środa, 30 kwietnia 2014

Rozdział 8


Jechaliśmy przez opuszczone ulice Londynu, a intensywnie padający deszcz odbijał się po nawierzchni samochodu.

Wycieraczki działały na pełnych obrotach, zrzucając z szyby zbędną warstwę substancji.
Noc dzisiaj była wyjątkowo chłodna i nieprzyjemna.
Przedzieraliśmy się przez opuszczone dzielnice Londynu, a wskazówka prędkości pięła się ku górze.
Nagle na środku ulicy dostrzegliśmy nieprzytomnego mężczyznę. Liam zatrzymał samochód, po czym oboje do niego wybiegliśmy. Nie mieliśmy pewności, czy po prostu jest pijany, czy stało mu się coś poważnego i wymaga natychmiastowej hospitalizacji.
Nim zdążyliśmy do niego podejść, mężczyzna podniósł się o własnych siłach, a wokół niego pojawiło się kilka dodatkowych, zakapturzonych postaci.
Wycofałam się do tyłu, uderzając delikatnie o klatkę piersiową Liama.
Słyszałam jego przyśpieszony oddech i czułam szybko bijące serce.
Mężczyzna, który jeszcze przed chwilą leżał na środku ulicy, podszedł do nas.
Zdjął czarne okulary, które miał na nosie, a wtedy jego spojrzenie zawisło na mnie.
Instynktownie złapałam dłoń Liama, na co ten mocniej przycisnął mnie do siebie.

- Mówiłem, że się spotkamy Isabell.
Wtedy dopiero wszystko do mnie dotarło.
To był podstęp. Specjalnie wysłał mi tą wiadomość, bo wiedział, że natychmiast ruszymy w stronę komisariatu.
Najśmieszniejsze jest to, że ja widzę go pierwszy raz na oczy. Mój mózg próbował go jakoś skojarzyć, być może przez jakąś sytuację czy wydarzenie, ale robił to na marne.
- Nie znam pana. - wydukałam, a moja dolna warga lekko zadrżała.
Skąd ten człowiek wziął mój numer telefonu? Przecież większość osób znało tylko oficjalny z białego Iphona. Ten przeznaczony był jedynie dla najbliższych mi osób, w razie awarii tego pierwszego urządzenia.
Nie chciało mi się wierzyć, że ktoś z tego grona tak po prostu podał mu mój numer, tylko nie było żadnego innego wyjścia.
- Nie musisz mnie znać. Najważniejsze jest to, że ja znam ciebie.
Lekko skinął głową, a jego goryle ruszyli w naszą stronę.
Choćby nie wiem jak Liam się starał, nigdy nie podołałby pięciu facetom.
Rozdzieli nas, po czym wywinęli brunetowi ręce do tyłu.
Podszedł do niego, jak to sama określiłam, ich szef i pochylił się nad nim.
- Radzę ci zacząć szukać nowej dziewczyny, chłopcze.
Zadrżałam. Czy to miało znaczyć, że mnie zabiją!? I to bez żadnych wyjaśnień?!
Po chwili mężczyzna ruszył w moim kierunku, a wtedy zaczęłam się szarpać.
Okazało się, że i tak to na nic się nie zdało.
- Czego ode mnie chcecie? - wyszeptałam rozpaczliwie.
Znowu ta sama sytuacja. Znowu ktoś chce mnie skrzywdzić.. Czy ja naprawdę nie mogę żyć normalnie, jak każda nastolatka w moim wieku?
- Słońce, to nie jest twoja wina. Podziękujesz za to tatusiowi. - powiedziawszy to, posłał mi szyderczy uśmieszek - Tak to jest, kiedy się na płaci za lewe przekręty.
Kiwnął znacząco w stronę Liama, a wtedy jeden z jego ludzi podszedł do niego i uderzył w tył głowy.
Krzyknęłam, kiedy brunet nieprzytomny osunął się na ziemię.
- Jestem Nathan. - powiedział mężczyzna w moim kierunku. - Powinnaś wiedzieć, zważając na to, że teraz będziemy się widzieć bardzo często.
Wtedy ktoś przyłożył mi do ust nasiąkniętą nieznaną substancją szmatkę, przez którą zaczęłam tracić kontakt z rzeczywistością.
 Odpływałam, a czerń zaczęła wypełniać mój umysł, aż w końcu zrobiła to całkowicie.
~*~
- Proszę pana? Słyszy mnie pan?
Otworzyłem oczy, ale obraz był strasznie niewyraźny. Zamrugałem kilkakrotnie, chcąc zmusić moje oczy do prawidłowej pracy.
Kiedy w końcu mi się to udało, zobaczyłem pochylonego nade mną obcego mężczyznę.
Leżałem na środku ulicy, a dookoła mnie zebrał się tłum gapiów.
Strasznie bolała mnie głowa. Z trudem przypominałem sobie wczorajsze wydarzenia.
- Iss. - krzyknąłem, gwałtownie wstając, przez co zakręciło mi się w głowie, ale wtedy to nie miało żadnego znaczenia. - Proszę zawieźć mnie na komisariat, proszę! Jak najszybciej!
Mężczyzna pomógł mi się podnieść z ziemi, po czym zaprowadził mnie do swojego samochodu.
W ciągu piętnastu minut znaleźliśmy się na komisariacie.
Podziękowałem mężczyźnie i chciałem mu wręczyć za to trochę pieniędzy, ale odmówił.
Widocznie nie wszyscy ludzie to materialiści.
Wpadłem na komisariat i chciałem natychmiast mówić z komendantem.
Na początku uznali mnie za wariata, ale kiedy streściłem, o co mi chodzi, udało mi się do niego dostać.
- Znowu się spotykamy, panie Payne.
- Musi mi pan pomóc..
- A pan, powiedzieć mi, o co chodzi.
- Isabella w nocy została porwana.
Mężczyzna wskazał mi ręką krzesło, po czym opuścił gabinet, chcąc zapewne poinformować o wszystkim ojca Iss.
Kiedy wrócił, usiadł za biurkiem i kazał mi powiedzieć wszystko, co wiem na temat jej uprowadzenia.
- Wczoraj w nocy Isabella dostała wiadomość od nieznanego numeru, w którym była napisane, że Evie nie podołała jakiemuś zadaniu. Spanikowaliśmy i postanowiliśmy jak najszybciej ruszyć w kierunku najbliższego komisariatu. Po drodze na jezdni ujrzeliśmy leżącego, nieprzytomnego mężczyznę. Kiedy wysiedliśmy z samochodu i zbliżyliśmy się do niego, ten niespodziewanie wstał, a wokół niego pojawiło się kilku ubranych na czarno towarzyszy. Rozdzielili nas i uderzyli mnie w głowę, przez co straciłem przytomność.
Wtedy do pomieszczenia wpadł zdenerwowany pan Evans. Zaraz za nim wkroczyła matka Will.
- Co się znowu stało? - krzyknął rozgoryczony. - ty! - podbiegłszy do mnie, złapał moją koszulkę i zaczął mną postrząsać. - miałeś jej pilnować!
Funkcjonariusze szybko go odciągnęli, ale mężczyzna wciąż patrzył na mnie morderczym spojrzeniem.
- To wszystko pańska wina.
- Co? - ponownie zaczął się szarpać. - Odszczekaj to, gówniarzu!
- Ten mężczyzna pana znał. I to bardzo dobrze.
Oczy wszystkich zebranych skierowały się w moją stronę. Pani Petrova kręciła przecząco głową, a ojciec Iss przestał się szamotać.
- Wie pan coś więcej? - usłyszałem głos należący do komendanta.
- Powiedział, że pan Evans zapłaci za niedotrzymywanie umów w lewych interesach.
- O czym ty mówisz, człowieku, ja nie prowadzę żadnych działalności niezgodnych z prawem.
Zaśmiałem się ironicznie, rzucając mu jedynie krótkie "oczywiście" pod nosem.
- James, powiedz prawdę. Od tego może zależeć życie Isabelli!
Pan Evans nie chciał się przyznać do nielegalnych działań. To oznaczałoby jego koniec i bankructwo. Kiedy jednak uświadomił sobie, że może stracić ukochaną córkę, postanowił zmienić zdanie.
- Prowadziłem kilka tygodni temu współpracę z jednym, amerykańskim gangiem. Nie wypłaciłem im wszystkich należytych pieniędzy i wtedy powiedzieli, że mi się odpłacą. Skąd miałem wiedzieć, że mi porwą dziecko, do cholery! Gdyby powiedzieli, że będę płacił życiem Isabelli, oddałbym im wszystko! Myślałem, że naślą na mnie jakichś typków. Skąd oni w ogóle wiedzieli, że mam córkę!? Zawsze staram się to tuszować w interesach, żeby właśnie nie powstawały takie sytuację jak ta!
- Może nam pan jeszcze powiedzieć, z jakim gangiem pan współpracował. - komendant wziął do ręki białą kartkę papieru i zaczął coś na niej notować.
- Red Rose. - szepnął cicho, by zaraz schować twarz w dłoniach.
Policjant upuścił długopis, po czym z przerażeniem spojrzał na biznesmena.
- Prowadził pan przekręty z najniebezpieczniejszą organizacją na świecie?!
Spojrzałem przerażony w stronę komendanta, a nogi nagle zrobiły mi się jak z waty. Co to miało znaczyć? że Iss już nigdy do mnie nie wróci?!
- Przykro mi panie Evans, ale jak zapewne sam pan wie, odnalezienie pańskiej córki graniczy z cudem.
Usłyszałem jeszcze tylko płacz pani Petrovej, kiedy musiałem wybiec z pomieszczenia, żeby przypadkiem nie uderzyć ojca Iss za jego głupotę i lekkomyślne zachowanie.

Miał czelność wyzwać mnie od gówniarza, a sam wysłał swoją córkę do paszczy lwa..

~~~~
Jeest xD
Real 4! :D łooooo <3

niedziela, 27 kwietnia 2014

Rozdział 7

"They don't know about the things we do
They don't know about the I love you's
But I bet you if they only knew
They will just be jealous of us."

One Direction - They don't know about us 

~*~

Obudziłam się w środku nocy.
Na samym początku poczułam lęk i strach, ale kiedy uświadomiłam sobie, że już nie jestem w drewnianej szopie, a w mieszkaniu Liama, trochę się uspokoiłam.
Brunet spał jak zabity, obejmując mnie przez sen.
Na początku miałam zamiar dalej pójść spać, ale wydarzenia z ostatnich kilku dniu mi na to nie pozwalały.
Delikatnie wyswobodziłam się z objęć mężczyzny, po czym wyszłam z pokoju.
Pomimo dosyć chłodnego wieczoru, postanowiłam udać się na balkon. Chciałam w ten sposób choć trochę ochłonąć.
Mam nadzieję, że Evie zostanie solidnie ukarana...
Dodatkowo, aż do tej pory nie mogę uwierzyć, że Max skrzywdził mnie za garść pieniędzy.
Co się dzieje z dzisiejszymi ludźmi? Niedługo wrócimy co czasów niewolnictwa, gdzie matki będą sprzedawać swoje dzieci na targach za jakąś dobrą sumę pieniędzy.
Jestem w tym mieście zaledwie od kilku miesięcy, a spotkało mnie więcej problemów niż przez całe życie w Australii.
Nie żałuję tylko jednego - spotkania z Liamem.
Co prawda, ciągle mam mu za złe, że mnie okłamał, ale wczoraj to wszystko zeszło na drugi plan.
Kocham go. Wtedy, kiedy z nim zerwałam.. To najwyraźniej było pod wpływem chwili i emocji, które się we mnie nagromadziły.
Po wczorajszych wydarzeniach wiem, że mu na mnie naprawdę zależy i nie jestem jedynie jakąś przelotną dziewczyną dla towarzystwa.
- Wszystko ok?
Wiedziałam, że to Liam. W sumie, to było raczej oczywiste.
Nie odpowiedziałam na jego pytanie. Jak już wcześniej wspominałam, ciągle miałam mu za złe, że tak mnie oszukał...
Chłopak podszedł do mnie i zarzucił mi koc na ramiona.
Nie odzywał się. Chyba zrozumiał, że nie mam teraz ochoty na żadne rozmowy.
Nagle zaczęło padać. Zjawisko to dosyć często występuję z tym kraju, jednakże wcale nam nie przeszkadzało


.
Staliśmy, pogrążeni we własnych myślach, a deszcze spływający po naszych ramionach i przemoknięte ubrania wcale nie miały dla nas znaczenia.
- Przepraszam. Wiem, że ciągle jesteś na mnie zła. Gdybym mógł cofnąć czas, powiedziałbym ci to wcześniej. Tylko spróbuj mnie zrozumieć. Moje życie się zmieniło, odkąd założyliśmy zespół. Większość dziewczyn nie kocha mnie, tylko moje pieniądze i sławę. Wielokrotnie miałem do czynienia z takimi sytuacjami, więc zacząłem być ostrożniejszy. Moja poprzednia dziewczyna, Phoebe - poczułam dziwne ukłucie w sercu. Niby domyślałam się, że Liam miał dziewczynę, ba, nawet setki dziewcząt, ale nigdy nie usłyszałam tego bezpośrednio od niego. - Ją też w podobny sposób okłamałem, ale ona mnie nie zrozumiała... Zostawiła mnie. O mało się przez to nie zabiłem. - na myśl o śmierci bruneta przeszedł mnie zimny dreszcz. Nie wybaczyłabym sobie, gdyby coś mu się stało z mojej winy. - Wtedy sobie obiecałem, że z tym skończę, ale kiedy poznaliśmy się w klubie... spanikowałem. Przepraszam, naprawdę. Nie wiem co mam jeszcze zrobić, żebyś mi wybaczyła, ale wiem jedno... Nigdy nie pozwolę ci odejść.
Jego brązowe tęczówki wypełnione były determinacją i zaangażowaniem.
- Liam... ja muszę po prostu trochę ochłonąć. Jest mi przykro, że mi nie zaufałeś i nie powiedziałeś o wszystkim, ale - zacięłam się, patrząc prosto w jego czekoladowe tęczówki. - Wiem, że nie potrafię bez ciebie żyć.
Przytuliliśmy się do siebie, a w tym geście zawarta była cała nasza miłość.
Kiedy oboje przemokliśmy do suchej nitki, postanowiliśmy w końcu wrócić do domu. Przebraliśmy się w inne ubrania i usiedliśmy w kuchni, popijając gorącą herbatę.
- Jeżeli chcesz, mogę odwieźć cię do domu. Możesz czuć się tutaj niekomfortowo. Pewnie, kiedy mówiłaś, że mam cię zabrać, chodziło ci o mieszkanie twojego ojca, a nie moje. Ja po prostu w pierwszym przypływie myśli postanowiłem przywieźć cię tutaj, bo byłbym pewny, że jesteś bezpieczna.. Przepraszam.   
- Liam, nie musisz mnie przepraszać. Wcale się nie gniewam, że mnie tutaj przywiozłeś.
Chłopak posłał mi delikatny uśmiech.
- Wiesz, jesteś najlepszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek poznałem.
- Ty jesteś jedynym mężczyzną, z którym łączą mnie takie bliskie relacje.
Na jego twarzy pojawiło się zaskoczenie. Czy to jest naprawdę aż takie dziwne?
- Serio?
- Tak. - wyszeptałam, patrząc się na ścianę.
- Czuję się zaszczycony. - powiedział, przytulając mnie do siebie. - Tylko, musisz o czymś wiedzieć.
Spojrzałam na niego pytająco, na co on westchnął głęboko.
- Jestem pewny, że od teraz fanki będą rzucać obelgi w twoim kierunku. Proszę cię, żebyś nie brała tego do siebie. One są po prostu o nas zazdrosne.
W sumie, nie przemyślałam tego wcześniej.
Kiedy rozstałam się z Liamem, nie miałam zamiaru do niego wracać. Później doszło do porwania, podczas którego nie liczyło się dla mnie nic innego oprócz wolności.
- Rozumiem. - szepnęłam jedynie, po czym dostałam sms'a.
Była nieźle zaskoczona. Kto o tej porze pisze do mnie wiadomości?

"Evie nie podołała. Cóż. I tak się spotkamy Isbaell."

Ponownie ogarnął mnie strach. Zaczęłam szybciej oddychać a serce waliło mi jak młot.
Liam widząc moją reakcję, wyrwał mi telefon z ręki.
Zmarszczył brwi, po czym spojrzał na mnie z niepokojem.
- Musimy to zgłosić na policję.
Przytaknęłam jedynie kiwnięciem głowy.
Zarzuciłam na siebie skórzaną kurtkę, po czym razem z Liamem ruszyliśmy w kierunku komisariatu.

Czy ja naprawdę nie mogę mieć spokojnego życia?

~~~~~~~~~~~~~~
Stwierdziłam, że robię stanowczo zbyt długie rozdziały. Poprzedni mogłabym podzielić na przynajmniej 3. 
Powiem wam, że nie potrafię tak długo czekać z dodawaniem postów. Niestety, taka już jestem. :)
Chociaż w sumie to akurat powinno Was cieszyć. :)
Pozdrawiam :)

czwartek, 24 kwietnia 2014

Rozdział 6

"Even though it hurts I can’t slow down
Walls are closing in and I hit the ground
Whispers of tomorrow echo in my mind
Just one last time"

David Guetta - Just One Last Time (feat. Taped Rai)


~*~

Kiedy się obudziłam, poczułam ogromny chłód.
Leżałam za zimnej i mokrej podłodze, a moje ręce związane były za pomocą grubego sznura.
Na samym początku nie wiedziałam, co się dzieje. Dopiero, kiedy dotarło do mnie, że zostałam uprowadzona przed Evie, zastygłam w bezruchu, a moje serce przyśpieszyło do stu uderzeń na minutę.
Byłam wykończona, jakbym nie spała od kilku dniu. Z trudem podniosłam się z podłogi i podeszłam do drzwi.
Chyba nie będziecie zdziwieni, kiedy wam powiem, że były zamknięte.
Westchnęłam głośno i zaczęłam rozglądać się po niedużym pomieszczeniu.
To z całą pewnością nie był budynek, tylko jakaś drewniana szopa.
Dzięki dziurom w deskach udało mi się wywnioskować, że Evie wywiozła mnie poza miasto.
Była cicha i mroźna noc. Niebo było bezchmurne a księżyc służył mi jako jedynie źródło światła.
Nagle zobaczyłam nadjeżdżający samochód. Szybko wróciłam do miejsca, gdzie jeszcze chwilę temu leżałam, po czym przyjęłam poprzednią pozę.
Dosłownie sekundę później drzwi otworzyły się i usłyszałam głos zielonookiej Evie.
- Ile można spać? Od porwania minęło już kilka dni.
- To nie jest normalne, Ev. Co, jeżeli zrobiłaś jej krzywdę? Zabierzmy ją do szpitala.
- Żeby wpaść? Ogarnij się. Nic złego jej nie zrobiłam. Lekko uderzyłam jej głową o ścianę. Nie moja wina, że jest taka delikatna.
Kobieta zaczęła iść w moim kierunku, a ja z całej siły starałam się zachować spokój.
- Widzę, że już nie śpisz. - były to ostatnie słowa, jakie chciałam usłyszeć.
Kobieta pociągnęła mnie za włosy, przez co byłam zmuszona przybrać pionową postawę.
W tle dostrzegłam drugiego z napastników, ale nie widziałam jego twarzy. Dopiero, kiedy podszedł bliżej i księżyc rzucił na niego światło , rozpoznałam mojego "przyjaciela" z klasy. To był Max, chłopak, który pierwszego dnia oprowadzał mnie po szkole.
- Max? - wyszeptałam, a oczy blondyna skierowały się w moją stronę. - Jak mogłeś mi to zrobić?
- Przepraszam Iss. To naprawdę nic osobistego. Potrzebuję po prostu kasy, żeby wyjechać na studia do Los Angeles.
Wtedy wszystko do mnie dotarło. Ta cała akcja w szkole była przez nich zaplanowana. Max miał po prostu zdobyć moje zaufanie. Wracał ze mną kila razy do domu. Dokładnie wiedział, jaką trasą się poruszam. Musieli czaić się na mnie już kilka dni.
- Nie piśniesz słówka, bo inaczej tego pożałujesz, zrozumiałaś? - kiwnęłam głową, na co brunetka mnie puściła. - i nie kombinuj. I tak nikt cię tutaj nie znajdzie.

~*~

Zadzwoniłem do Zayna i poinformowałem go o całej sytuacji. Obiecał mi, że za dziesięć minut pojawi się w domu Will.
Zayn był jedyną osobą, którą mogłem w to wplątać, bo tylko on wiedział o moim związku z Isą.
Zapukałem do drzwi, a po chwili pojawiła się w nich roztrzęsiona brunetka. Bez słowa wszedłem do środka i poszedłem w kierunku pokoju Will. W mieszkaniu nie było nikogo innego. Zapewne jej matka i ojciec Iss byli na policji.
- Co się stało?
- Ja... nie wiem. Niedawno wpadł do nas roztrzęsiony wujek i pokazał mi list, który znalazł dzisiaj rano w skrzynce pocztowej. Ktoś napisał, że Iss została uprowadzona, i że żąda milion dolarów okupu. Moja mama i on poszli niedawno na policję a ja czekałam na ciebie. Tylko jak to możliwe, że ktoś ją porwał? Przecież cały czas była z tobą!



- Pokłóciliśmy się wczoraj. Zerwała ze mną i powiedziała, że wyprowadza się do ciebie.
- Co? Jak to? - brunetka była nieźle zdezorientowana. - Przecież ona poza tobą świata nie widziała!
Wtedy w mieszkaniu, na całe szczęście pojawił się Zayn, który uchronił mnie przed odpowiedzią na niewygodne pytanie.
Cóż. Tak mi się właściwie zdawało.
Brunetka jakby wcale nie zauważyła mulata, a ciągle wyczekująco się we mnie wpatrywała.
Przełknąłem głośno ślinę i niepewnie spojrzałem na brunetkę.
- Dowiedziała się o Lucasie.
Will na chwilę zastygła w bezruchu, a po chwili zaczęła chodzić w kółko po pokoju.
- Przecież wiedziałam, że tak to się skończy... Jak mogłeś jej nie powiedzieć do jasnej cholery!
Brunetka podbiegła do mnie i zaczęła uderzać pięściami w moją klatkę piersiową.
Zayn podbiegł do niej i odciągnął, a kiedy dziewczyna zaczęło się szarpać, mulat przycisnął ją do siebie i zaczął uspokajająco gładzić po włosach.
- Will, uspokój się, to nie jest jego wina.
Niestety, słowa Zayna nie były do końca zgodne z prawdą. To była tylko i wyłącznie moja wina.
Gdybym odwiózł ją do domu, nic takiego nie miałoby miejsca...
- Zayn, to jest moja przyjaciółką! Jak ty byś się czuł, gdyby ktoś z twoich bliskich został porwany?!
Mężczyzna nie odpowiedział, tylko ciągle kołysał w ramionach brunetkę i szeptał jej na ucho kojące słowa.
- Zostań tu i nie ruszaj się. - Zayn posadził dziewczynę na łóżko, po czym oboje opuściliśmy pomieszczenie. - Ja z nią zostanę. Nie chcę, żeby zrobiła coś głupiego. Ty idź na policję i znajdź jej ojca. Może uda ci się czegoś dowiedzieć.
Posłuchałem bruneta i wyszedłem z mieszkania. Z całą pewnością byłem w tym monecie ostatnią osobą, którą Will chciała oglądać.

~*~

- Dlaczego nie poszedłeś razem z nim? - wyszlochała brunetka, spoglądając na mnie.
- Jesteśmy przyjaciółmi. Nie mogłem cię tak zostawić.
Dziewczyna zaśmiała się ironicznie, po czym wstała i podeszła do mnie, wciskając mi w ręce moją kurtkę.
- Wielki przyjaciel od siedmiu boleści. Gdzie byłeś przez tyle czasu, skoro "byliśmy przyjaciółmi", co? Gdzie byłeś, kiedy cierpiałam, gdy zostawiłeś mnie dla tej blondynki?
Dziewczyna była cała roztrzęsiona. Obwiniała cały świat za wszelkie niepowodzenia. Wiem, że źle zrobiłem. Ona wcale nie musiała mi o tym przypominać.
- Przepraszam, Will. Naprawdę nie chciałem cię skrzywdzić.
- Jasne, oczywiście, że nie! To o czym myślałeś, kiedy się z nią lizałeś, co?
- Nigdy cię nie zdradziłem! Zacząłem się z nią spotykać, kiedy nasz związek już się skończył!
- Tak! No faktycznie! Jeden pieprzony sms zadecydował o wszystkim!
Oboje byliśmy zdenerwowani. Temat porwania zszedł na drugi plan. Teraz oboje wyrzucaliśmy sobie niedokończone sprawy z przeszłości.
- Nie chciałem, żeby tak wyszło! Co ci mam jeszcze powiedzieć? Jak cię przeprosić? Zachowałem się jak gówniarz i doskonale o tym wiem! Nie musisz mi tego ciągle wypominać!
- Wyjdź stąd! Wynoś się, nie chcę cię nawet oglądać!
Naprawdę nie wiem jak to się stało, że przyciągnąłem brunetkę do siebie i złożyłem na jej ustach pocałunek.
Zacząłem się zastanawiać, czy aby na pewno dobrze zrobiłem, zostawiając ją.
Kiedy ona pojawia się w pobliżu, zaczynam wariować. Zupełnie tak jak kilka lat temu.
Byłem pewny, że Will odepchnie mnie od siebie, ale ona wcale tego nie zrobiła. Wręcz przeciwnie, przyciągnęła mnie jeszcze bliżej siebie, aż pomiędzy nami nie został nawet centymetr wolnej przestrzeni.
- Kocham cię. - Nawet nie wiem, kiedy te słowa wydobyły się z moich ust.
Nie chcę zranić Perrie, ale nie potrafię żyć bez Will.
Co ja mam teraz zrobić?



~*~

Wyszedłem z budynku, kierując się w stronę komisariatu.
Nie wiem czy zostawienie Will z Zaynem było najlepszym pomysłem..
Jeszcze się pozabijają i tak będzie finał dzisiejszego dnia.
Idąc opustoszałą dzielnicą, dostrzegłem w jednej ze ślepych uliczek białe urządzenie.
Podniosłem je, a moim oczom ukazał się śnieżnobiały Iphone, podobny do tego, który miała Iss.
Czyżby to tutaj ją porwali? Zaledwie kilka przecznic od domu?
Schowałem telefon do kieszenie i zacząłem biec w stronę najbliższego komisariatu.
Zapewne wyglądałem komicznie, kiedy wpadłem tam jak opętany, aż policjanci się mnie wystraszyli.
Szybko wyjaśniłem o co chodzi, a jeden z funkcjonariuszy zaprowadził mnie do gabinetu komendanta, gdzie siedział zdenerwowany pan James i roztrzęsiona pani Petrova.
Opowiedziałem im o wszystkim i pokazałem moje znalezisko. Starałem się przenosić telefon w taki sposób, żeby nie zostawić na nim odcisków palców.
Komendant zabrał urządzenie do analizy, a następnie zadał mi kilka pytań dotyczących Iss.
Kiedy odpowiedziałem na wszystkie i podałem swoje alibi, kazali mi opuścić komisariat. Jednakże ja nie chciałem tego zrobić. Co jeżeli w tym czasie odnajdą Iss? Chcę być przy niej, kiedy ją obiją z rąk porywaczy.
Ojciec Will był do mnie nieprzyjaźnie nastawiony, ale pani Petrova przekonała go, żeby pozwolił mi zostać.
Wszyscy siedzieliśmy jak na szpilkach. Wyniki z laboratorium przyszły dopiero po trzech godzinach.
Policjanci zaczęli coś sobie szeptać i rzucać różnymi teczkami. Po chwili opuścili pokój, a w pomieszczeniu został jedynie komendant.
- Panie Evans, czy mówi panu coś dziewczyna, Evie Jones?
- Pierwszy raz słyszę.
- Otóż na telefonie pańskiej córki, oprócz jej odcisków palców, znaleźliśmy również te należące do pana Payna i właśnie niejakiej Evie . Z uwagi na to, że ten młody człowiek ma alibi, jedynym rozwiązaniem okazuje się być panna Jones. Dodatkowo mamy podejrzenia, że to właśnie ona mogła uprowadzić pańską córkę. Ma dosyć bogatą kartotekę. Rabunki, pobicia i wyłudzanie pieniędzy.
- Wiecie gdzie przetrzymuje Isabellę?
- Wie pan, Londyn jest dosyć dużym miastem. Ciężko kogoś znaleźć w dwie godziny. Jednakże to nie jest pierwszy raz, kiedy spotykamy się z tą młodą kobietą. Jeżeli nie wie, że ją podejrzewamy, być może ukryła pańską córkę w drewnianej szopie jej dziadków poza miastem. Ostatnim razem tam właśnie uprowadziła jedną ze swoich koleżanek z klasy.
- No to na co jeszcze czekacie? Idźcie jej szukać!
- Właśnie to robimy, panie Evans.

~*~

Jechałem za policyjnym radiowozem.
Im dalej byliśmy do miasta, tym bardziej rósł mój niepokój. Przecież ona mogła jej zrobić krzywdę...
Zatrzymaliśmy się pod czyimś domem, a wtedy funkcjonariusze wysiedli z samochodu. Zobaczyłem w oddali sylwetkę dziewczyny i jakiegoś chłopaka. Kiedy ujrzeli światła policyjnych radiowozów zaczęli uciekać, ale zostali szybko pojmani.
Chłopak dawał wrażenie kompletnie rozbitego. Płakał i krzyczał, że on nie chciał nic zrobić, i że to wina zielonookiej.
Tamta natomiast szarpała się z funkcjonariuszami, dopóki nie została zapięta w kajdanki i wsadzona do radiowozu.
Pobiegłem za policjantami na podwórko za mieszkaniem. Jakaś starsza para dziadków zaczęła krzyczeć na funkcjonariuszy, ale komendant podszedł do nich i najprawdopodobniej wszystko im wyjaśnił.
Zauważyłem drewnianą, starą szopę, stojącą nieopodal domu.
Wpadłem do pomieszczenia i zacząłem wzrokiem szukać Iss. Wreszcie ją odnalazłem. Leżała skulona i związana pod ścianą.
Uklęknąłem przed roztrzęsioną brunetką i uwolniłem jej ręce. Mimo wszystko cieszyłem się, że to ja jako pierwszy się przy niej znalazłem.
- Iss?
- Liam? - szepnęła z niedowierzaniem i podniosła na mnie swoje ciemne oczy. Momentalnie rzuciła mi się w ramiona, a wtedy dopiero poczułem, jak bardzo się trzęsie. - Liam, tak się bałam..
- Już, spokojnie. Wszystko będzie dobrze.
Podbiegł do nas jej ojciec z ciotką, ale Iss zdawała się przebywać w zupełnie innym świecie. Kurczowo trzymała się mojej kurtki i za nic w świecie nie chciała jej puścić.
Pan James nie był z tego zadowolony, ale widok odnalezionej córki już mu wystarczał.
Iss nawet nie dała się zbadać ratownikom. Powiedziałem im, że postaram się ją doprowadzić do karetki.
Miała rozciętą głowę i po prostu trzeba było sprawdzić, czy wszystko jest dobrze.
- Iss?
- Zabierz mnie stąd. - wyszeptała błagalnie. Płakała. Słyszałem jak jej delikatny głos się łamał.
Niestety, nie mogłem spełnić jej żądań. Czeka ją jeszcze badanie lekarskie i wizyta na komisariacie.
Podniosłem dziewczynę z zimnej podłogi i poszedłem z nią w kierunku ambulansu.
Mogłem się spodziewać, że na dworze ujrzę masę fotoreporterów.
Zaczęli nas okrążać dookoła, zadając coraz więcej pytań.
Już wiem kto pojawi się na jutrzejszej okładce londyńskiego brukowca.
Po dziesięciu minutach udało mi się namówić brunetkę na standardowe badanie. Nie chciała jechać do szpitala, więc uzgodniliśmy z lekarzami, że stawimy się na nie jutro z samego rana.
Usadziłem Iss na przednim siedzeniu samochodu, po czym ruszyłem w kierunku mojego mieszkania, w międzyczasie informując Will, że opuszczamy oblężony teren.
Isabella nie odzywała się przez całą drogę, co zaczęło mnie mocno niepokoić.
Kiedy weszliśmy do mieszkania, Iss zamknęła się w łazience. Nie wiedziałem, czy mam dać jej spokój, czy siłą ją stamtąd wyciągnąć.
Usiadłem w fotelu i czekałem, aż dziewczyna sama postanowi wyjść.
Zrobiła to po dwudziestu minutach, prosząc o jakiś strój do spania. Dałem jej spodnie od dresu i moją koszulkę, które zdecydowanie były na nią za duże, ale wszystkie swoje rzeczy zabrała podczas przeprowadzki.
Kiedy dziewczyna ponownie zniknęła za drzwiami łazienki, poszedłem do kuchni i zrobiłem jej ciepłą herbatę i kilka kanapek. Pewnie nic nie jadła przez te kilka dni.
Zaniosłem to wszystko do sypialni i postawiłem na szafce nocnej. Chwilę później w drzwiach pojawiła się brunetka.
W moich ubraniach wyglądała jeszcze lepiej niż w swoich.
- Zrobiłem ci coś do jedzenia.
- Nie jestem głodna.
Brunetka położyła się na łóżku i szczelnie okryła kołdrą. Westchnąłem głośno, po czym ułożyłem się obok niej.
Iss ciągle była przerażona i trzęsła się pod satynową pościelą.
Przyciągnąłem ją bliżej siebie, a ta schowała swoją głowę w zagłębieniu mojej szyi.
- Dlaczego ja? - wyszlochała, pociągając nosem. - Nigdy, nikogo nie skrzywdziłam i zawsze starałam się pomagać innym. Dlaczego to znowu ja oberwałam?
Nie znałem odpowiedzi na to pytanie, więc jedynie przyciągnąłem ją bliżej siebie.
Iss będzie teraz walczyć z tą traumą przez kilka najbliższych tygodni, a okładki brukowców i zazdrosne fanki wcale jej w tym nie pomogą.
Właśnie dlatego nie chciałem, żeby poznała prawdę. Niektóre z fanek ją znienawidzą, chociaż nie zamieniły z nią żadnego słowa. Ona po prostu była moją dziewczyną, a w ich oczach była to największa zbrodnia.
- Już nigdy cię nie zostawię. Obiecuję.
Dziewczynie udało się zasnąć dopiero po godzinie. Też powoli zaczynałem odpływać do krainy Morfeusza, ale ocuciło mnie intensywne pukanie do drzwi.
Jak najciszej opuściłem sypialnie i ruszyłem w kierunku drzwi frontowych.
Mogłem się spodziewać, że jej bliscy tutaj przyjadą, żeby się z nią zobaczyć.
Wpuściłem wszystkich do środka i kazałem rozgościć się w salonie.
- Gdzie ona jest? - zapytał ojciec Iss, miotając się po całym mieszkaniu.
- Śpi. Sądzę, że nie powinien jej pan już dzisiaj budzić.
- Nie będziesz mi mówił co mam robić. - warknął w moim kierunku, ale pani Petrova zdążyła szybko zainterweniować.
- James, myśl racjonalnie, Liam ma racje. Przyjdziesz do niej jutro. Możesz mi wierzyć, że jest pod wspaniałą opieką. - spojrzała na mnie i delikatnie się uśmiechnęła. To bardzo miłe, że ma pozytywną opinię na mój temat.
Zaproponowałem zgromadzonym kawę, po czym zaciągnąłem Zayna do kuchni pod pretekstem pomocy.
Mulat zachowywał się dziwnie. Raz się do siebie uśmiechał, raz chodził przybity. Nie potrafiłem go rozgryźć.
- Coś się stało?
- Co? - musiałem go wyrwać z jakichś poważnych rozmyślań. - Nie, tylko... mam problem.
- No dawaj. - powiedziałem, zalewając kubki z kawą.
- Całowałem się z Will.
Czajnik wypadł mi z ręki, a wrzątek rozlał się po podłodze, mocząc nie tylko płytki, ale jeszcze nogawki moich spodni.
- Co robiłeś? - Nie mogłem w to uwierzyć. Zayn wielokrotnie mi powtarzał, że Will to już przeszłość, i że teraz liczy się tylko Perrie.
- Najbardziej boję się tego, że gdybyś nie zadzwonił, mogłoby się skończyć na czymś więcej. Ja już nie wiem co myśleć. Byłem pewien, że Will to już przeszłość. Kocham Perrie i nie chcę jej skrzywdzić, ale dzisiaj zdałem sobie sprawę, że nie potrafię też żyć bez Will. Nie wiem co mam teraz zrobić. - mulat głośno westchnął, po czym podniósł z podłogi upuszczony chwilę wcześniej czajnik. Dobrze, że zdążyłem zalać kawy.
- Moim zdaniem powinieneś zostać z Perrie. Gdybyś naprawdę kochał Will, w twoim życiu nigdy nie pojawiłaby się inna.
Mulat nic nie powiedział, tylko wziął kawę i poszedł w kierunku salonu.
Szkoda mi jedynie Will. Zayn zrobił jej niepotrzebną nadzieję i teraz brunetka znowu będzie przez niego cierpieć.
Goście siedzieli u mnie do trzeciej w nocy. Pan Evans miał ciągłą nadzieję, że Iss jednak się obudzi i wyjdzie do salonu, a wtedy będzie mógł z nią porozmawiać.
Zamknąłem drzwi na klucz i poszedłem z powrotem do sypialni. Iss spała jak zabita i podejrzewam, że mogliby ją wynieść razem z meblami, a ona i tak by niczego nie zauważyła.
Postanowiłem jeszcze wejść w Internet i zobaczyć, czy nie opublikowano niczego na nasz temat.
Wcale nie byłem zdziwiony, kiedy okazało się, że jesteśmy na pierwszej stronie plotkarskiego serwisu. Artykuł trąbił o tym, że mam nową dziewczynę, i że spotykamy się już od kilku miesięcy.
Najbardziej zadziwił mnie fakt, że dziennikarze posiadali nasze zdjęcia z kilku wcześniejszych spotkań. Dlaczego nie opublikowali ich wcześniej? Dziwne.
Przeczytałem jeszcze komentarze pod artykułem, których zdecydowana większość była negatywna. Już zaczęły się obelgi i skargi w kierunku brunetki.
Chyba zabiorę ją na jakieś krótkie wakacje poza miasto, żeby miała święty spokój i mogła choć trochę dojść do siebie.
Byłem bardzo zaskoczony, kiedy mój telefon ponownie zaczął wibrować.
Okazało się, że dzwoniła Will.
- Liam! Mamy poważny problem! Mój wuja chcę zabrać Iss oraz swoją nową dziewczynę i wyprowadzić się do Buenos Aires...

~~~
Mój najdłuższy w życiu rozdział... Ponad 2700 słów! <3
Wiem, że rozdział miał być w maju, ale mam tyle pomysłów, że 6 musiał pojawić się wcześniej.
Na całe szczęście egzaminy dobiegają końca. Humanistyczne i matematyka były łatwe, natomiast na biologii poległam ;)
Miłego czytania!
Nie mam pojęcia, kiedy pojawi się 7. Jeszcze nie zaczęłam go pisać xD
No i wszystkim gimnazjalistom życzę powodzenia na angielskim! ;*

wtorek, 22 kwietnia 2014

Rozdział 5

JEŻELI CZYTASZ ZOSTAW KOMENTARZ. CHCĘ WIEDZIEĆ ILU WAS JEST :)




~*~

Dokąd ja teraz pójdę?
Do domu?  Przecież wtedy ojciec już nigdy nie pozwoli mi się spotkać z żadnym facetem.
Jedyne rozwiązanie to przeprowadzka do Will. Ona na pewno mnie przyjmie. Jest moją jedyną i najlepszą przyjaciółką.
Szłam zatłoczonymi ulicami Londynu z walizkami na kółkach, ale moje myśli były zupełnie gdzie indziej.
Jak mogłam niczego nie zauważyć? Wielokrotnie Lucas, to znaczy Liam, zachowywał się bardzo dziwnie.
Dlaczego Zayn, który pojawił się w jego mieszkaniu nie dał mi nic do myślenia?
Mogłam po prostu wejść w wyszukiwarkę i wpisać "one direction". Wtedy może uniknęłabym tego całego cierpienia, z którym muszę się teraz zmagać.
Kochałam człowieka, który tak podle mnie oszukał...

~*~

Kiedy wróciłem do domu, jej już nie było...
Błąkałem się po pustym mieszkaniu, ale ostatecznie i tak musiałem z niego wyjść.
Nie mogłem znieść myśli, że zostałem sam.
Straciłem kobietę, która kochała mnie naprawdę.
Nie liczyła się dla niej moja sława i ilość zer na koncie.
Kochała mnie. Zwykłego gościa z wieloma wadami.
Wykręciłem telefon do Malika. Kiedy ostatnim razem rozstałem się z Phoebe, też telefonowałem właśnie do niego.
- Tak?
- Spaprałem.
Po drugiej stronie usłyszałem jedynie głośne westchnięcie. Malik wiedział, że tak to się skończy i próbował mnie przed tym uchronić, a ja jak zwykle go nie posłuchałem.
- Gdzie jesteś?
- Pod Big Benem.
Spojrzałem w górę, bo nagle zaczęło intensywnie padać. Nie interesowało mnie to, że mam na sobie jedynie cienki podkoszulek.
Wtedy nic nie miało dla mnie znaczenia. Chciałem wejść do najbliższego sklepu, kupić ciężarówkę czystej wódki i zapić się do nieprzytomności, żeby chociaż na chwilę o niej zapomnieć.
Jednakże dobrze wiedziałem, że nie wolno mi tego zrobić. Moja nerka mogłaby odmówić posłuszeństwa a wtedy to byłby koniec.
- Nie ruszaj się. Zaraz będę.
Usłyszałem charakterystyczne pikanie, które świadczyło o tym, że połączenie zostało zakończone. Usiadłem na ziemi i zacząłem przeglądać nasze wspólne zdjęcia.
Jej promienna twarzy pojawiła się już w trakcie odblokowywania urządzenia. Zawsze, kiedy byłem w studiu lub na jakimś pobliskim koncercie, przed każdym wokalnym występem nieświadomie dodawała mi otuchy. Marzyłem o tym, by zabrać ją razem ze sobą do jakiegoś dużego miasta, pokręcić się z nią po back stage'u, zaprosić na scenę podczas śpiewania najromantyczniejszej piosenki a później zabrać na długi spacer.
Nagle poczułem się strasznie samotny. Razem z nią odeszła cząstka mnie.
Otworzyłem się przed nią. Ta młoda kobieta w bardzo krótkim czasie poznała najciemniejsze zakamarki mojej duszy.
Była tą jedyną. Tą, z którą pragnąłem spędzić resztę swojego życia.
- Stary, wszystko ok?
Nawet nie zauważyłem, że Malik już się zjawił. Mogły mnie wtedy napaść tłumy fanek, a mi i tak nie zrobiłoby to żadnej różnicy.
- Jest gorzej niż źle, Zayn.
Przyjaciel usiadł obok mnie. Nie powiedział mi, że to moja wina.
W sumie był ostatnią osobą, która mogłaby mi to powiedzieć.
Zanim Zayn związał się z Perrie, dosyć długo spotykał się z Will. Poznali się jeszcze zanim ten wziął udział w x factorze.
Bardzo lubię Perrie, ale Zayn zachowywał się okropnie względem Will.
Po prostu ją zostawił. Tak z dnia na dzień.
Kiedy poznał Perrie, zerwał z Will przez sms'a.
Zachował się jak niedojrzały gówniarz, którym w sumie jeszcze wtedy był. Teraz dobrze wie, że postąpił źle i gdyby tylko mógł, cofnąłby czas i załatwił tą sprawę jakoś inaczej.
Być może sława uderzyła mu do głowy. Tego nie wiem. Zayn unika tego tematu jak ognia.
Will jest naszą dobrą przyjaciółką. Twierdzi, że mu wybaczyła i już zapomniała o ich związku, ale ja ciągle widzę jak ona na niego patrzy. Może jego uczucie się zmieniły, ale ona ciągle tkwi w przeszłości.
Gdyby teraz Zayn zadzwonił do niej, że chce się spotkać, Will zjawiła by się tutaj szybciej niż odrzutowiec wojskowy. Jestem tego w stu procentach pewien.
- Wiem, że ci teraz ciężko. Iss na pewno jest na ciebie wściekła, ale nie możesz się poddać. Jeżeli naprawdę cię kocha, to ci wybaczy. Musi jedynie trochę pobyć sama i wszystko przemyśleć. - Malik wyrwał mnie z moich wewnętrznych rozmyślań, ale nie wniósł do mojej głowy niczego nowego. Powiedział mi coś, o czym już sam dobrze wiedziałem.
Tylko, że ja nie chcę czekać.
Chcę ją mieć już. Tu i teraz.

~*~

 Do mieszkania Will zostało mi kilka przecznic.
Gdybym wiedziała, że dzisiejszy dzień tak się skończy, nigdy nie opuściłabym mieszkania Liama.
Kiedy dochodziłam do pasów, z których było już widać wejście do budynku, zostałam brutalnie wciągnięta w jedną ze ślepych uliczek i przyciśnięta do ściany.
Serce waliło mi jak młot. Nie wiedziałam co się dzieję.
- Jeżeli będziesz cicho to nic ci się nie stanie.
Ten głos... Ja skądś go znam.
Nim zdążyłam odpowiedzieć sobie na to pytanie, przed moimi oczami pojawiła się sylwetka zielonookiej Evie, która próbowała mnie okraść już pierwszego dnia w szkole.
- No, więc teraz oddasz mi swój telefon.
Wcale nie zamierzałam tego robić. Muszę jej pokazać, że nie jestem skarbonką.
Wyciągnęłam z kieszeni mojego białego Iphona i zaczęłam powoli kierować swoją dłoń w stronę zielonookiej.
Nim białe urządzenie zdążyło jej dotknąć, zamachnęłam się i rzuciłam nim o pobliski mur.
Kobieta odskoczyła ode mnie i pobiegła w stronę telefonu.
Ku jej niezadowoleniu, ekran pękł, a wyświetlacz rozlał się po całym ekranie.
- Zapłacisz mi za to, kretynko.
Nim zdążyłam cokolwiek zrobić, Evie z szybkością pumy pojawiła się obok mnie i uderzyła moją głową o ścianę. Jedyne co pamiętam to otaczająca mnie ciemność i potworny ból głowy, który słabnął z każdą sekundą...
- Twój tatuś zapewne sporo za ciebie zapłaci.
Zdążyłam to jeszcze usłyszeć, nim ciemność ogarnęła mnie całkowicie.

~*~

- Evie, narobimy sobie jedynie problemów. Ojciec tej małej ma niewiarygodne wpływy. Jeżeli wpadniemy, będziemy gnić w więzieniu do końca życia.
- Wyluzuj, Nick. Jej stary jest w stanie zapłacić za nią kupę kasy. Odbierzemy forsę, oddamy ją i tyle.
- Przecież cię widziała. Myślisz, że nie sypnie?
- Nic nie powie. Już ja się o to postaram.
Kobieta zaczęła podnosić z ziemi nieprzytomną Isabellę i niepostrzeżenie zaciągnęła ją w kierunku samochodu. Umiejscowiła dziewczynę na tylnym siedzeniu, po czym wsiadła za kierownicę i opuściła ulicę razem ze swoim przyjacielem.

~*~

- Co się tutaj dzieje do cholery! To ma być jakiś żart?
Podniesiony głos wuja Jamesa nieźle mnie przestraszył. Wyleciałam z mojego pokoju z prędkością światła i już po chwili znalazłam się w przedpokoju, gdzie stał mężczyzna z biała kartką papieru w ręce.
- Co się stało? - zapytała, spoglądając na roztrzęsionego mężczyznę.
- To ty mi lepiej powiedz, co się dzieję.
Wujek podał mi zgniecioną kartkę, a ja szybko zaczęłam czytać umieszczone na niej informacje.
Kiedy już to zrobiłam, musiałam usiąść, bo nogi zrobiły mi się jak z waty.
Porwali ją...
Ktoś porwał Iss.
- To niemożliwe. - wymamrotałam pod nosem.
Była przecież z Liamem. Dzwoniła, że z nim mieszka, więc jakim cudem ktoś zdołał ją uprowadzić i dlaczego brunet od razu do mnie nie zadzwonił?
- Skąd to masz? - moja matka była tak samo przejęta zaistniałą sytuacją.
- Znalazłem rano w skrzynce. Telefon Iss nie odpowiada, a do tego chłopaka, z którym mieszka, nie mam numeru.
- Dajcie mi chwilę. - powiedziałam, wstając z podłogi - zaraz do niego zadzwonię.
Opuściłam pomieszczenie, po czym zamknęłam się w swoim pokoju.
Liam, co się wydarzyło przez ten krótki czas...



~*~

Minęły dwa dni, odkąd Iss się wyprowadziła, a ja nadal czuję się tak samo.
Ciągle o niej myślę.
Chciałem nawet do niej zadzwonić, ale jej telefon nie odpowiada. Widocznie jeszcze nie ochłonęła. Muszę czekać, tak jak kazał mi Malik.
Nagle usłyszałem dźwięk dochodzący z mojego telefonu. Miałem nadzieję, że to Iss, jednakże kiedy na ekranie wyświetlił mi się numer Will, wiedziałem, że coś się stało.
- Tak?
- Iss została porwana! Ktoś ją uprowadził. - usłyszałem szlochanie brunetki.
Telefon wypadł mi z ręki i rozbił się na szklanych płytkach. Jeszcze przez kilka sekund przyswajałem nowe informacje i nie mogłem w nie uwierzyć.
To moja wina.
Mogłem siłą zawieźć ją do domu, żeby nie musiała sama się włóczyć po londyńskich ulicach.
Nie wybaczę sobie, jeżeli cokolwiek się jej stanie.
Wziąłem ponownie telefon do ręki, który, o dziwo, ciągle działał, a jedynie ekran trochę pękł, tworząc coś na wzór pajęczyny.
- Zaraz będę.
Zostawiłem urządzenie na stole, po czym złapałem w rękę kurtę i opuściłem mieszkanie.

Iss, trzymaj się.
Odzyskam cię.

~~~
Króciutko i kiepsko! Przepraszam!
Jedynie to udało mi się dodać przed egzaminem.
Trzymajcie za mnie kciuki, bo w czwartek skonam na sali wraz z arkuszem do przedmiotów przyrodniczych ;_; 
Z fizyki będzie 0 % ;__;
Spać mi się w sumie chce, bo już prawie 2.30 xd
Także, miłego czytania <3

piątek, 18 kwietnia 2014

Rozdział 4

"Jest taka miłość, która nie umiera, choć zakochani od siebie odejdą."

Jan Twardowski

~*~


Byłam tak bardzo szczęśliwa! Jestem pewna, że odnalazłam moją drugą połówkę.
Wiem, że to trochę głupie i niedojrzałe, zważając na to, że mam 17 lat i znamy się zaledwie kilka tygodni, ale czuję, że to nie będzie jedynie krótka znajomość.
Zależy mi na Lucasie, a jemu zależy na mnie. Wielokrotnie mi to udowadniał.
Niepokoi mnie jedynie jego dziwne zachowanie. Czasami jest normalny, czasami jak wariat, a kiedy pytam go o powód, zazwyczaj się wykręca...
Dzisiaj mijał równy tydzień, odkąd jesteśmy razem. Chciałabym w końcu powiedzieć o tym ojcu, ale obawiam się jego reakcji. Jestem prawie pewna, że tego nie zrozumie. Całe życie próbował uchronić mnie przed facetami, ale przecież musiał sobie zdawać sprawę z tego, że w końcu sobie kogoś znajdę.
Pewnie jeszcze wam nie wspomniałam, ale zdążyliśmy się już wprowadzić do nowego domu. Prace przebiegły szybciej, niż przypuszczali robotnicy i już cztery dni temu udało nam się tu zamieszkać.
Nie jest to nic oszałamiającego. Skromny domek na obrzeżach Londynu.
W sumie, przymiotnik "oszałamiający" zależy już od własnej interpretacji, ale w porównaniu z naszą posiadłością w Sydney, to naprawdę nie jest nic wielkiego. 
Było mi trochę przykro, że nie będę już dzielić pokoju razem z Will. We dwójkę zawsze jakoś raźniej.
Kiedy weszłam do domu, usłyszałam czyjeś śmiechy dochodzące z kuchni.
Jak najciszej przemieszczałam się w kierunku pokoju, a dźwięk powoli przybierał na sile.
Bez wątpienia był to śmiech kobiety. Czyżby ojciec w końcu związał się z ciocią Simoną?!
Wyskoczyłam z kryjówki z szerokim uśmiechem na twarzy, ale kiedy ujrzałam na krześle przy stole całkiem inną kobietę, miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Trochę głupio wyszło.
Kobieta, trzeba przyznać, była bardzo ładna. Wyglądała na jakieś, góra 25 lat.
Z całą pewnością niejedna zazdrościła jej boskiego wyglądu i zniewalającego ciała. Chyba już sami się domyśliliście, jakim sposobem poderwała mojego ojca.
- Przepraszam, chyba wam przeszkodziłam. - wydukałam i już miałam zacząć uciekać, gdy przerwał mi głos mojego ojca.
- Wcale nie, czekaliśmy na ciebie.
Posłałam ojcu pytające spojrzenie, a ten jedynie gestem ręki wskazał mi krzesło obok kobiety.
Westchnęłam głośno i zajęłam miejsce przy stoliku, ale w całkiem innym miejscu, niż te, które mi proponował.
- Chciałbym ci kogoś przedstawić, Iss. - Serio? "Iss"? Pierwszy raz w życiu zdrobnił moje imię a przecież już dosyć długo jestem na tym świecie.
- Pozwól James, że sama się przedstawię. - kobieta postanowiła przejąć inicjatywę. - Jestem Martina. Twój ojciec wiele mi o tobie opowiadał, Iss.
- No, niestety nie miał okazji opowiedzieć mi o pani. - przybrałam neutralny ton głosu, przy okazji intensywnie wpatrując się w oczy brązowowłosej. Nie chciałam przegapić żadnego szczegółu. - Jesteś Hiszpanką?
- Argentynką. - powiedziawszy to, schowała za ucho jeden z loków, który niesfornie opadł jej na czoło. Nawet włosy miała idealne. - Mam nadzieję, że razem z twoim ojcem uda nam się stworzyć udany związek.
- Nie jesteś za młoda dla mojego ojca? - Rzuciłam prosto z mostu bez żadnych głupich podtekstów.
Niebieskooką zaatakował napad śmiechu, a przy okazji wciągnęła w to mojego ojca.



- O to akurat nie musisz się martwić, Iss. Mam 34 lata.
Co? zaskoczyła mnie. Dawałam jej góra 25 lat, a okazało się, że ma już ponad 30.
Poza tym, byłam zawiedziona, że nie spotkałam tutaj cioci Simony. Ona się załamie, kiedy dowie się, że tata kogoś ma.
W sumie, może teraz jest odpowiedni moment, żeby powiedzieć ojcu o Lucasie? Jest taki zakochany. Może przymknie na to oko?
- Zapomniałem ci jeszcze o czymś wspomnieć. -głos mojego ojca wyrwał mnie z wewnętrznych rozmyśleń. - Martina z nami zamieszka!
- Co proszę? - Nie no, to był chyba żart. Znam kobietę dziesięć minut i już ma ze mną mieszkać, serio? - Chyba sobie ze mnie żartujesz.
- Nie, dlaczego? - On udawał zdziwionego czy naprawdę mnie nie rozumiał?
- Znam tą kobietę dziesięć minut a już mam z nią zamieszkać? - byłam zła na ojca za jego lekkomyślność i luzackie podejście do życia. Gdzie się podział ten stanowczy i odpowiedzialny człowiek?
- Wystarczy, że ja ją znam. - powiedziawszy to, przytulił do siebie niebieskooką. Myślałam, że puszczę pawia.
- Co ci się stało? - spytałam, po czym energicznie wstałam z krzesła, prawie wywracając ustawione na stole szklanki z napojem.
- O co ci chodzi? - Ta kobieta najwyraźniej odebrała mu sposób racjonalnego myślenia, a ja nie zamierzam dalej oglądać tego cyrku.
- Nie będę z nią mieszkać! - krzyknęłam, po czym zaczęłam opuszczać pomieszczenie. Tak jak przypuszczałam, ojciec zaraz ruszył w moim kierunku. - Isa, poczekaj.
Nie miałam ochoty dłużej go słuchać. On, stał się jakiś dziwny. Zawsze stawiał na pierwszym miejscu mnie, a teraz to ona jest dla niego najważniejsza.
- Mówię do ciebie. - powiedziawszy to, pociągnął mnie za ramię, jednocześnie uniemożliwiając mi dalszą ucieczkę.
- Zostaw mnie. - syknęłam w jego kierunku i chciałam odejść, ale nie pozwolił mi na to.
- Iss, kocham ją, rozumiesz? I ona będzie tutaj mieszkać czy ci się to podoba, czy też nie.

- Nie ma nawet mowy. - wyrwałam się z jego uścisku i poszłam do swojego pokoju.
Rozmyślałam już nawet nad opcją wyprowadzki do ciotki, ale wtedy dowiedziałaby się o Martinie a to byłby dla nie cios prosto w serce.
Z drugiej strony zawsze mogłam liczyć na Lucasa, tylko nie wiem, czy po tygodniu związku już czas na wspólnie zamieszkanie, co prawda krótkie, ale jednak.
Wpadłam do swojego pokoju i wyciągnęłam z szafy podróżną walizkę. Zaczęłam w nią wrzucać na oślep swoje ubrania.
Wiecie co jest najśmieszniejsze? Nawet nie wiem gdzie Lucas mieszka.
Kiedy już udało mi się zapiąć torbę, postanowiłam wyjść z domu. Na drodze napotkałam mojego ojca, który już chciał siłą wnieść mnie z powrotem do domu, ale Martina go powstrzymała. Przynajmniej na coś się przydała.
Przeszłam z walizką na kółkach kilka ulic dalej, by później przysiąść na pobliskim krawężniku. Wzięłam do ręki telefon i wykręciłam numer do Lucasa.
"Mam problem. Przygarniesz mnie na kilka dni?"
Jak zwykle, odpowiedź dostałam błyskawicznie.
"Gdzie jesteś?"
Kiedy byłam w trakcie odpisywanie, zaczęło intensywnie padać. Na moje nieszczęście, nie zabrałam ze sobą parasola, a miałam na sobie jedynie cienką, skórzaną kurtkę.
Lucas napisał, że pojawi się za dziesięć minut, ale kiedy minęło trzydzieści pięć, rozważałam już opcję powrotu do domu.
Odetchnęłam z ulgą, kiedy ujrzałam nadjeżdżające czarne bmw należące do Lucasa.
Chłopak wyskoczył z samochodu i wpakował moje walizki do bagażnika.
- Przepraszam, nie mogłem wcześniej.
- Ni.ic się n..ie sta..ło. - Moje szczęka dygotała z zimna, a mokre ubranie sprawnie obniżało temperaturę mojego ciało. 
Wsiedliśmy do samochodu, a wtedy Lucas podkręcił ogrzewanie, po czym okrył mnie przytulnym kocem.
Do jego mieszkania zajechaliśmy po dwudziestu minutach.
Mieszkał w wieżowcu, na ostatnim piętrze, w luksusowym penthouse'ie Przez chwilę zastanawiałam się, czy aby na pewno mieszka sam.
Bez wątpienia pochodził z bogatej rodziny.
- Idź się lepiej przebrać. Zrobię coś gorącego do picia.
Musiałam mnie jeszcze naprowadzić na łazienkę, bo przecież zgubiłabym się przy tych wszystkich drzwiach.
Założyłam na siebie czarne legginsy i białą tunikę. Wróciłam do chłopaka, który już na mnie czekał z kubkiem gorącej czekolady. Usiadłam na kanapie, a ten przyciągnął mnie do siebie i dodatkowo okrył kocem.
- No, to może opowiesz mi, dlaczego mokłaś podczas siedzenia na krawężniku zamiast siedzieć w cieplutkim mieszkaniu?
- Mój ojciec kogoś sobie znalazł. - powiedziałam cicho, bo nie miałam teraz ochoty o tym rozmawiać.
- Przecież dobrze wiedziałaś, że kiedyś taka sytuacja będzie miała miejsce.
- Tak, ja naprawdę rozumiem, nie jestem jakąś rozpieszczoną małolatą, ale on... postawił mi takie ultimatum! Nie znam tej kobiety, a on kazał mi od tak z nią zamieszkać, dzielić kuchnie, łazienkę i całe swoje życie!
- Trochę to nie fair z jego strony. Powinien to z tobą wcześniej ustalić, albo chociaż powiedzieć ci, że kogoś ma. - chłopak bawił się moimi mokrymi kosmykami włosów, a ja w tym czasie zastanawiałam się, czy ojciec już zaczął mnie szukać.
Może sobie odpuścił? Martina z całą pewnością ma lepsze rzeczy do roboty niż uganianie się za zbuntowaną małolatą.
Przytuliłam się do chłopaka i schowałam twarz w zagłębieniu jego szyi.
Jego bliskość i zapach ulubionych perfum paraliżowały moje wszystkie zmysły, przenosząc mnie do zupełnie odległej krainy, gdzie nie liczył się nikt inny oprócz nas.
Nagle usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Spojrzałam w ich kierunku i dostrzegłam wysokiego bruneta o ciemnej karnacji.
- Stary, co ty... - przerwał, kiedy nas zobaczył i nie wiedział, co ma zrobić, wycofać się czy iść dalej.
Zaraz, zaraz. Ja już go gdzieś widziałam...
Tak! To bez wątpienia jeden z tego zespołu, który przedstawiała mi Will. One Direction bodajże.
- Cześć. My się chyba znamy. - powiedziawszy to uśmiechnął się i wystawił dłoń w moim kierunku. - Zayn. Tak dla przypomnienia.
- Isabella. Nie wiedziałam, że się znacie.
- No tak... - mulat zachowywał się dosyć dziwnie. - Chodziliśmy razem do klasy..
- Też pochodzić z Liverpoolu?
- Taaak, dokładnie.
Coś mi tutaj nie pasowało, ale nie miałam żadnych argumentów, którymi mogłabym to jakoś z nich wydusić.
- Lucas, to ja pójdę do łazienki, nie będę wam przeszkadzać. - powiedziawszy to, pożegnałam się z nimi i ruszyłam do pomieszczenia.
Dziwna sytuacja.
~*~

- Tylko nie mów, że jeszcze jej nie powiedziałeś.
- Pracuję nad tym.
- No chyba żartujesz. - Zayn był nieźle zdenerwowany. W sumie to mu się wcale nie dziwię. - Chłopie, miałeś jej powiedzieć już dawno temu!
- Szukam odpowiedniego momentu.
- Jak tak dalej pójdzie to nigdy go nie znajdziesz. Oświadczać też się będziesz jako Lucas?
Zayn obrócił się napięcie i opuścił mieszkanie, głośno trzaskając drzwiami.
Wiem, że miał rację. Ja to do cholery wiem! Tylko, że nie mogę jej powiedzieć prawdy...
Tak bardzo się boję, że ją stracę.. Kolejną ważną osobę w moim życiu.
~*~

Dzisiaj mija miesiąc, odkąd jestem z Lucasem!
Mój ojciec w końcu dowiedział się o naszym związku. Na początku nie mógł zaakceptować tego, że mieszkam z obcym mężczyzną, ale chyba już zaczął się do tego przyzwyczajać.
Umówiliśmy się z Lucasem, że naszą rocznicę uczcimy dziś wieczorem w jednej z londyńskich restauracji.
Nigdy nie byłam tak bardzo szczęśliwa. Jestem pewna, że to facet mojego życia, chociaż znamy się dopiero miesiąc. To po prostu przeznaczenie.
Jest taki opiekuńczy i romantyczny. Nie myślałam, że pierwszy mężczyzna jakiego spotkam będzie tym strzałem w dziesiątkę.
No, ale przyjemności dopiero wieczorem. Mam dzisiaj jeszcze do zrobienia projekt z Ann na biologię.
- Witam piękna. - usłyszałam tuż nad moim uchem, a chwilę później dostałam buziaka w policzek.
Chłopak przeszedł stół dookoła i usiadł naprzeciwko mnie. Od razu zabrał się za przygotowywanie śniadania. Mówił, że dzisiaj się spieszy. Ponoć wujek ma duże zamówienie od jakiejś restauracji w Manchesterze.
- O której wrócisz? - chciałabym spędzić z nim cały dzień, ciesząc się jego obecnością. Muszę chyba przejść się do tego wujka, bo zaczyna działać mi na nerwy. Lucasa tak często nie ma...
- Pewnie wieczorem. A Anna o której ma być?
- Mówiła, że będzie po czternastej.
Chłopak szybko zapakował swoje kanapki i wyleciał z mieszkania jak z procy, po raz kolejny mówiąc, że jest już spóźniony..

~*~

Dziewczyna przyszła punktualnie. Przyniosła ze sobą dwie, grube encyklopedie biologiczne i jakieś puste kartki papieru.
- Internet też nam pomoże. - powiedziawszy to, wskazałam ręką na białego laptopa leżącego na biurko.
- Tak, wiem, ale najpierw chciałam pokazać ci najnowszy teledysk mojego ulubionego boysbandu!
Ann zabrała laptopa na swoje kolana, po czym zaczęła energicznie uderzać w klawisze. Bałam się, że komputer może tego nie wytrzymać.
 Po chwili odłożyła go na biurko, przy którym siedziałam i stanęła za mną.
Jej ulubionym zespołem okazało się być One Direction. Tylko raz słyszałam jedną z ich piosenek.
Teledysk był zabawny. Chłopacy tańczyli do piosenki, wywołując tym samym zadowolenie u Ann.
Nawet nie przypuszczałam, że ten teledysk tak diametralnie odmieni moje życie...
Nagle zaczął śpiewać chłopak, który wyglądał zupełnie jak... Lucas.
To było bardzo dziwne. Nie wierzę. To nie może być on.
- Kim jest ten chłopak?
Pokazałam palcem na sylwetkę Lucasa.
- Naprawdę go nie znasz? To Liam Payne! Jeden z chłopaków! - Dziewczyna zaczęła piszczeć i skakać po całym pokoju.
Nie odezwałam się.
Weszłam w wyszukiwarkę i wpisałam 'Liam Payne'. Dobrze, że siedziałam przy biurku, bo nogi zrobiły mi się jak z waty a serce nagle przyśpieszyło do stu uderzeń na minutę.
To był... Lucas. Mój ukochany, Lucas.
Poprosiłam Ann o przełożenie spotkania i natychmiast zadzwoniłam do "Liama".
- Cześć kochanie! Stało się coś?
Moje serce rozpadało się na miliony malutki kawałeczków. Starałam się utrzymać stabilny ton głosu.
- Mógłbyś na chwilę wpaść do domu? Musimy porozmawiać. - i rozłączyłam się.
Przygryzłam dolną wargę i zastanawiałam się, co mam teraz zrobić.
Kocham go, ale on mnie oszukał... Tak podle wykorzystał moją niewiedzę. Ten związek nie ma przyszłości. Nie można budować uczucia na kłamstwach.
- Hej, piękna. Stało się coś? - Był poddenerwowany. Chyba już sam domyślił się, o co chodzi.
- Cześć, Liam.
Nie musiałam już mówić niczego więcej. Spojrzał na mnie tymi swoimi pięknymi, czekoladowymi oczami, a ja poczułam ukłucie w sercu. Nie mogłam uwierzyć, że to prawda...
- Iss, przepraszam, naprawdę chciałem ci o tym powiedzieć...
- Oszukiwałeś mnie przez tyle czasu...
- Wiem. Naprawdę bardzo mi przykro, ale zrozum mnie, proszę, spróbuj mnie zrozumieć. - złapał mnie za ramiona i zaczął mną delikatnie potrząsać.
- To ty postaw się w mojej sytuacji, podły egoisto! - energicznie odtrąciłam jego dłonie. Nie chciałam, żeby mnie dotykał. - To wszystko było jednym, wielkim kłamstwem! Oszukiwałeś mnie przez tyle tygodni, a ja głupia ci wierzyłam! Jak mogłam pokochać kogoś takiego!
- Iss, naprawdę cię kocham. Jako Luc, czy jako Liam. Moje uczucia do ciebie są takie same!
Rozpłakałam się na dobre. Nie mogłam mu w nic uwierzyć. Nagle zbudowała się we mnie ogromna tama, która nie chciała go wcale słuchać. Postawiła go na przegranej pozycji. Człowieka, który jeszcze godzinę temu był dla mnie całym światem.
Ściągnęłam z szyi łańcuszek, który podarował mi wczoraj jako prezent na naszą rocznicę. Nie mogłam go dłużej nosić. Był symbolem miłości, która musiała się teraz skończyć. Włożyłam mu go w dłoń i zacisnęłam ją w pięść.
- Wyjdź już. Jak przyjdziesz, obiecuję, że mnie już tutaj nie będzie. - powiedziałam tak cicho, że nawet nie byłam pewna, czy mnie usłyszał.
- Iss, proszę, nie rób mi tego. Kocham cię, zrozum to.
- Gdybyś mnie kochał, nigdy byś mi tego nie zrobił.
Płakaliśmy oboje, ale nie zamierzałam się złamać. Kiedy wyszedł z mieszkania, zamknęłam za nim drzwi i zsunęłam się po nich na ziemię.
Moje serce tak bardzo chciało zawołać go z powrotem, przytulić i udawać, że nic się nie stało, ale rozum wiedział lepiej, co ma zrobić.

~*~

Jestem kretynem, pieprzonym kretynem! Co ja sobie w ogóle myślałem? że się nie dowie? Przecież to było logiczne, że prędzej czy później prawda wyjdzie na jaw!
Dlaczego ja nigdy nikogo nie słucham. Przecież Will z Zaynem już dawno kazali wyznać jej prawdę, ale ja jak zwykle nie miałem odwagi. Teraz straciłem przez to najważniejszą osobę mojego życia.
Nawet nie wiem jak mam ją odzyskać. Poczekać, aż ochłonie? Z całą pewnością nie pozwolę jej odejść tak łatwo.

Mam nadzieję, że uda mi się to jakoś odkręcić...

~~~~~
Najdłuższy rozdział, jaki udało mi się kiedykolwiek napisać. :)
Nie jestem z niego do końca zadowolona, bo musiałam trochę przyśpieszyć fabułę, ale Lucas cały czas mylił mi się z Liamem i musiałam po trzy razy czytać każde opowiadanie xD
Kolejny rozdział najprawdopodobniej dopiero w maju. Mam straszny natłok obowiązków szkolnych, więc będziecie musieli mi wybaczyć wszelkie opóźnienia. 
Pozdrawiam serdecznie <3

czwartek, 10 kwietnia 2014

Rozdział 3

"Prawdziwa miłość jest zawsze chaotyczna.
Gubisz się, tracisz trzeźwy osąd.
Nie umiesz się bronić.
Im większa miłość, tym większy chaos."

Jonathan Carroll 

~*~

To już dzisiaj. Mój pierwszy dzień w szkole!
Może nie zabrzmiałoby to dziwnie, gdyby nie fakt, że mam prawie osiemnaście lat. Ironia losu, czyż nie?
Wstałyśmy z Will po ósmej, żeby nie spóźnić się na metro. Ojciec upierał się, że może nas podwieźć do szkoły, bo w takiej sytuacji mogłybyśmy wyjść z domu nieco później.
Pomysł ten nie przypadł mi do gustu, ale Will była jak najbardziej za.
Już pewnie zastanawiała się jak wyda pieniądze przeznaczone na bilet. Jak dla niej, korzystna sytuacja.
Kiedy już udało nam się wyjść z mieszkania, ciotka Simona wcisnęła nam jeszcze kilka moich ulubionych maślanych bułek z kawałkami czekolady. Uważa, że jestem za chuda i że dodatkowe kilogramy wcale by mi nie zaszkodziły. Cóż, ja uważam, że wyglądam dobrze. Lucas zresztą może to potwierdzić.
W szkole byłyśmy dosłownie minutę przed dzwonkiem. Will spóźniła się nieco na swoją lekcje, chcąc doprowadzić mnie do anglojęzycznej klasy. Ja to bym od razu się tutaj zgubiła. Nigdy nie widziałam tylu korytarzy.
Okazało się, że moja pierwsza lekcja będzie z wychowawcą.
- Moi drodzy, chcę wam przedstawić nową koleżankę. - Oczywiście, nie obyło się bez standardowego przywitania, chociaż najchętniej po prostu usiadłabym w wolnej ławce gdzieś na końcu klasy. - Od dzisiaj do naszej klasy będzie uczęszczać Isabella Evans.
Chłopacy zaczęli się głupkowato uśmiechać, a dziewczyny nie były zbytnio zainteresowane tym, o czym mówił nauczyciel. No, na pewno nie te z końca.
- Evans? - ktoś powtórzył moje nazwisko, jakby nie zrozumiał go za pierwszym razem. Nie jest aż tak trudne. - Jesteś córką tego... no... tego kasiastego kolesia?
Nie odpowiedziałam. To pytanie nie dosyć, że było idiotycznie sformułowane, to jeszcze niekulturalne. Zadała je dziewczyna siedząca na samym końcu, z garścią tatuaży na rękach. Nie wyglądała na kogoś w moim wieku. Zapewne powtarzała klasę.
- To pytanie jest nie na miejscu, Evie. Masz może jakieś inne? - nauczyciel postanowił zabrać głos i oczywiście na dopuścić do zadania podobnego pytania.
- Skąd jesteś? - Jej zielone oczy wydawały się świdrować mnie na wylot. Moje serce zaczęło szybciej bić. Była straszna.
- Z Australii.
- Wiedziałam! - dziewczyna wydawała się być usatysfakcjonowana moją wypowiedzią.
- Usiądź Issabello. - Odparł ze zrezygnowaniem nauczyciel.
Zajęłam miejsce w pierwszej ławce i nawet nie śmiałam obrócić się w stronę zielonookiej Evie, chociaż wiedziałam, że ciągle mnie obserwuje.
Kiedy zadzwonił dzwonek, byłam chyba najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Szybko wyszłam z klasy, chcąc odnaleźć Will, ale drogę zagrodził mi jakieś blond włosy chłopak.
- Hej.
- Cześć. - posłałam mu delikatny uśmiech.
- Jeżeli chcesz, to oprowadzę cię po szkole. - Był naprawdę bardzo miły i w dodatku przystojny. Muszę przedstawić go Will.
- Z przyjemnością.
Przez całą przerwę spacerowaliśmy po korytarzach, a Max, po tak miał na imię, pokazywał mi najważniejsze miejsca w szkole. Nie uszedł mojej uwadze fakt, że większość dziewczyn patrzy na mnie morderczym spojrzeniem. Tylko nie wiedziałam, dlaczego. Znowu robię coś nie tak?
Kiedy zadzwonił dzwonek, pożegnałam się z Maxem i pobiegłam na historię.
Lekcje skończyłam po czternastej.
Wychodziłam właśnie z szatni, kiedy zostałam do niej brutalnie wciągnięta z powrotem. Uderzyłam ciałem w ścianę i zostałam przewrócona na podłogę. Kiedy po chwili otworzyłam oczy i spojrzałam w górę, dostrzegłam Evie z jakąś grupką dziewczyn.
- Myślisz, że cię nie znamy? Masz kasiastego tatusia.
Kiedy wam powiem, że byłam przerażona, to chyba zbyt mało powiedziane. Kompletnie nie wiedziałam co robić, a w pobliżu nie było nikogo, kto mógłby mi pomóc.
- No, dalej, wyskakuj z telefonu.
Zielonooka świdrowała mnie spojrzeniem na wylot, wyciągając rękę w moim kierunku. Nie miałam innego wyjścia. Musiałam oddać jej ten pieprzony telefon.
Już wkładałam rękę do kieszeni, kiedy ktoś nagle pojawił się w szatni.
- Mało masz problemów? Zostaw ją w spokoju, Evie. - To był Max, chłopak, który oprowadzał mnie dzisiaj po szkole.
Zielonooka bez słowa opuściła szatnię, a jedynie rzuciła blondynowi piorunujące spojrzenie.
Byłam cała roztrzęsiona. Pierwszy raz spotkałam się z taką brutalnością wobec mnie. Zaczęłam żałować, że nie posłuchałam ojca.
- Musisz z tym iść do dyrektora. - Stwierdził mój wybawca, pomagając mi podnieść się z podłogi. - Ona ci nie odpuści.
- Nie, nie. Wszystko ok. Nie chcę sobie robić dodatkowych problemów pierwszego dnia.
Max nie był zadowolony z moje decyzji, ale nie odezwał się ani słowem. Razem opuściliśmy szkołę, bo bałam się, że Evie będzie mnie śledzić.
Czekałam właśnie na Will, kiedy dostałam niespodziewaną wiadomość od Lucasa.
"Może podwózka do domu, piękna?"
Zaczęłam głupio szczerzyć się do telefonu, bez wątpienia zwracając uwagę wielu osób z otoczenia.
"Z Tobą zawsze :) Tylko, gdzie jesteś?"
"Spójrz w prawo"
Zaczęłam rozglądać się za samochodem Lucasa, a kiedy wreszcie go ujrzałam, miałam zamiar puścić się pędem w jego stronę, ale drogę zagrodził mi Max.
- Hej, Iss, czy... no... nie chciałabyś może wybrać się na jakąś kawę?
Przez chwilę nie wiedziałam co mam mówić. Nie chciałam go zranić. Wydawał się być miłym i sympatycznym facetem. W dodatku uratował mnie dzisiaj przed Evie.
- Przykro mi Max, ale jestem już umówiona. Może innym razem.
- Och, no tak, nic nie szkodzi. To, może chociaż podasz mi swój numer telefonu? Będę pisał, w razie problemu z lekcjami.
- Oczywiście. - wymieniliśmy się numerami i już miałam iść, kiedy Max ponownie zabrał głos.
- Gdybyś miała jakiś problem, to napisz. Chętnie pomogę ci go rozwiązać.
Nie zdążyłam nawet mu odpowiedzieć, bo pobiegł w stronę jakiejś grupki chłopaków. Przez chwilę stałam oszołomiona na placu, ale przypomniałam sobie o czekającym na mnie Lucasie. Wpadłam do jego samochodu, ale wyglądał, jakby wstał lewą nogą.
- Coś się stało? - zapytałam zaniepokojona jego nienaturalnym stanem.
- Kto to był? Ten chłopak?
- Ten? Och, nie przejmuj się. To kumpel z klasy. Oprowadzał mnie po nowej szkole.
- Ta, jasne.
- Nie bądź taki, Luc! - powiedziałam, zapinając pasy. - Nie bądź zazdrosny.
- Wcale nie jestem.
- No tak, to widać. - rzuciłam ironicznie - Dlaczego po prostu po mnie nie wyszedłeś? Wtedy z całą pewnością nie zagrodziłby mi drogi.
- Dostałem ważny telefon od wuja.
- Rozumiem.
Znowu w samochodzie zapanowała krępująca cisza. Kiedy staliśmy w dosyć długim korku, Lucas postanowił ją przerwać.
- Jak pierwszy dzień?
- Dobrze. Trochę nudne lekcje. - nie zamierzałam wspominać mu o sytuacji z Evie. Tylko by się zdenerwował.
Chłopak zaśmiał się, po czym ruszył, bo czerwone światło w końcu zmieniło się w zielone.
Pod moim domem byliśmy szybciej, niż przypuszczałam. Napisałam wiadomość do Will, ale ona jeszcze była w metrze.
Nie lubiła szkolnych autobusów. Odkąd pamiętam podróżowała metrem.
Lucas odprowadził mnie do windy, po czym stwierdził, że musi już uciekać.
Próbowałam namówić go na herbatę, czy jakieś ciastko, ale nie chciał się zgodzić.
Kiedy zauważył, że zrobiło mi się przykro, przyciągnął mnie do siebie i delikatnie pocałował, po czym obiecał, że spotkamy się wieczorem.
Dlaczego on jest taki tajemniczy?

~*~
- Liam? Co ty tutaj robisz?
Ostatnią rzeczą, o jakiej marzyłem, było spotkanie z Will. Co ja mam teraz zrobić? Wiedziałem, że odwożenie Iss do domu to najgłupszy pomysł pod słońcem.
- Byłem akurat po... kawę.
- kawę? - dziewczyna wysłała mi pytające spojrzenie. Chyba nie za bardzo mi uwierzyła. Sam bym sobie nie uwierzył.
- No tak. Tutaj za rogiem robią świetną kawę.
- Taak. Racje. Tylko gdzie masz tą kawę?

- Wypiłem. Wybacz, muszę już iść. Chłopacy do mnie wydzwaniają, że spóźniłem się na próbę. Przepraszam.
Szybko ją wyminąłem, po czym wsiadłem do samochodu i odjechałem, nie oglądając się za siebie.
Wpadka po całości. Mam nadzieję, że nic się nie wyda.
~*~
Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. To na pewno Will.
Rzuciłam się pędem w jej kierunku, chcąc opowiedzieć jej o dzisiejszym spotkaniu z Lucasem.
Dziewczyna sprawiała wrażenie kompletnie odłączonej od świata. Nawet mnie nie zauważyła.
- Will, muszę ci coś powiedzieć, to pilne! - próbowałam jakoś zwrócić jej uwagę.
- Czekaaj, przed chwilą miałam na dole dosyć dziwną sytuację. - ciągle na mnie nie patrzyła, tylko zaczęła przedzierać się w stronę swojego pokoju z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

- Zaraz mi opowiesz. Widziałam się dzisiaj z Lucasem! - zaczęłam skakać po korytarzu ze szczęścia i potrząsać nią, ale ona wcale nie zamierzałam podzielić mojego entuzjazmu.
- serio? - wyraz twarzy dziewczyny diametralnie się zmienił. - kiedy?
- Odwiózł mnie po szkole do domu! 
- Wysoki brunet o brązowych oczach, ubrany w ciemne jeansy i bluzkę z czerwonym nadrukiem? - wyrecytowała niczym wiersz na lekcji języka angielskiego.
- Tak. Skąd wiesz?
- Spotkałam go chyba na dole. Wybacz, muszę zadzwonić do kumpeli, nie było jej dzisiaj w szkolę, trochę się o nią martwię.
- Jasne. Sprawdź co u niej i chodź na obiad bo ciocia na ciebie czekała.
~*~
Liam, odbierz ten cholerny telefon.
- Will, mówiłem ci, że nie mam czasu. - Brunet chciał się mnie szybko pozbyć, ale nie będzie tak łatwo, nie ma mowy.
- No cześć, Lucas - Specjalnie zaakcentowałam ostatnie słowo, chcąc zwrócić jego uwagę.
- Co? O czym ty mówisz?
- Nie udawaj głupka. Dobrze wiem, że spotykasz się z Iss, tylko dlaczego pod zmyślonym nazwiskiem?
Słyszałam jak chłopak głośno zdycha po czym mówi do kogoś, że zaraz wróci.
- Błagam, nie mów jej o tym.
- Jak twoim zdaniem mam jej nie powiedzieć? - byłam oburzona zachowaniem chłopaka i ledwo udawało mi się utrzymywać stabilny ton głosu. - Oszukujesz moją kuzynkę! Wiesz co będzie, jeżeli ona się dowie? Żyjemy w Londynie, chłopie! Bilbordy z wami wiszą na ulicach. W końcu na jakiś wpadnie.
- Wiem, nie przemyślałem tego, ale proszę cię, kryj mnie. Mam zamiar jej powiedzieć, już niedługo. Szukam jedynie odpowiedniego momentu.
- Żebyś zdążył jej powiedzieć, nim zrobi to Max.
- Kim jest Max?
- Chłopak, któremu Iss wpadła w oko. Jeżeli was razem zobaczy i cię rozpozna, powie jej prawdę. A wiesz, co zrobi, kiedy się rozstaniecie? Będzie ją pocieszał. Łatwy cel do zdobycia.
Liam nie odzywał się przez dłuższy czas. Już myślałam, że się rozłączył, ale wtedy chłopak ponownie zabrał głos.
- Powiem jej jak najszybciej.
Wtedy połączenie zostało zakończone.
Obyś zdążył to zrobić, Liam.

~*~
- Co u niej? - zapytałam, kiedy tylko brunetka pojawiła się w kuchni.
- Wszystko ok.
Will zachowywała się bardzo dziwnie, odkąd wspomniałam o Lucasie. Czyżby wiedziała o czym ważnym? Może on rzeczywiście coś przede mną ukrywa?
Zjadłyśmy obiad w kompletnej ciszy. Will co chwilę grzebała w telefonie, aż nawet ciotka zwróciła jej uwagę.
Wtedy w mieszkaniu pojawił się ojciec. Stwierdził, że do nowego domu będziemy się mogli przeprowadzić już za dwa tygodnie. Ciotka Simona nie sprawiała wrażenia zadowolonej, a wręcz przeciwnie. Wstała od stołu i wyszła z kuchni. Mój ojciec, jak to facet, oczywiście nie domyślił się o co chodzi.
Od dawna podejrzewałam, że ciocia Simona podkochuje się w moim ojcu, ale on nigdy nie sprawiał wrażenia zainteresowanego. Po prostu klasyfikował ją do rodziny, a z rodziną nie można się wiązać.
Z drugiej jednak strony nie łączyły ich żadne powiązania genetyczne. Ciocia Simona była siostrą mamy, więc nie było żadnych przeciwwskazań do uformowania nowego związku. Tylko, że mój tata wcale nie zamierzał się z nią związać. Dla niego była po prostu Simoną mieszkającą w Londynie. Nic więcej.
Szkoda. Ciotka byłaby idealną kobietą dla ojca. Wiem, że nie leci na jego pieniądze i wpływy, a boję się, ze kiedyś w jego życiu pojawi się jakaś taka niezrównoważona kobieta i go skrzywdzi, przy okazji czyszcząc mu konto bankowe.
Tata chyba zaczął łapać o co chodzi i poszedł za ciotką Simoną. Will kompletnie zignorowała całą sytuację. Była w zupełnie innym świecie.
W trakcie jedzenia dostałam wiadomość od Lucasa. Chciał się pilnie spotkać dzisiaj wieczorem. Czyżby coś się stało?
~*~

- Hej piękna. - powiedziawszy to, mocno przytuliłem ją do siebie.
- Coś się stało, Luc? Twoja wiadomość trochę mnie zaniepokoiła.
Gestem ręki wskazałem jej samochód, po czym oboje do niego wsiedliśmy. Nie wiedziałem od czego zacząć.
- Muszę powiedzieć ci coś naprawdę bardzo ważne. Bo... ja... chciałem... - zawahałem się. Co, jeżeli mnie nie zrozumie? Co, jeśli ją stracę? - zapytać, czy zostałabyś moją dziewczyną, Iss?
- Luc! Ja.. oczywiście, że tak! Jestem taka szczęśliwa!
Po tych słowach dziewczyna rzuciła mi się w ramiona.
- Ja też. - Próbowałem przybrać pozytywny ton głosu.
Liam. Spaprałeś. Znowu.

~~~~
Miał być 19, jest 10 :D Bonus. Najdłuższy rozdział, jaki udało mi się napisać.
Kolejny powinien pojawić się w święta. :)
Dziękuję za motywujące komentarze! To dzięki Wam rozdział pojawił się wcześniej <3