewracając mięso na patelni. - Już miałam iść sprawdzić, czy żyjesz.
- To która jest godzina?
- trzynasta. - odparła Will, grzebiąc w swoim telefonie. Telefon. Może dostałam jakąś wiadomość od Lucasa!
Szybko wróciłam do pokoju i sprawdziłam skrzynkę odbiorczą. Całkowicie zignorowałam wiadomość od ciotki Jane. Jedynie zainteresowała mnie ta od Lucasa.
"Widzimy się dzisiaj?"
Nie wierzę! Pierwszy raz w życiu ktoś chce się ze mną umówić!
"Kiedy i gdzie? :)"
Nie minęła minuta, a już dostałam odpowiedź.
"Kawa, 21?"
Dlaczego chciał spotkać się tak późno! Mamy dzisiaj wyjątkowo piękny i słoneczny dzień, a on chce się spotykać po nocach.
"Czemu nie wcześniej? :)"
Tutaj na odpowiedź musiałam czekać dłużej.
"Mam jeszcze parę spraw do załatwienia."
Wróciłam do kuchni a ciotka naszykowała dla mnie śniadanie. W radiu leciała jakaś piosenka, do której Will zaczęła śpiewać.
To była jedna z tych rzeczy, które jej nie wychodziły.
- Nie wierzę, że piątka chłopaków tak się wypromowała za sprawą naszego x factora.
- Jaka piątka? - zapytałam zaciekawiona, pochłaniając wyjątkowo szybko zawartość mojego talerza.
- One Direction? - kiedy zauważyła, że ta nazwa kompletnie nic mi nie mówi, zaczęła kontynuować - Harry, Liam, Louis, Niall, Zayn? Naprawdę ich nie znasz?
- Nie.
- Dziewczyno! To najpopularniejszy boysband na świecie, a ty ich nie kojarzysz?! - Will była bardzo oburzona moją niewiedzą. Rzadko słuchałam muzyki.
- Nie lubię popu.
- Ja tam nie mam nic przeciwko. O której wróciłaś?
- Wtedy, kiedy ci mówiłam, że wychodzę.
- Twój ojciec by mnie zabił, gdyby się dowiedział, że pozwoliłam ci wyjść na imprezę. - ciotka zaśmiała się, kładąc na stół dodatkową porcję świeżych bułek.
- Nie róbmy z niego takiego potwora, mamo. - Will zwróciła mamie uwagę, ale z całą pewnością myślała tak samo jak ona.
Ojciec miał wrócić dopiero jutro, więc będę mogła bez problemu spotkać się z Lucasem. Jednakże do wieczora pozostało jeszcze dużo czasu.
Zaraz po obiedzie wybrałyśmy się z Will na zakupy. Chciałam założyć coś wyjątkowo na spotkanie z Lucasem. To miał być magiczny i niezapomniany wieczór.
Wybrałam czarną sukienkę na ramiączkach i planowałam znaleźć jeszcze jakieś baleriny, jednakże Will mnie wyprzedziła i kupiła czerwone, wysokie szpilki.
- Na pewno mu się spodobają. - zapewniła mnie jeszcze przy kasie i nie było nawet mowy o jakiejkolwiek wymianie.
Do domu wróciłyśmy koło siedemnastej, więc zaczęłam przygotowywać się do wyjścia. Umyłam włosy, delikatni zakręciłam je na lokówce, a Will zrobiła mi makijaż.
Kiedy Lucas napisał, że czeka na dole, właśnie byłam w trakcie zakładania niewygodnych butów.
- Nie wierzę. Punktualnie. Na pewno jesteś kobietą? - zmierzył mnie od góry do dołu swoimi czekoladowymi oczami - z całą pewnością nią jesteś.
Zaśmiałam się tylko, a chłopak otworzył mi drzwi do samochodu.
Myślałam, że zabierze mnie do jakiegoś londyńskiego klubu, a on zabrał mnie do  baru na odludziu, ale zapewniał, że robią tam świetną kawę.
Z jednej strony wydawało się to przyjemniejsze niż siedzenie w zatłoczonym i głośnym klubie w centrum Londynu.
Lucas zamówił dwie kawy i tak rozpoczęliśmy naszą rozmowę.
Opowiedział mi o swojej rodzinie. Miał dwie starsze siostry.
 W Londynie pracował u wujka i ubolewał nad tak daleką odległością od domu.
Nie wygląda na kogoś biednego, więc dlaczego pracuje i to jeszcze tak daleko?
Może podobnie jak ja pragnie się usamodzielnić od nadopiekuńczych rodziców? Czyżbym odnalazła bratnią duszę?
W barze spędziliśmy dobre kilka godzin. Zostaliśmy wyproszeni przez właściciela, który twierdził, że już dawno powinien zamknąć lokal.
Pod domem byłam dopiero koło pierwszej. Lucas kulturalnie otworzył mi drzwi do samochodu.
Kiedy już wyszłam, stanęliśmy naprzeciwko siebie, patrząc jedynie w swoje oczy.
- Całowałaś się kiedyś na pierwszej randce?
Zaskoczył mnie tym pytaniem. Nie powiem mu przecież, że nigdy nie byłam na randce, a co tu dopiero mówić o całowaniu.
- Nie.
- Cóż. Kiedyś musi być ten pierwszy raz.
Po tych słowach zbliżył się do mnie i delikatnie, na krótką chwilę złączył nasze wargi.
- Jesteś wyjątkowa, Isabell. Nikt nigdy mnie tak nie oczarował na pierwszym spotkaniu. Dobranoc piękna.



~~~~~
Prolog był po prostu za krótki, toteż już dodaję pierwszy rozdział. :) 
Na kolejny będziecie musieli więc trochę poczekać :P

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz