niedziela, 26 kwietnia 2015

Epilog

- To już wszystko. Dziękujemy, szefowo.
Zaśmiałam się serdecznie, kiedy jeden z moich ulubionych pracowników po raz kolejny określił mnie tym zabawnym tytułem. Fakt, od teraz byłam ich szefem, ale ciągle nie mogłam się do tego przyzwyczaić i kazałam do siebie mówić po prostu po imieniu. Tylko Max, za każdym razem, starał się mnie rozśmieszyć i nie stosował do powyższego polecenia.
- Gdyby nie wy, nigdy nie zaszlibyśmy tak wysoko.
Widziałam w ich oczach dumę i szczęście, że w końcu ktoś ich docenił, a nie zmieszał z błotem, bo przecież, zawsze mogło być jeszcze lepiej. Bez wątpienia nowy przywódca pozytywnie odbił się na ich zdrowiu psychicznym. Teraz nareszcie widzę wszystkich szczęśliwych i zadowolonych. Zostanie naczelną redaktor The New York Times to najlepsze, co mogło mi się trafić.
Ech, ale cofnijmy się w czasie do tego feralnego wieczoru, bo chyba tam po raz ostatni się widzieliśmy, prawda?
Liam, oczywiście, po tym wszystkim zaczął mnie solidnie pilnować, wręcz nie odstępował na krok. Zapisał nas również na terapię, bo ani ja, ani on, nie potrafiliśmy pogodzić się ze stratą naszego pierwszego dziecka.
Zgodnie stwierdziliśmy, że nie powiemy o tym Will i Zaynowi. Nie chciałam dokładać im dodatkowych zmartwień, kiedy jeszcze w dodatku Hayley zaczęła poważnie chorować i niemal każdy wieczór spędzali w szpitalu.
To nie był dobry czas dla nikogo z nas. Każdy zaznał niepowodzeń i musiał się z nimi zmagać.
ale przecież po każdej burzy wychodzi słońce.
Po pięciu miesiącach zakończyliśmy z Liamem terapię. Oczywiście, ból pozostał, ale stał się na tyle znośny, że można było z nim normalnie funkcjonować.
Któregoś wieczoru, który nielicznie spędzaliśmy we wspólnym gronie, lekko już podpity Zayn, wpadł na wspaniały pomysł reaktywacji zespołu. Rzecz jasna, ja z Will wcale nie odebrałyśmy tego na poważnie. Byłyśmy przekonane, że kiedy jutro obudzą się wraz z potężnym bólem głowy, zapomną o tym szalonym pomyśle.
Możecie sobie wyobrazić, jakże wielkie było moje zaskoczenie, kiedy następnego dnia ujrzałam wystrojonego w czarny garnitur Liama, przeglądającego się dokładnie przed lustrem w naszej sypialni. Okazało się, że oni już dawno podjęli decyzję o reaktywacji One Direction, ale dopiero wczoraj, w napływie odwagi spowodowanej butelką whisky, udało im się w końcu nam powiedzieć.
Oczywiście, zespół już nigdy nie powróciłby to tego samego składu, co przed kilkoma laty. Ich przyjaźń się rozpadła, a niektórzy nawet przyczynili się do jeszcze większego napięcia poszarpanych relacji.
- Będę się już zbierać, moi drodzy. Przede mną jeszcze kilka spraw do załatwienia.
- Taak, szefowo, czytaliśmy o dzisiejszym rozdaniu nagród dla muzycznych artystów i domyśliliśmy się, że tam będziesz. Scarlett ma się tam pojawić i zbierać najświeższe ploteczki do poniedziałkowego wydania.
- Chyba powinniśmy się skupić na ważniejszych rzeczach, niż dzisiejsze rozdanie nagród. Oczywiście, można to umieścić na którejś ze stron, ale na pewno nie na okładce. Kiedy skończycie robić projekt, prześlij mi go na e-mail. Jutro wieczorem powinnam go zatwierdzić, ewentualnie prosić o jakieś korekty.
Wszyscy pokiwali twierdząco głową i wrócili do swoich obowiązków. Ja jeszcze tylko szybko sprawdziłam skrzynkę pocztową i opuściłam biuro, w torebce słysząc dźwięk telefonu komórkowego. Liam zapewne się martwił, że nie zdążymy na galę.
- Kochanie, nie mam piętnastu lat, więc nie musisz się obawiać, że nie zdążę. - powiedziałam, jedną ręką podając ochroniarzowi swoją przepustkę.
- Dziękuję i życzę miłego dnia, pani Payne.


 Ku mojemu zaskoczeniu, w mieście nie było korków, więc w domu pojawiłam się jeszcze wcześniej niż przypuszczałam.
Liam, pochłonięty wybieraniem odpowiedniego krawatu, nawet nie zauważył, kiedy wróciłam.
Wyciągnęłam z torebki czarny, satynowy krawat, który kupiłam właśnie na tę okazję i podeszłam do mojego ukochanego, aby pomóc mu wybrnąć z zabawnej opresji.


- Będzie idealny. - powiedziawszy to, zawiązałam jego krawat, a kiedy skończyłam, Liam złapał mnie za biodra i przyciągnął bliżej siebie.
Nie musieliśmy nic mówić, żeby czuć się wspaniale. Wystarczyła nam tylko swoja obecność i dotyk.
- Jesteś najwspanialszą żoną, jaką mogłem sobie wymarzyć.
- a ty jedynym mężczyzną, za którego chciałam wyjść.
Po tych słowach przyciągnął mnie jeszcze bliżej, łącząc nasze wargi w subtelnym pocałunku, który z sekundy na sekundę robił się coraz to odważniejszy.
- Spóźnimy się na przyjęcie. - szepnęłam, oderwawszy się od niego. Zobaczyłam w jego oczach chęć zostania tutaj i nie zmieniania planów, ale wiedział, że musi pojawić się na tej gali. To ważne wydarzenie dla całego zespołu.
Poprawiwszy jeszcze raz jego krawat, kokieteryjnym krokiem udałam się w stronę łazienki, uprzednio zabierając z szafy wcześniej wyprasowaną, czarną sukienkę.


Uwielbiałam w sobie to, że przygotowanie do przyjęcia zajmowało mi mniej niż godzinę, kiedy Will potrzebowała na to przynajmniej dwóch. Zawsze byłam inna niż większość kobiet na świecie. Własnoręczne przygotowywanie makijażu sprawiało mi większą przyjemność niż godziny spędzone u wizażystki, a późniejsze oceny Will jeszcze bardziej utwierdzały mnie, że jestem w tym dobra.
Za dzisiejszy, wyjątkowy wieczór, wybrałam długą, przylegającą do ciała sukienkę, z elementami przezroczystej tkaniny i subtelnymi cekinami.
Ani wyzywająco, ani staromodnie - idealnie.


~*~

- Nagrodę za najlepszy zespół ostatnich kilku miesięcy otrzymuje - tutaj zapadła chwila uciążliwej ciszy, która każdego przy naszym stoliku trzymała w napięciu - One Direction!
Harry, Liam i Zayn podskoczyli szczęśliwi, a ja z Will zaczęłyśmy bić prawa. Mężczyźni poszli odebrać upragnioną statuetkę, po czym każdy z nich otrzymał kilka minut na wygłoszenie podziękowań.
Oczywiście, Zayn podziękował Will i swojej małej córce, na co brunetka szczerze się wzruszyła, a po jej policzkach spłynęły łzy szczęścia. Byli wspaniałą i przeznaczoną sobie parą, zresztą podobnie jak ja i Liam.
- To bardzo ważna dla nas nagroda - zaczął na samym końcu Liam - Podziękowania za nią, należą się oczywiście wszystkim naszym fanom, sponsorom jak również pracownikom, ale - tutaj spojrzał na mnie - najważniejszą z tych osób, jest moja ukochana żona, Isabell. Gdyby nie on, nie stałbym tutaj teraz przed wami. To ona pcha mnie w moje marzenia i pokazuje, że życie może być piękne, nawet jeśli życie porządnie dało nam w kość.
Po jego krótkim, aczkolwiek ckliwym przemówieniu, rozległy się gromkie brawa, a mężczyzna powróciwszy do stolika, przyciągnął mnie blisko siebie i w geście pocałunku wyraził wszystko, o czym uprzednio opowiedział na scenie.
- Jestem w ciąży. - szepnęłam mu do ucha, a jego źrenice rozszerzyły się pod wpływem szoku.
- Żartujesz sobie ze mnie? - kiedy przecząco pokręciłam głową, przytulił mnie, zanurzając twarz w moich brązowych, zakręconych włosach. - Obiecuję, że nie opuszczę cię na krok. Już na zawsze..

~~
To już jest koniec, nie ma już nic!
Dziękuję za te dwie serie opowiadania i strasznie przepraszam, że na epilog kazałam wam czekać tak długo :)