wtorek, 22 lipca 2014

Seria II Rozdział 4

- Ciociu, a jeżeli nie dogadam się z koleżankami? - Hayley od rana zamęczała mnie pytaniami na temat nowej szkoły. Wiem, że na pewno jest zdenerwowana, ale jak tak dalej pójdzie, to zwariuję.



- Kochanie, jesteś miłą dziewczynką, poznasz dzisiaj wiele koleżanek.
- Ale nie jesteśmy w Nowym Jorku! Tutaj nikt nie mówi tak jak ja. - spojrzała na mnie przepełnionymi żalem oczkami i zaczęła kręcić kółka łyżką w swojej misce płatków.
- Słońce, tutaj też mówią tak jak w Nowym Jorku, więc nie musisz się bać.
Po moich słowach jej minka diametralnie się zmieniła i z promiennym uśmiechem wybiegła z kuchni.
- Hayley! Nie zjadłaś śniadania! - moja nowa rola jest bardzo przyjemna, nie licząc oczywiście tej całej sytuacji. Chyba chciałabym zostać matką. Tylko nie mam na to czasu...
- Córeczka się nie słucha? - usłyszałam śmiech Liama, na co wszystkie moje mięśnie się napięły. Mam nadzieję, że tym razem nie będzie robił żadnych dziecinnych podchodów. Nie ma dzisiaj na to nastroju.
- Kawy? - rzuciłam, odwracając się w stronę blatu i usłyszałam jedynie ciche mruknięcie, oznaczające twierdzenie. Zjedliśmy śniadanie bez wymiany zdań, a wtedy do kuchni z powrotem wpadła Hayley.
- Wujku, zawieziesz mnie do szkoły?
- Oczywiście, że tak.  - uśmiechnął się do niej, odłożywszy filiżankę na stół.
- A ty ciociu?
- Jasne.
Na jej twarz wkradł się promienny uśmiech a chwilę później wszyscy siedzieliśmy już w samochodzie.
Nie chcę, żeby małej cokolwiek się stało. To bardzo mądra i dobra dziewczynka, która zasługuje na normalne życie.
Kiedy zatrzymaliśmy się pod szkołą, Hayley pomachała nam na pożegnanie i rześkim krokiem ruszyła w stronę szkolnego budynku.
- Kończy o czternastej. - usłyszałam słowa Liama, na co przeszedł mnie dziwny dreszcz. Iss, musisz się ogarnąć.
Nic nas już nie łączy, dlaczego moje serce nie potrafi tego zrozumieć?
Poczułam w kieszeni wibracje, informujące mnie o nadchodzącym połączeniu.



Zignorowałam Liama i wyciągnęłam z kieszeni telefon, gdzie na obiektywnie ujrzałam uśmiechniętą twarz loczka. Przeciągnęłam kciukiem po wyświetlaczu, tym samym akceptując połączenie.
- Cześć skarbie. - doszedł mnie jego szczęśliwy głos. - Jak sobie radzisz z Hayley?
Nawet słowem nie wspomniał o Liamie. Przecież byli przyjaciółmi.
- Wszystko w porządku. - zapewniłam, po czym gestem ręki poprosiłam Liama, aby zatrzymał samochód. Chciałam z Harrym porozmawiać na osobności, bo w towarzystwie mojego byłego chłopaka czułam się dosyć niekomfortowo.
Opuściłam czarne bmw, po czym ruszyłam w stronę parku, gdzie przysiadłam na jednej z ławek.
Dzisiejszy dzień był naprawdę piękny. Słoneczko przyjemnie grzało, zapowiadając nadchodzącą wiosnę.
- Zayn robi wszystko, aby dogadać się z Trevorem, chociaż ten wcale nie chce go słuchać. Powinniście opuścić Sydney i zaszyć się gdzieś na wschodzie. Tam nie ma tylu ludzi, a co za tym idzie, mniejsze prawdopodobieństwo, że uda się was namierzyć.
Słuchałam z przejęciem Harrego, kompletnie ignorując otoczenie. Dopiero, kiedy przez przypadek moje spojrzenie utkwiło na pewnym mężczyźnie w skórzanej kurtce, na chwilę przestałam oddychać.
Przyglądał się mi i to z pewnością od dłuższego czasu.
Nie chciałam niepotrzebnie denerwować Harrego, bo przecież mogło się to okazać moim zwykłym przewrażliwieniem związanym z tymczasową sytuacją, ale jedno było pewne. Trzeba stąd zniknąć i to jak najszybciej.
Spokojnie podniosłam się z ławki i zaczęłam podążać w stronę wyjścia. Jak na moje nieszczęście, w parku nie było kompletnie nikogo.
- Jasne Harry, postaramy się jak najszybciej opuścić Sydney. - Moje zaniepokojenie wzrosło, kiedy mężczyzna ruszył za mną, przyśpieszając, kiedy tylko ja to zrobiłam.
- Coś nie tak? Masz jakiś dziwny głos.
- Nie jestem pewna. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą, ciągle oglądając się za siebie.
Spanikowałam, kiedy mężczyzna na mną zniknął. Zdążyłam spojrzeć do przodu, a wtedy odbiłam się od czyjegoś ciała, upadając na ziemię.
Przełknęłam głośno ślinę, kiedy ujrzałam przed sobą faceta z parku. Nachyliwszy się nade mną, wyrwał mi z ręki i telefon i przyłożył sobie do ucha.
- Oddzwoni.
Po tych słowach upuścił go i z całej siły przydepnął nogą. Wyciągnął z kieszeni kurtki zdjęcie, spojrzał na nie i rzucił mi je pod nogi.



To byłam ja... Nawet nie wiem, kiedy to zdjęcie zostało zrobione!
- Isabella Evans, lat 23, kuzynka Wilhelminy Malik, żony Zayna Malika. - wyrecytował, patrząc chłodno w moje tęczówki. - Zapytam raz, ty mi grzecznie odpowiesz, a wtedy nasze drogi się rozejdą. Gdzie jest Hayley?
- Nie wiem. - Taaaaak, Iss! Na pewno ci uwierzy. Brzmisz bardzo przekonująco.
- To co robisz w Australii, skoro na co dzień mieszkasz w Stanach?
- Pochodzę stąd. - chciałam, żeby mój głos brzmiał naturalnie, ale zdenerwowanie dało się wyczuć.
Mężczyzna złapał mnie za kołnierz bluzki i pociągnął do góry.
- Dobra, a tak na serio? Bo chyba nie myślisz, że ci uwierzę.
Zaczęłam gorączkowo rozglądać się po parku, poszukując wzrokiem jakiegokolwiek człowieka, ale mój oprawca nie miał najwyraźniej czasu.
Złapał mnie za nadgarstek i pociągnął w przeciwnym do samochodu Liama kierunku.
- Krzykniesz, a pożałujesz. - ostrzegł, kiedy znaleźliśmy się niedaleko wyjścia.
- Ja cię znam. - wyszeptałam niepewnie, spoglądając w jego brązowe tęczówki. Gdzieś go już widziałam, ale nie mogłam sobie tego przypomnieć.
- Mam taką nadzieję.
~*~
Wraz z Zaynem już od kilku godzin próbowaliśmy znaleźć jakąś korzystną ofertę kredytową, która mogłaby chociaż spłacić cząstkę naszych długów.
Byłam wściekła na męża za jego kompletną nieodpowiedzialność, ale teraz nie mogę się na nim wyżywać. Czasu nie cofniemy, a najważniejsze jest bezpieczeństwo Hayley.
Od przejrzystego ekranu komputera wyrwał nas tupot stóp, szybki i mocny. Chwilę później do pomieszczenia wpadł zdyszany Harry, wymachując telefonem komórkowym w ręku.
Spojrzeliśmy na niego zdezorientowani, a ten przychylił się i oparł o kolana, powoli normując swój oddech.
Spanikowałam, podnosząc się do pionowej pozycji, a w moim oczach pojawiły się łzy.
- Coś się stało z Hayley?!



Harry jedynie przecząco pokręcił głową, po czym przyjął pionową postawę.
- Loius ma Iss. - wydyszał pomiędzy szybkimi oddechami. - Zdradził nas, pracuje dla Trevora!
- To niemożliwe. - usłyszałam cichy głos należący do Zayna. - To nie może być, kurwa, prawda!
Wzdrygnęłam się, bo po raz pierwszy Zayn zabluźnił w mojej obecności.
Z drugiej strony wcale mu się nie dziwię. Został zdradzony i to przez własnego przyjaciela.
- Dzwoniłeś do Liama? - dodał po chwili, rzuciwszy telefonem o szklany blat.
- Próbowałem się do niego dodzwonić, ale nie chciał ode mnie odebrać.
- Ja się tym zajmę. - zapewniłam, szybko wyciągając z torebki czarnego Sasmunga, po czym wybrałam numer do Brytyjczyka.
- Tak? - usłyszałam spokojny głos Liama, który najprawdopodobniej spożywał właśnie śniadanie w jakimś barze szybkiej obsługi. Strasznie lubił te wszystkie fast foody.
- Lousi przeszedł na stronę Trevora i ma Iss. Musisz zabrać Hayley i gdzieś się zaszyć. Rozmawiałam dzisiaj z Nathanem. Pojawi się u was jutro. Muszę kończyć. Wiesz, że każda nasza rozmowa jest niebezpieczna. Wyrzuć kartę.
Po tych słowach zakończyłam połączenie.
Opadłam ze zrezygnowaniem na kanapę, chowając głowę w dłoniach.
Znowu się zaczyna.
Historia najwidoczniej lubi się powtarzać.


~~~
Spięłam się i napisałam.
Powiedziałam sobie, że nie mogę się poddać i tak łatwo odpuścić. 
Zrobiłam to dla siebie, jak i dla was.
Mam nadzieję, że się podobało.
Musiałam wprowadzić jakiś nudniejszy rozdział, żeby dodać postać, chociaż może nie wyszło aż tak źle.
Pozdrawiam.