poniedziałek, 30 czerwca 2014

Seria II Rozdział 3

"Nadal czekam na twój gest, 
na zielone światło twe
bo ty rozstawiasz mnie na planszy,
ty wybierasz grę."

Mateusz Mijał - Zabijasz mnie
~*~
- Liam? - wyszeptałam, próbując złapać oddech.
Był taki piękny i idealny. W ogóle się nie zmienił od naszego ostatniego spotkania.
- Iss, ja.. - zaczął, ale szybko przerwał, kiedy usłyszał kroki nadchodzącej osoby. To był Harry.
- Liam?! - krzyknął zdezorientowany, po czym złapał mnie w tali i przyciągnął do siebie. Chciał pokazać mu, że jestem jego własnością. Boże, mężczyźni są tacy płytcy.
- Co tutaj robisz? - wybełkotałam zszokowana, ciągle nie mogąc uwierzyć w to, że mężczyzna mojego życia stoi naprzeciwko.
- Przyjechałem tu, bo... - przerwał, spoglądając na Harrego. - Moglibyśmy porozmawiać na osobności?



- Moja dziewczyna nie ma przede mną żadnych tajemnic.
- Zostaw nas. - rzuciłam, wpatrując się w intensywnie brązowe tęczówki Liama. Sama byłam zaskoczona swoimi słowami, ale nie zamierzałam ich cofać.
Loczek spojrzał na mnie z niedowierzaniem, po czym wszedł do mieszkania, głośno trzaskając drzwiami.
Przymknęłam oczy, kiedy dotarło do mnie, że czeka nas kolejna kłótnia, która nie prowadzi naszego związku z dobrym kierunku.
- Iss, przyleciałem tu dla ciebie.
- Do czego zmierzasz, Liam? - rzuciłam prosto z mostu, nie chcąc bawić się w żadne podchody.
- Chciałbym, żebyśmy dali sobie szansę.
Zaśmiałam się gorzko, patrząc w jego oczy. Nie był wcale zaskoczony. Spodziewał się takiej reakcji.
- Wiem, że nawaliłem, ale jestem tylko człowiekiem, popełniam błędy. Kocham cię.
- Gdzie byłeś przez pięć lat, skoro mnie "kochałeś"?
W odpowiedzi jedynie spuścił głowę w dół, ciężko wzdychając. Już miał coś powiedzieć, kiedy drzwi otworzyły się i stanął w nich Harry.
- Zayn dzwonił. Mamy do nich jechać. - rzucił obojętnym tonem, wpatrując się w nas lodowatym spojrzeniem.

~*~

- Dlaczego muszę jechać z Liamem, a nie z Harrym? - byłam strasznie rozdrażniona. Wszyscy doskonale wiedzą, że próbuję trzymać się od Liama jak najdalej, a teraz nagle każą mi z nim wyjechać na drugi koniec świata?! Przecież to jest niedorzeczne!
- Proszę, Iss. - błagałam mnie Zayn. - Tutaj chodzi o życie mojego dziecka. Harry musi zostać, a Liam zapewni wam bezpieczeństwo.
Westchnęłam głośno, bo doskonale wiedziałam, że znajduję się na przegranej pozycji. Muszę się poświęcić dla dobra Hayley.
- kochanie. - zaczął Hazza, zbliżając się do mnie. - Będę pisał i dzwonił tak często, jak tylko będę mógł.
- To nie to samo. - powiedziawszy to, schowałam się w jego bezpieczne ramiona. Brunet mocniej mnie do siebie przycisnął, po czym zaczął gładzić wolną ręką moje włosy.
- Kocham cię. - szepnął mi do ucha, a na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Odsunęłam się minimalnie od niego, łącząc nasze wargi w pocałunku, który ma starczyć mi na kilka tygodni albo nawet długich miesięcy.
- Będę tęsknić. - szepnęłam, nim oboje zdążyliśmy oderwać się od siebie.
Will w tym czasie poszła po Hayley, a Zayn z Liamem opracowywali cały plan.
- Kochanie, pojedziesz z ciocią i wujkiem do Australii na wakacje, dobrze? - usłyszałam rosnący dźwięk głosu Will.
- Dlaczego ty i tatuś nie jedziecie? - obie postacie pojawiły się w pomieszczeniu.
- Musimy pracować, kochanie, ale obiecuję, że kiedy tylko mamusia dostanie urlop w pracy, to razem gdzieś pojedziemy, dobrze?
Dziewczynka jedynie kiwnęła zrozumiale główką, po czym przytuliła się do swojej rodzicielki.
Nie chcę nawet wiedzieć, co czuła w tamtym momencie Will. Sytuacja z Liamem i Harrym była przy tym błahostką.
Dziewczynka odsunęła się od niej, po czym pobiegła w stronę Zayna. Mężczyzna porwał ją w swoje ramiona, na co mała zaczęła głośno się śmiać. Na koniec przytulił ją do siebie i odstawił na ziemię, a wtedy Liam wziął ją oraz jej bagaże i zeszli do samochodu.
Widziałam już łzy zbierające się pod powiekami Will. Tak bardzo było mi jej szkoda...



Zayn przyciągnął ją do siebie, a ta schowała twarz w zagłębieniu jego szyi, głośno szlochając.
- Opiekuj się nią dobrze. - powiedział w moją stronę, na co kiwnęłam głową i zeszłam na parking.

~*~

Kiedy wylądowaliśmy na lotnisku w Sydney, poczułam się jak w domu.
W sumie nie ma się co dziwić. To tutaj się urodziłam i spędziłam większość swojego życia.
Od tej pory mieliśmy mieszkać w domku na obrzeżach miasta, pod fałszywym imieniem i nazwiskiem. Hayley miała być naszą adoptowaną córką, a my z Liamem bezpłodnym, ale za to szczęśliwym małżeństwem.
Kiedy dojechaliśmy na miejsce, było już grubo po dwudziestej trzeciej. Hayley zasnęła na tylnym siedzeniu bmw, przytłoczona nadmiarem wrażeń i długa podróżą.
Liam wziął ją na ręce, po czym zaniósł do jej tymczasowego pokoju. Ja postanowiłam na niego zaczekać i pomóc mu z bagażami. Oczywiście jego męski honor nie pozwolił mi wziąć ani jednej torby.
Weszliśmy wspólnie do mieszkania, które okazało się być bardzo przytulne. Nie zajmowało dużej powierzchni. Było raczej skromne.
- Nathan mówił, że przyleci za dwa dni, bo ma jeszcze coś do załatwienia w Nowym Jorku. Mamy więc dwa dni na zadomowienie się. - rzuciłam, podczas zalewania kawy gorącym wrzątkiem. Jak już zapewne wiecie, mogłabym pić ją litrami.
- Kawa na noc? - usłyszałam za plecami cichy śmiech Liama.
- Dokładnie. - Nie zamierzałam się z nim bawić z żadne głupie podteksty i gierki. Nie mam na to nawet ochoty.
- Iss. - usłyszałam i poczułam ramiona Liama na swojej tali. Odwróciłam się tak, że teraz stałam do niego przodem. - Było nam razem dobrze...
- To ty mnie zostawiłeś, Liam. - uparcie dążyłam przy swoim, próbując za wszelką cenę uniknąć jego spojrzenia.
- Wiem. I to jest największy błąd, jaki w życiu popełniłem.
Starał się do mnie zbliżyć, ale za wszelką cenę go odpychałam.
- Liam, kocham Harrego, nie potrafisz tego zrozumieć?
- Dlaczego na mnie nie spojrzysz ? - wiedziałam, że zauważy. Zbyt dobrze mnie znał.
- Powiedz mi prosto w oczy, że mnie nie kochasz, że mój dotyk wcale na ciebie nie działa - jego dłonie zaczęły błądzić po moim ciele. - No powiedz to, Iss, a wtedy się odczepię.
Delikatnie zbliżył się do mnie, po czym złączył nasze wargi.



Byłam taka szczęśliwa i spełniona, kiedy poczułam smak jego ust. Ani trochę nie zmieniły się od naszego ostatniego spotkania.
Już miał zacząć pogłębiać pocałunek, kiedy przez moją głowę zaczęły przelatywać obrazy związane z Harrym i Sophią.
Gwałtownie oderwałam się od Liama, traktując go lekkim, ale stanowczym policzkiem.
Nie miał prawa mnie całować, wiedząc, że jestem z kimś związana.
- Jeżeli jeszcze raz to zrobisz, zadzwonię do Zayna i poproszę o twoje usunięcie. - powiedziawszy to, zaczęłam opuszczać pomieszczenie. - Nie zbliżaj się do mnie nawet na milimetr, Liam.
Szybko znalazłam się na górze, po czym rzuciłam się na łóżko.

Jak ja mam przed nim uciekać?

~~
Hej kotki. <3
Dodaje szybciej, bo nie wiem kiedy będzie następny.
Przyczyna? Mam mega doła. Nie mam chęci do niczego, nawet do pisania.
Przepraszam. :c 
Dziękuję za 5000 ♥

czwartek, 26 czerwca 2014

Seria II Rozdział 2

"Gdy patrzę w Twoje oczy wiem, że nie chcę już niczego szukać
Że nie chcę nigdzie iść, chcę mieć Cię tutaj, dziś
Od zawsze chciałem znaleźć kogoś, kto by mógł zrozumieć
Tak dawno już wiedziałem, że to jesteś Ty"

Pezet - Nieważne

~*~

Staliśmy razem z Zaynem w kolejce przy kiosku. Mulat zauważył gazetę, w której znajdował się artykuł odnośnie rozpadu zespołu.
- Naprawdę będziesz czytał stek bzdur jakiegoś marnego dziennikarza? - Nigdy nie pokładałam wiele wiary w takie teksty, gdyż większość z nich jest jedynie zwykłym blefem, próbującym przyciągnąć jak największą ilość czytelników. Żenujące i niestosowne? Witamy w dwudziestym pierwszym wieku.
Zayn w końcu doczekał się swojej uwagi i kasjerka sprzedała mu upragniony magazyn.
Usiadł na pobliskiej ławce, po czym zaczął energicznie przerzucać kartkami. Patrzyłam na niego jak na szaleńca, który właśnie opuścił zakład psychiatryczny. Był bardzo przejęty całą tą sprawą, a ja podchodziłam do tego z dużym dystansem.
- Nie do wiary! - usłyszałam po kilku minutach. - Obwiniają mnie i Will za rozpad naszego zespołu! Czy oni nie mogą zrozumieć, że to była wspólna decyzja? Po prostu się wypaliliśmy. Każdy z nas chciał w końcu założyć rodzinę i spędzać z nią wszelkie wolne chwile!
- Ja to doskonale rozumiem, Zayn, a ty, po kilku latach bycia w show biznesie, powinieneś się do tego przyzwyczaić.
Brunet potrząsnął energicznie głową na znak, że się ze mną zgadza, po czym już mieliśmy odchodzić, kiedy usłyszałam znajomy głos. Zaraz, zaraz... Perrie?!
- Zayn? - zaczęła przyciszonym głosem, patrząc szeroko otwartymi oczami na mulata. - Szukałam cię. Tak bardzo długie cię szukałam!
Kobieta podbiegła do niego, zarzucając mu ręce na szyję. Zayn szybko zareagował, odpychając od siebie kobietę, a ta wyglądała wtedy na nieźle zdezorientowaną.
- Nie spodziewałam się, że cię już kiedykolwiek spotkam, a tu taka piękna niespodzianka. To przeznaczenie, Zaynie...
- Perrie, przestań. Rozstaliśmy się już dawno temu.
- Może to był błąd? - zaczęła, robiąc jeden krok w jego stronę. - Może powinniśmy spróbować znowu? może jesteśmy sobie pisani? - Kobieta stanęła przed nim, intensywnie wpatrując się w jego oczy.
- Nie kocham cię. - Auć. Zapewne zabolało.



Kobieta energicznie odeszła na kilka kroków w tył, a jej spojrzenie zmieniło się z czułego w czystą nienawiść.
- To wszystko przez tą wywłokę! Wgramoliła się w nasze szczęśliwe życie i mi ciebie zabrała!
- Nie masz prawa oczerniać mojej żony, Perrie! - krzyknął zdenerwowany Zayn, aż spojrzenia kilku osób zwróciły się w naszym kierunku.
- Żo...Żony? - wydukała po krótkiej chwili, wpatrując się w Zayna z niedowierzaniem. - wzięliście ślub?
Ona się z choinki urwała, czy jak? Przecież oni pobrali się jeszcze za czasów istnienia One Direction.
Mulat nie odpowiedział, a Perrie zaczęła płakać. To był dla niej cios w samo serce. Teraz pewnie czuje się tak jak Will, kiedy Zayn postanowił z nią zerwać. O ile nie czuła się jeszcze gorzej.
- Tatuś! - usłyszałam za plecami głos Hayley, na co moje mięśnie mocno się napięły. Miałam dziwne przeczucie, że jej pojawienie się tutaj może wywołać bardzo negatywne uczucia u blondynki.
Brunet pochylił się, a chwilę później dziewczynka już była w jego ramionach. Zaczęła przejeżdżać palcami po kilkudniowym zaroście, śmiejąc się, jak gdyby ujrzała coś bardzo niezwykłego.
- Dlaczego ta pani płacze, tatusiu? - zapytała zaciekawiona Hayley, zwracając się w stronę blondynki.
- To jest...
- Hayley! - Całe szczęście głos Will uratował Zayna przed odpowiedzią na pytanie zadane przez córkę. - Ile razy ci mówiłam, że masz mi nie uciekać, nawet gdy zobaczysz kogoś znajomego?!
- Przepraszam. - rzuciła cichutko, po czym wtuliła się w Zayna.
- Perrie? - wybełkotała zszokowana Will, z niedowierzaniem wpatrując się w blondynkę, lecz ta zdawała się przebywać w zupełnie innym świecie. Ciągle wpatrzona była w Zayna i Hayley, która tkwiła w jego uścisku, a wargi blondynki były lekko rozchylone w geście zwykłego niedowierzania.



- Kochanie, zabierzesz stąd Hayley?
Will kiwnęła twierdząco głową, po czym zabrała córkę do stoiska z lodami, oddalonego od nas o kilkadziesiąt metrów.
- Co ty zrobiłeś? - zapytała blondynka po dosyć długiej ciszy. - Jak mogłeś zrobić jej dziecko, do jasne cholery!?
- Nie rób scen, Perrie. Jesteśmy w Central Parku.
Blondynka miała nieodgadniony wyraz twarzy a z jej oczu pałała czysta nienawiść.
- Pamiętasz o nim, prawda? - Zauważyła, jak wszystkie mięśnie Zayn napinają się pod prześwitującą koszulką. - I wiesz, że on pamięta o tobie.
Nie wiedziała o co im chodzi. Rozważałam już nawet opcję odejścia od nich, aby mogli swobodnie porozmawiać, ale tajemniczy "ktoś" przyszpilił mnie do betonowego gruntu.
- Nie rób tego Perrie. Proszę cię.
- Zniszczyłeś mi życie, więc ja zrujnuję twoje.
- O czym wy mówicie?! - Musiałam włączyć się do rozmowy, bo atmosfera robiła się coraz bardziej napięta.
- Zayn... hm, miał problem z narkotykami. - Zayn i narkotyki?! Niemożliwe! - pomyślałam, ale kiedy spojrzałam na bruneta, ten jedynie opuścił swoją głowę w geście skruchy i zażenowania. Czyli to prawda? - Nie miał w zwyczaju płacić. Kiedy zespół się rozpadł, po prostu uciekł, zaszył się, a ci ludzie nachodzili mnie, jako jego oficjalną dziewczynę. Naliczyli mu sporo odsetek, których Zayn nie spłacił i nie robi tego nadal. Pewnie sobie odpuścił, ale wiesz, kiedy dowie się, że masz żonę i dziecko...



- Nie wplątuj w to mojej córki. Ona nie jest niczemu winna.
- Wystarczy mi to, że jest waszą córką. To idealny argument do zepsucia ci życia. Żegnaj, Zaynie. Pewnie już nigdy nie będziemy mieli okazji się spotkać.
Kobieta zaczęła odchodzić, ale brunet ruszył za nią, zaciskając swoją dłoń na jej nadgarstku.
- To boli, Zayn. Pobijesz kobietę? I to w Centra Parku?
Po chwili kobieta uwolniła swoją dłoń, po czym poprawiła torebkę zawieszoną na prawym ramieniu.
- Nienawidzę cię. - wysyczał Zayn, a blondynka posłała mu jedynie drwiący uśmieszek.
- Uwierz mi skarbie, że ja Ciebie bardziej.
Po tych słowach obróciła się napięcie i odeszła, zostawiając nas zdezorientowanych pośrodku parku.

~*~

To był jeden z najgorszych dni w moim życiu.
Zayn ma teraz poważny problem i na pewno zwróci się do mnie z prośba o pomoc.
Czekam, aż to zrobi. Nie mogę zostawić ich samych w takiej chwili.
- Cześć słońce. - powiedziawszy to, Harry rzucił się na łóżko, na którym właśnie leżałam. - Co słychać?



- Nawet nie pytaj. - wyszeptałam, chowając twarz w poduszkę. Nie dość, że sprawa tak się skomplikowała, to Nathan wychodzi dopiero za kilka dni!
- Zawsze możemy sprawić, by ten dzień stał się lepszy. - odrzekł, po czym jego ręka zaczęła jeździć po moim ciele, zaczynając na karku, a kończąc na biodrach.
Obróciłam się w jego stronę, śmiejąc się cichutko i przybliżyłam swoje wargi, całując go najdelikatniej jak tylko potrafiłam. Przyciągnął mnie bliżej siebie, pogłębiając pocałunek, po czym zaczął bawić się moimi włosami. Kiedy zaczął już ściągać mój t-shirt, ktoś zadzwonił do drzwi.
- Nie otwieraj. - szepnął w moje usta, ale przerwałam mu. To mogli być Zayn i Will w sprawie dzisiejszej akcji z Perrie. Ku niezadowoleniu bruneta podniosłam się z łóżka poprawiając bluzkę, po czym puściłam się pędem w stronę drzwi. Kiedy je otworzyłam, moje serce chciało wyrwać się z klatki piersiowej i natychmiast połączyć z innym, tym, które należało do mojego niezapowiedzianego gościa.

- Liam? - szepnęłam z niedowierzaniem, próbując obudzić się z tego dziwnego snu.

(Zakochana w jego oczach, och! ♥ - dop. autorki)



~~
Mam dla Was bonus z okazji zakończenia roku szkolnego i wakacji. ♥
Na początku lipca wyjeżdżam i nie będzie mnie przez dwa tygodnie. Na moim asku, tt, bądź tym koncie może pojawić się kuzyn, ale nie zwracajcie na niego szczególnej uwagi. :3 Zazwyczaj tylko sprawdza co się dzieje. ;P
Buziaki <3
Dziękuję za prawie 5000! ♥ Tak bardzo się tym jaram!
No i miły wakacji wszystkim życzę.
Lorena. ;3

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Seria II Rozdział 1

"Wiem, że odnajdziesz mnie,
Za horyzontem czeka cel
Trzeba nam ciągle biec
Nie poddam się,
Już widać brzeg"

Ewelina Lisowska - We mgle

~*~

Jestem zdumiona, że te pięć lat minęło tak szybko.
Hayley, córka Zayna i Will, rosła jak na drożdżach. Czasami zazdrościłam im takiej małej, słodkiej pociechy w domu, ale ja nawet nie miałabym kiedy i z kim jej wychować. Miłość mojego życia zostawiła mnie i nie dawała żadnego znaku przez pieprzone sześćdziesiąt miesięcy...
Przez pierwsze tygodnie łudziłam się, że chociaż zadzwoni, zapyta co u mnie i jak sobie radzę, ale nie. Był bardzo pochłonięty swoją karierą, fankami i nową dziewczyną - Sophią, którą poznał jeszcze za czasów szkolnych i postanowili dać sobie kolejną szansę.
Kiedy tylko zobaczyłam w prasie ich wspólne zdjęcie, popadłam w niezłą depresję.
Wzięłam dwa tygodnie bezpłatnego urlopu, zamknęłam się w domu z litrami lodów czekoladowych i rozpaczałam. Dopiero On uświadomił mi, że muszę dać sobie spokój. Gdyby Liam naprawdę mnie kochał, nigdy by mnie nie skrzywdził.
Nie wiem jak mu się teraz układają relację z Sophią, ale życzę mu szczęścia.
Nie potrzebuję go. Zawsze będzie dla mnie ważny, bo to w końcu moja pierwsza miłość, ale już nigdy nie zawita w moim sercu.
- Gdzie Zayn? - zapytałam Will, kiedy ta pojawiła się w pomieszczeniu.
Siedziałyśmy właśnie na ich tarasie, popijając poranną kawę.
Było stosunkowo wcześnie, bo dochodziła dopiero ósma, więc brak mulata tym bardziej mnie zadziwiał.
- Wyszedł po coś do sklepu. Zdaje mi się, że zaraz wróci.
Will od rana biegała po całym mieszkaniu, chcąc jak najlepiej przygotować córkę do nowego etapu jej życia.
Hayley miała dzisiaj po raz pierwszy iść do przedszkola. Will nalegała, żeby dziewczynka przeczekała jeszcze ten rok w domu, ale Zayn uparł się, aby ta zaczęła zapoznawać się z rówieśnikami.
Hayley była oczkiem w głowie Zayna i Will, ale to mulat przywiązywał większą wagę do jej edukacji i kontaktu z innymi ludźmi. Moja kuzynka najchętniej zatrzymałaby ją w domu.
- Już jestem! - usłyszałam zza drzwi, a chwilę później ujrzałam Zayna.
Jak zwykle, wyglądał zjawiskowo pięknie, ubrany w ciemne jeansy i biały podkoszulek.
- Czemu tak latasz? - powiedziawszy to, złapał w tali brunetkę, które właśnie zamierzała go minąć. - To ty idziesz do przedszkola, czy Hayley?
Mężczyzna śmiał się w niebo głosy, przez co zarobił w swoją ułożoną grzywkę od żony.
- Puść mnie, muszę iść obudzić Hayley.
- Domagam się przeprosin.



Byli tacy słodcy i zakochani, że aż im tego zazdrościłam. Też chciałam codziennie spędzać poranki z Liamem, szykować mu kanapki do pracy, zaparzać mocną, czarną kawę..
Skończ, Iss. Liam jest przeszłością.
- Nie mam czasu na głupoty, Zayn! Muszę jeszcze obudzić Hayley i zrobić dla niej śniadanie.
Zaśmiałam się, kiedy brunet zrobił smutną minę zbitego pieska i zrezygnowany opuścił pomieszczenie.



Cieszę się, że mnie nie zostawili samej w trudnej chwili. Jestem im wdzięczna za każdy dzień spędzony tutaj.
Kiedy mój telefon zaczął wibrować, byłam pewna, że dzwoni On. Obiecał, że pójdziemy razem na lunch.
- Cześć skarbie. - usłyszałam jego głos w słuchawce. - Niedawno wróciłem z Los Angeles. Od razu zadzwoniłem, bo strasznie się stęskniłem za tobą.
- Ja za tobą też, kochanie. Mam przyjechać do ciebie, czy na lotnisko?
- Umówmy się w restauracji Aureole za godzinę. Zjemy jakieś porządne śniadanie.
- Na pewno będę. Do zobaczenia. 
Pożegnałam się ze szczęśliwą rodzinką, po czym opuściłam ich mieszkanie i odnalazłam na parkingu mój nowiuteńki samochód.
Kiedy tylko włączyłam radio, z głośników usłyszałam głos Liama.
Jak widać nowojorscy spikerzy postanowili wrócić wspomnieniami do czasów One Direction, puszczając ich najpopularniejszą piosenkę, You and I.

"Did they ever hold each other tight like us?
Did they ever fight like us?"

Walczyliśmy? Szkoda, że my nigdy tego nie zrobiliśmy, aby uchronić naszą miłość.
Na dźwięk głosu Harrego delikatnie się uśmiechnęłam. Bardzo mi pomógł od czasu mojego rozstania z Liamem. Wiele razy mnie odwiedzał, pomimo ciągłego trwania w zespole, czego nie robił Liam. Dlaczego Hazza mógł, a osoba, która "kochała" mnie najmocniej na tym świecie zrezygnowała? Rozumiem, że miał trasy, koncerty, nagrywanie, ale, do cholery, miał  też czas dla siebie. Mógłby wsiąść do samolotu i pojawić się na mojej wycieraczce z tym swoim zniewalającym uśmiechem i pięknymi, czekoladowymi tęczówkami. Schowałabym się wtedy w jego bezpieczne ramiona, wdychając zapach ulubionych perfum, czując się jak raju..
Isabella! Skończ o nim myśleć. Nie ma już was. Zaakceptuj to w końcu. On ma nową dziewczynę i bez wątpienia jest z nią szczęśliwy. Ty zresztą też zaczynasz życie na nowo.
Wyłączyłam radio, biorąc głęboki oddech, po czym ruszyłam z parkingu w stronę mojego mieszkania. Chcę jak najlepiej przygotować się na dzisiejsze spotkanie.

~*~
W tym samym czasie, Wolverhampton

Obudziłem się, kiedy promienie słońca zaczęły wdzierać się do pokoju przez źle zasłonięte zasłony.
Zapowiadał się kolejny, nudny, monotonny dzień.
Od czasu rozpadu zespołu nie robiłem praktycznie nic.
Nie musiałem pracować, bo miałem na koncie dużo pieniędzy. Postanowiłem spędzić czas z moją najbliższą rodziną, gdyż dni spędzone w One Direction strasznie mnie od nich oddaliły.
Ciągle miałem w pamięci Isabellę i nasze ostatnie spotkanie. Byłem wściekły na siebie, że pozwoliłem jej tak łatwo odejść.
Wielokrotnie chciałem zadzwonić, ale co miałem powiedzieć?
Zraniłem ją, tak bardzo jak jeszcze nikt inny, ale ona musi wiedzieć, że zniszczyłem też cząstkę swojej duszy. Ciągle mi jej cholernie brakuje. Zwlokłem się łóżka i zszedłem na dół. Moja mama robiła coś przy kuchence, a kiedy tylko usiadłem, postawiła przede mną kubek z kawą.
- Jesteś pewny, synku, że zakończenie związku z Sophią to dobry pomysł?
- Nie kocham jej, mamo.



Mówiłem jej to już chyba po raz setny.
Mama bardzo lubiła Sophię, bo znała ją od dzieciństwa. Niestety, nigdy nie miała okazji poznać Iss.
Wypiłem gorący trunek, po czym postanowiłem zalogować się na swojego Instagrama.
Ostatnie zdjęcia pochodziły sprzed dwóch lat, jeszcze za czasów istnienia zespołu.
Chciałem sprawdzić co u chłopaków. Szkoda, że kontakt nam się urwał. Nie wiem co u Harrego i Zayna...
Kiedy wszedłem w ostatnio dodane zdjęcia, od razu wyświetlił mi się profil Harrego. Był z jakąś dziewczyną. Może w końcu udało mu się zaznać szczęścia.
Kliknąłem w pomniejszoną ikonkę fotografii, przez co zostałem przeniesiony na jego profil.
Kiedy tylko ujrzałem zdjęcie w pełnych rozmiarach, zamarłem.
To była Iss. Moja księżniczka w objęciach Harrego...

"Miłość jest wszędzie tam, gdzie ty"

Powoli obraz zaczął mi się rozmazywać.
Mój przyjaciel z moją dziewczyną.
Zaraz, Liam, Iss nie jest już z tobą.
Zamknąłem laptopa, po czym wyciągnąłem z szafy torbę podróżną.
Nie mogę jej stracić.

Nie mogę, do cholery!

~~~~~
Buuuziaki! :* 
Mój kuzyn stwierdził, że wyszło nudno;c
Warszawa ♥
Z kim ostatecznie ma zostać Iss? Propozycje możecie pisać w komentarzach. :) Mogą mieć znaczący wpływ na rozwój opowiadania. 

czwartek, 12 czerwca 2014

Epilog

"But I have to face my demons
I have to realize
That I cannot be with you anymore
But it's alright
You just gotta be strong"

BassHunter - Nothern Light


~*~

- On z nami nie jedzie. - Jak to nie jedzie? To co do cholery mamy zrobić z Liamem?! - Musi wrócić do Londynu i żyć własnym życiem. Jutro na pierwsze strony gazet trafi wasze wspólne zdjęcie. Media zaczną go śledzić. Jeżeli zabierzemy go ze sobą, to ktoś może nas, a raczej was, rozpoznać.
- Dobrze, rozumiem cię, ale co będzie, kiedy okaże się, że jestem na tej fotografii?
- Wtedy wszyscy będziemy w niezłym szambie.
Mężczyzna wziął moje walizki, po czym ruszył w kierunku samochodu zaparkowanego na następnej ulicy.
- Liam... - szepnęłam, a mój głos zamienił się w jęk. Nie chciałam go stracić na tak długi czas. Nie znowu.
- Obiecuję, że niedługo się spotkamy, księżniczko. Musisz jedynie w to uwierzyć.
- Boję się, że coś ci się stanie...
- Nie musisz się o mnie martwić. Kiedy to wszystko się skończy, znowu będziemy szczęśliwi. Obiecuję.
Mężczyzna przyciągnął mnie do siebie, składając delikatny pocałunek na moich ustach.
Wszystko przestało istnieć, kiedy poczułam malinowy smak jego chłodnych warg. Chciałam, aby ta chwila trwała wiecznie, ale oderwaliśmy się od siebie już po kilku sekundach.
- Kocham cię. - wyszeptał bezgłośnie w moje usta, a chwilę później schował mi za ucho wymykający się kosmyk włosów.
- Ja ciebie też. - powiedziawszy to, dotknęłam delikatnie jego policzka.
Posłał mi swój piękny, uroczy uśmiech i ucałował w czubek głowy.
- Niedługo się zobaczymy, księżniczko. Wierzę w to.
"Też chciałabym w to uwierzyć" dodałam w myślach, wtulając się w jego pełne miłości ramiona.
Mam naprawdę popsute życie. Dobrze, że chociaż miłość mam jak z bajki.

~*~

Nawet nie wiem kiedy minęła piąta godzina naszej jazdy.
Ciągle poruszaliśmy się tymi samymi, monotonnymi drogami , mijając co chwilę długie sznury samochodów osobowych.
Nathan stwierdził, że niezwłocznie musimy skręcić w jakąś boczną ścieżkę, żeby nikt nie mógł nas zamierzyć i co więcej, w końcu dopełnić plan Martiny i pozbawić nas życia.
Nagle, jakby spod ziemi, wyjechał z pobocza nieoznakowany, srebrny mercedes.
Poczułam jedynie mocne szarpnięcie, kiedy maszyna wbiła się w nasz lewy bok, spychając na przeciwną stronę jezdni.
Nathan nie zdążył zareagować, dlatego wyjechaliśmy na pobocze, a sam samochód jechał jeszcze kilkanaście metrów, uderzając na końcu w dużą, drewnianą szopę.
Mężczyzna kazał mi jak najszybciej opuścić samochód i ruszyć do środka.
Schowałam się za palisadami z kukurydzą, a Nathan wyszedł do przodu, patrolując cały teren.
- Kochanie! Wiem, że tutaj jesteś! - kiedy usłyszałam głos Martiny, moje ciało przebiegł zimny, nieprzyjemny dreszcz. Ona tutaj była... To będzie nasz koniec?
Nathan zacisnął dłonie w pięści, po czym wysunął się zza drewnianej bali i strzelił przed siebie dwa razy. W odwecie usłyszałam kilkanaście przeciwnych pocisków, ale żaden, na szczęście, nie trafił w mężczyznę.
- Nathanku! Przecież wiesz, że nie masz szans. Jeżeli teraz wyjdziesz, obiecuję, że nie zginiesz.
Mężczyzna spuścił głowę w dół i mocniej zacisnął ręce na broni.
Wahał się... Mój oddech zaczął przyśpieszać.
Kiedy rzucił broń w stronę kobiety i wyszedł ze swojego ukrycia, przestałam na chwilę oddychać.
Trzęsłam się jak galaretka i już czułam łzy napływające mi do oczu.
Poddał się? Ratuje własny tyłek?
- Wiedziałam, że dobrze zrobisz, kochanie! Iwan, zabierz małą.
Zaczęłam uciekać, ale kiedy poleciały w moim kierunku strzały, nogi odmówiły posłuszeństwa i runęłam na twardą ziemię. Próbowałam się szybko podnieść i biec dalej, ale podwładny Martiny okazał się być zbyt szybki.
Złapał mnie za włosy, po czym pociągnął w kierunku Argentynki. Szarpałam się jak tylko mogłam, chcąc tym samym odzyskać swoją wolność.
Mężczyzna rzucił mnie pod nogi kobiecie niczym bezdomnego psa.
Kiedy podniosłam głowę, ujrzałam jedynie jej czarne szpilki, które kupiła jeszcze za czasów mojego spokojnego życia w Londynie.
Znowu poczułam gwałtowne szarpnięcie za włosy i zostałam zmuszona do przyjęcia pionowej pozycji.
- Długo się ukrywałaś, kochanie. - stwierdziła Martina z szyderczym uśmieszkiem. - Twój tatuś tak się martwił. - kręciła głową z niedowierzaniem.



- Nie masz prawa mówić o uczuciach mojego ojca.
Nim zdążyłam powiedzieć ostatnie słowo, otrzymałam mocne uderzenie w lewy policzek, przez co zachwiałam się i ponownie upadłam na ziemię.
- Miałaś się do mnie odnosić z szacunkiem, gówniaro. Zwiąż ją kochanie. - Najprawdopodobniej zwróciła się do Nathana, największego zdrajcy na tej ziemi.
Mężczyzna podszedł do mnie, po czym zaczął pozbawiać mnie wolności za pomocą grubego sznura.
- Jak mogłeś... - wyszeptałam, ale nie uzyskałam od niego żadnej odpowiedzi. Spuścił jedynie głowę, kiedy odchodził w przeciwnym do mnie kierunku i usadowił się za plecami Martiny.
- Ivan, zawiąż jej proszę oczy czarną kokardą.
Czarną kokardą?
Nie, to niemożliwe. Zawiązuje się ją podczas eutanazji, na osobach, które zaraz zostaną pozbawione życia.
Nigdy nie myślałam, że umrę w tak młodym wieku. Mam tyle planów na przyszłość. Chcę żyć, do cholery!
- Nathan, błagam cię , zrób coś! -zaczęłam się wydzierać, ale mężczyzna był głuchy na moje prośby. - Proszę, zrób cokolwiek! - szarpałam się jak tylko mogłam, ale niczego to nie zdziałało. Chwilę później nie widziałam już nic oprócz przerażającej ciemności.
Mój oddech przyśpieszał z każdą chwilą, a poziom adrenaliny w żyłach osiągał stan śmiertelny. Łzy spływały po moich policzkach, a całe ciało trzęsło się, jakby w pomieszczeniu gwałtownie spadła temperatura do zera stopni Celsjusza.
- Twoja mamusia też myślała, że uda jej się uciec. - zaczęła kobieta, a ja słyszałam jedynie głuche echo po odbijających się obcasach. - Ale niestety, zginęła. Jeżeli coś chcę, to mam. No cóż, żegnaj Isabelko. Obiecuję, że wyprawię ci wspaniały pogrzeb.
Kiedy usłyszałam strzał, byłam przygotowana na ból, ale on wcale nie nadszedł. Usłyszałam jedynie odgłos opadającego ciała i ciche, kobiece jęki.
Nathan? To ty?
- Jesteś zatrzymana pod zarzutem zabójstwa Eleny Evans i usiłowania zabójstwa Isabelli Evans.
Boże... policja.
W tamtym momencie byłam najszczęśliwszą osobą na Ziemi. Chwilę później ktoś uwolnił moje ręce i zdjął opaskę z oczu.
- Chyba nie myślałaś, że dam im cię zabić? - przede mną pojawiła się sylwetka Nathana, ze szczerym uśmiechem wymalowanym na twarzy. - Obiecałem, że cię obronie, słoneczko.
W tamtej chwili nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa.
Rzuciłam się w ramiona bruneta, ciągle trzęsąc się z przerażenia.



- Spokojnie, słonko. Teraz wrócisz do Londynu i zaczniesz nowe życie.
- Nie chcę cię zostawiać. Jedź ze mną. Na pewno znajdzie się coś dla ciebie w Londynie.
- Zapomniałaś o mały szczególe. Ja też jestem zatrzymany i zbyt szybko nie opuszczę więzienia. Służyłem w tym gangu wiele lat. Też muszę swoje odsiedzieć.
- Ale jak to? Przecież uratowałeś mi życie...
- To nie ma większego znaczenia, Iss. Takie jest prawo i muszę dobrowolnie poddać się karzee. Wtedy szybciej się zobaczymy.
- Nie mogę zostawić cię samego.
- Iss...
- Nie, Nathan. - przerwałam mu. - Nie ma mowy.
Mężczyzna zdążył mi jeszcze posłać swój uśmiech, po czym funkcjonariusze odprowadzili go do policyjnego radiowozu.
- Isabella Evans? - zwróciła się do mnie jedna z funkcjonariuszek.
- Tak?
- Pójdzie pani ze mną.
~*~
Siedziałam w pokoju policyjnym, czekając na przybycie ojca.
Strasznie się za nim stęskniłam i już zdążyłam mu wybaczyć wszelkie jego wybryki.
Kiedy usłyszałam delikatne skrzypnięcie drzwi, gwałtownie zerwałam się z krzesła i spojrzałam w kierunku drzwi.
- Iss. - zdążyłam usłyszeć, nim ojciec przyciągnął mnie do siebie, a ja schowałam twarz w skórzaną kurtkę.
Moje nozdrza wyczuły zapach jego perfum, przez co poczułam się jak we własnym domu.
- Tak bardzo cię przepraszam. Obiecuję, że już nigdy nic ci się nie stanie. Moja praca nie wpłynie na twoje zdrowie i bezpieczeństwo.
- Tato... to była Martina. - dodałam po krótkiej przerwie, bo nie byłam pewna, czy ojciec został o wszystkim poinformowany.
- Wiem. Byłem strasznie zdumiony, kiedy się o tym dowiedziałem. Jednakże z drugiej strony to by wszystko tłumaczyło. Kto chciałby być z takim starym trepem jak ja.
- Tato! Proszę cię. Jesteś świetnym, przystojnym mężczyzną i znam kobietę, która oddałaby za ciebie swoje życie.
- Doprawdy? Chętnie bym ją poznał. - zaśmiał się w odpowiedzi, ale ja wcale nie żartowałam.
- Ty ją przecież doskonale znasz.
Ojciec spojrzał na mnie ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy. Naprawdę nie załapał? Wytęż szare komórki, człowieku!
- Amara... - szepnął cicho, odwracając głowę w przeciwnym kierunku. Nie wiem czy wam mówiłam, ale matka Will naprawdę nazywa się właśnie Amara. Simona ma na drugie, ale jakoś tak się przyjęło. Ludzie z Anglii lepiej zapamiętywali to, niż jej pierwsze imię, chociaż ono wcale nie jest takie trudne. - Nie wiem, czy jestem teraz gotowy na jakikolwiek związek.
- Nie powiedziałam, że masz się z nią związać. Po prostu to przemyśl.
W odpowiedzi jedynie kiwnął głową i pocałował mnie w czubek głowy.
Bardzo dawno tego nie robił...
- Co z Martiną? - Nikt nie poinformował mnie o wyroku kobiety.
- Mają ją deportować do Argentyny i tam sądzić. Dzisiaj policja zatrzymała jej męża.
Boże! Zapomniałam o Nathanie!
- Tato, mamy jakiegoś dobrego adwokata w Stanach? Bo jest ktoś, komu musimy pomóc.

~*~

- Liam, ja muszę wyjechać do Nowego Jorku.
- Nie masz tam przecież nikogo! Cała twoja rodzina jest tutaj. Nathan spędzi w więzieniu najbliższe pięć lat, jak ty sobie poradzisz?!
- Jestem córką milionera, zapomniałeś? Mam dużo pieniędzy, a nie pozwolę, żeby Nathan został sam.
Brunet westchnął głośno, łapiąc się za głowę, po czym kopnął jeden z kamieni leżących na drodze.
- Nie jesteś mu przecież nic winna! Nie możesz się dla niego tak poświęcać!
- On mi uratował życie. To naprawdę wiele. Poza tym, pokochałam go. Jest przecież moim wujem, bratem mamy, której nigdy dobrze nie poznałam.... Wyjedź ze mną. - dodałam po chwili, a wtedy tęczówki bruneta skierowały się wprost w moje.
- Chyba żartujesz.
- Dlaczego? Możemy stworzyć razem dom, rodzinę...
- Nie mogę. - przerwał mi brunet, spuszczając głowę. - Nie mogę, Iss.
- Dlaczego?
- Mam tutaj chłopaków i zespół.
Zaśmiałam się gorzko, odchodząc parę kroków w dół.
- No tak. Mogłam się tego spodziewać.
- Iss, po prostu zostań. Tak będzie lepiej...



- Dla kogo? Dla ciebie?
Zmierzamy w kierunku kolejnej kłótni, a to nie jest najlepszym rozwiązaniem. Nie teraz, kiedy nasze drogi się krzyżują.
- Więc to koniec, tak? - zaczęłam, a jego ciemne tęczówki spojrzały na mnie z niepokojem. - To wszystko przez co przeszliśmy, wspólnie spędzone chwile, każdy pocałunek... nic nie ma znaczenia? Tak po  prostu podamy sobie ręce i powiemy dowidzenia?
- Kocham cię Iss. - zaczął, ale przerwałam mu uniesieniem ręki.
- Miłość wymaga poświęceń, wiesz? A jak na razie, tylko ja to robię.
Spojrzałam po raz ostatni w jego piękne, brązowe tęczówki, a jedna, samotna łza spłynęła po moim policzku. Tak bardzo nie chciałam go zostawiać, ale nie mogę też pozwolić, by Nathan został sam.
Odwróciłam się, po czym zaczęłam oddalać się od bruneta.
Przez chwilę myślałam, że mnie zatrzyma, że zawalczy.
Ale on nie zrobił nic..
Widocznie nie znaczyłam dla niego zbyt wiele...
Nagle poczułam gwałtowne szarpnięcie za ramię i chwilę później już czułam usta Liama na swoich.



Były takie ciepłe i delikatne, a kiedy uświadomiłam sobie, że mogę ich już nigdy nie poczuć, pod moimi powiekami zebrały się łzy.
 Złapałam go za kark, przyciągając jak najbliżej siebie, aż między nami nie było nawet milimetra wolnej przestrzeni.
Owładnął mną jego zapach, przenosząc w zupełnie odległą krainę, gdzie wszystko problemy odchodziły, a liczył się tylko i wyłącznie on.
Kocham go tak mocno, że jestem w stanie poświęcić za niego moje życie. Wiem, że jest tym jedynym, tym, z którym chcę się ustatkować i dożyć później starości.
Nagle brunet oderwał się ode mnie, nawet nie patrząc w moje oczy, chociaż tak cholernie wtedy tego pragnęłam.
- Żegnaj. - zdążyłem usłyszeć, a wtedy odwrócił się i ... odszedł.
Stałam, owładnięta zimnym powietrzem, kompletnie zdezorientowana.
W tamtej chwili zapomniałam jak się oddycha. Miałam wrażenie, że krztuszę się własnym powietrzem.
Wyciągnęłam rękę w jego kierunku, chcąc krzyknąć z całej siły, aby wrócił, ale z mojego gardła wyszedł jedynie cichutki jęk.
Łzy toczyły się po moich policzkach, mocząc letnią, zwiewną bluzkę.



Nie mogę uwierzyć, że tak po prostu odszedł. Myślałam, że zmienił zdanie, a jeżeli nie - to rozwiążemy to jakoś inaczej.
Jeszcze kilka minut temu chciałam mu powiedzieć, że chcę być jego żoną, a teraz on mnie zostawił.
Nic dla niego nie znaczyłaś Iss. - słowa te przelatywały ciągle przez moją głowę, za każdym razem rozdzierając serce na coraz drobniejsze kawałeczki.
Moja dłoń bezwładnie opadła na dół, kiedy brunet zniknął za rogiem, pozostawiając mnie samą na środku parku.
Usiadłam na ziemi, chowając twarz w dłoniach.
Jak mogłam się tak pomylić? Jak mogłam go pokochać?
Byłam jego przelotną znajomością. Takie jak ja to on ma po każdej trasie koncertowej.
Uspokoiłam się dopiero po kilkunastu minutach.
Robiło się coraz zimniej, a ja miałam na sobie jedynie letnią bluzkę na ramiączkach.
Drżącymi rękami wyciągnęłam z torby telefon, po czym wybrałam numer do Harrego. Był jedyną osobą, która mogła mnie stąd odebrać.
- Ha..Harry? - starałam się, aby mój głos brzmiał normalnie, ale nie udało mi się to.
- Iss, coś się stało?
- Przyjedziesz po mnie? - wyszlochałam do słuchawki, pociągając przy okazji nosem.
- Gdzie jesteś?
- W centrum parku.
- Zaraz będę.
Rozłączyłam się, a wtedy na tapecie pojawił się Liam.
Nie mogłam już dłużej patrzeć na nasze wspólne zdjęcie, które zrobiliśmy sobie jeszcze w Nowym Jorku.
Rzuciłam telefonem o twardą posadzkę, a ten odleciał na kilka metrów, odbijając się od betonowej nawierzchni.
- Iss? - usłyszałam zaniepokojony głos Harrego, po czym brunet podniósł mnie do góry.
- Zawieziesz mnie na lotnisko?
- Iss, ale co się stało?
- Proszę. Nie mam siły na tłumaczenie ci tego.
- Chodź. - Harry zdjął swoją kurtkę, po czym założył mi ją na ramiona.
Wsiedliśmy do jego srebrnego mercedesa i ruszyliśmy w kierunku lotniska.
- Żegnaj Harry. - uśmiechnęłam się delikatnie. - i dziękuję za wszystko.
- Coś ty, mała. Od dzisiaj będę twoim częstym gościem.
Zaśmiałam się cichutko, po czym wzięłam w rękę moją niebieską walizkę na kółkach i ruszyłam w stronę lotniska.

Nowe życie, nadchodzę.

~~~
Cześć kotki. ♥
Dziękuję za ponad 4000 wyświetleń! :) Kocham was. <3
Prezentuję Wam epilog I serii. Od lipca zabieram się za II. Powrócę do was z nowiutkimi pomysłami. :) 
Uwierzcie, że wiele się zmieni. 
Teraz skupiam się na końcu roku i poprawianiem średniej, żeby wyjść jak najlepiej. :)
Pozdrawiaam ♥

czwartek, 5 czerwca 2014

Rozdział 16

"I promised myself
I promised the world to you
I gave you flowers
You made my dreams come true"

BassHunter - I promised myself

~*~

Kiedy się obudziłam, Liama nie było już obok mnie.
Leniwie podniosłam się z łóżka, przecierając ręką zaspane oczy. Zegarek naprzeciwko mnie wskazywał godzinę trzynastą, co oznaczało, że przespałam cały poranek, a brunet zapewne już od kilku godzin nudził się w mieszkaniu.
Weszłam do kuchni, zasłaniając usta ręką, aby nie zarazić ziewaniem moich domowników.
- Cześć, kochanie. - zaczął Liam, grzebiąc coś przy blacie. - Kawy?
Kiwnęłam jedynie głową, po czym usiadłam przy stoliku naprzeciwko Nathana.
Mężczyzna miał w ręku najnowszą gazetę New York Times i z zapałem czytał jakiś artykuł.
Kiedy już miałam go o to zapytać, Nathan odwrócił gazetę w moim kierunku, wskazując palcem jeden z tekstów.
Był o mnie.
Policja wie już, że byliśmy w Buenos Aires i tam ich ślad się urywa.
Może Martina wpadnie? Mieszka przecież na terenie Argentyny.
Wiem, być może wierzę w bajki, ale czasami cuda się zdarzają.
- Proszę. - Liam postawił przede mną kubek gorącej, czarnej kawy. Do moich zmysłów dotarł przyjemny zapach brazylijskiej używki. Kawa to mój ulubiony napój. Mogłabym pić ją litrami.



- Kiedy dowiedzą się, gdzie jesteśmy, będziemy musieli uciekać na południe.
- Mam nadzieję, że nie będzie takiej potrzeby.
- Ja również. Ciągle nie wiem jak sprowokować Martinę do ujawnienia się. Nie będzie to łatwe, a czasu mamy coraz mniej.
Zacisnęłam dłonie mocniej na kubku. Nie wiem jak to wszystko się potoczy...
Chcę wrócić do domu... Do taty, do Will, do cioci..
- Mam dzisiaj spotkanie z informatorem. Zaraz będę wychodził i wrócę dopiero rano.
- Czyli takie "Zapraszam na kolację ze śniadaniem?" - zażartował Liam, a wtedy oboje obdarzyliśmy go morderczym spojrzeniem. - Widać, że jesteście rodziną. - burknął, po czym odwrócił się z powrotem w stronę blatu.
Czasami mi się wydaję, że Liam nie traktuje tej sytuacji poważnie. Boję się, że nas wyda, przez jakiś głupi przypadek...
Nathan wstał od stołu i odłożył kubek do zlewu. Kiedy wychodził, pocałował mnie we włosy, po czym jeszcze szybciej opuścił pomieszczenie.
Byłam bardzo zaskoczona zachowaniem bruneta.
Jestem pewna, że wiele dla niego znaczę, ale dopiero dzisiaj okazał mi to jakimkolwiek gestem.
Przez chwilę chciałam zerwać się z krzesła, pobiec za nim i wtulić w jego ramiona na znak, że czuję to samo co on,  ale kiedy usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi, zrezygnowana opadłam na krzesełko.
Liam podszedł do mnie, złapał w tali i przyciągnął do siebie.
- Co zrobimy z tak pięknie rozpoczętym dniem?
Po tych słowach nasze usta spotkały się, a pocałunek wyrażał całą naszą miłość, tęsknotę i obawę o siebie.

~*~

- Kochanie, mogę w tym iść? 



Perrie była pochłonięta wybieraniem kreacji na after party, ale ja wcale nie miałem ochoty jej w tym pomagać. Will pojawi się na imprezie, bo Harremu udało się ją do tego przekonać.
Nie widzieliśmy się od kilku tygodni. Harry mówił mi, że ich związek rozkwita. Spędzają ze sobą bardzo dużo czasu, chłopak kupuje jej wiele prezentów i zabiera w różnorakie podróże.
Nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak cholernie jestem o niego zazdrosny.
To ja chciałem budzić się koło niej każdego dnia, chować za ucho wymykające się kosmyki włosów, dawać kwiaty, kupować prezenty, chodzić na wspólne przyjęcia i pokazywać wszystkim, jaką mam wspaniałą kobietę.
- Kochanie, chyba wcale nie jesteś mną zainteresowany. - usłyszałem nad uchem oburzony głos blondynki.
- Przepraszam cię na moment. - powiedziałem, po czym wstałem z fotela i wyszedłem na balkon. Szybko wybrałem numer do brunetki, mając nadzieję, że jednak odbierze.
- Nie, Zayn, proszę. - usłyszałem w słuchawce, nim jeszcze zdążyłem cokolwiek powiedzieć.
- Will, spotkaj się ze mną jeszcze przez przyjęciem.
- Nie, Zayn! Nie mam ochoty się z tobą spotykać! Zraniłeś mnie już wystarczająco!
- Wiem, Will, przepraszam... Proszę cię o ostatnią szansę.
Usłyszałem głośne westchnięcie. Brunetka się wahała.
- Dobrze. Tam gdzie zwykle.
Uradowany zakończyłem połączenie, po czym wyleciałem z domu jak z procy.
Jak najszybciej dojechałem do London Eye, a kiedy w oddali zobaczyłem drobną postać brunetki, moje serce podskoczyło do stu uderzeń na minutę.
- Co znowu chcesz, Za...
Nie zdążyła dokończyć, bo przyciągnąłem ją do siebie i pocałowałem.



Na początku myślałem, że mnie odepchnie, ale nie zrobiła tego. Oderwaliśmy się od siebie dopiero po kilku minutach.
- Kocham cię Will i chcę być tylko z tobą. - Jej brązowe tęczówki nagle się rozszerzyły, bo widocznie nie uwierzyła w moje słowa. - Nie mogę być z Perrie i udawać, że wszystko jest dobrze. Kocham tylko ciebie. Nic i nikt tego nie zmieni.
Brunetka uśmiechnęła się, a po jej policzku spłynęła jedna, pojedyncza łza. Złapała za skrawek skórzanej kurtki, po czym wtuliła się w moje ramiona. Poczułem wtedy, że cały świat jest w zasięgu moich rąk.
- Tak bardzo cię kocham Zayn. Dlaczego ciągle mnie ranisz?
- To był ostatni raz, obiecuję.
- Mam naprawdę wiele na głowie. Porwali moją kuzynkę, nie wiem czy wszystko z nią w porządku, moja matka się załamała, facet, którego kocham, niszczy mnie dzień po dniu... Nie możesz po raz kolejny zawieść, Zayn. Pęknę. Prysnę jak bańka mydlana, a wtedy już nikt nie zdoła mi pomóc.
- Zostań moją dziewczyną. - wyszeptałem, patrząc z determinacją w jej oczy.
- Zayn, ale jak ty to sobie wyobrażasz? Ja jestem z Harrym, ty jesteś z Perrie... Nie możemy tak po prostu związać się ze sobą, nie informując o tym reszty.
- Mogę się rozstać z Perrie jeszcze dziś.
Will zamilkła, nie wiedząc zapewne co powiedzieć. Otworzyła usta, ale szybko je zamknęła, bo telefon w jej kieszeni zaczął dzwonić.
- Tak Harry? - powiedziała, odwracając się do mnie tyłem. - Zaraz będę. Musimy porozmawiać. - Tutaj spojrzała na mnie znacząco, po czym zakończyła połączenie.
- Nie chcę, żebyś zostawił Perrie w tak podły sposób. Porozmawiaj z nią na spokojnie i wszystko wytłumacz. To ją mniej zaboli. Nie chcę, żeby przechodziła przez to, co ja.
Wiem, że okropnie zraniłem Will i nie powinienem nawet z nią teraz rozmawiać, ale kocham ją.
Nie wyobrażam sobie życia bez tej małej, niecierpliwej brunetki o pięknych, czekoladowych tęczówkach.
- Obiecuję, że zakończę związek z Perrie i wtedy będziemy wreszcie szczęśliwi.
Will obdarzyła mnie delikatnym uśmiechem, po czym oboje wróciliśmy do swoich mieszkań.
Byłem wtedy najszczęśliwszym mężczyzną na świecie.
Wszedłem do mieszkania, gdzie powitał mnie mój kochany pies. Przynajmniej on naprawę cieszył się z mojego powrotu.
Perrie siedziała na krześle przy oknie, trzymając w dłoniach białą, obszytą koronką sukienkę.
- Gdzie znowu byłeś? - zapytała, kiedy pojawiłem się w progu.
- Byłem spotkać się z Will. - odparłem zgodnie z prawdą, będąc już przygotowanym na każde okoliczności.
Zdenerwowana blondynka rzuciła na łóżko sukienkę, po czym spojrzała z nienawiścią w moje tęczówki.
- Ty jesteś w związku ze mną, czy z nią do cholery?! - krzyknęła, aż nasz pies schował się za moimi nogami. - Myślałam, że już się do siebie nie odzywacie.
Przełknąłem głośno ślinę, bo nagle cała odwaga mnie opuściła. Bałem się jej. Bałem się tej drobnej blondynki.
- Kocham ją, Perrie. - nie odważyłem się spojrzeć w jej oczy. - Kocham ją jak nikogo innego na tym świecie.
Usłyszałem tupot jej stóp, a po chwili ostre pieczenie na lewym policzku.
Podniosłem głowę, a wtedy ujrzałem przede mną smutne, wypełnione łzami tęczówki kobiety.
Perrie chciała coś powiedzieć, ale nie zdołała. Wyminęła mnie w drzwiach, po czym zamknęła się w łazience.
Postanowiłem w tym czasie spakować moje rzeczy. Mieszkanie należało do niej. Powinienem stąd zniknąć, nim wyjdzie z pomieszczenia.
Złapałem w ręce czarną, zapinaną na suwak torbę podróżną, po czym zacząłem pakować w nią swoje rzeczy. Nie zajęło mi to wiele czasu. Mam wprawę po tych wszystkich trasach koncertowych.
Zapiąłem jeszcze moje kochanego pisaka w szelki i już miałem wychodzić, kiedy kobieta wyszła z łazienki.
- Zayn, ale... Przestań... Poradzimy sobie. Wybaczę ci ten wybryk, możemy ciągle być razem, przecież nie kazałam mi stąd odejść..
- To ja postanowiłem odejść. Zasługujesz na kogoś, kto obdarzy cię prawdziwą miłością, a tą osobą nigdy nie będę ja. Przepraszam Perrie.
Wziąłem w wolną rękę torbę, po czym wyszedłem z pomieszczenia, słysząc za sobą szloch, który doprowadzał mnie do płaczu.
Po raz kolejny kogoś zraniłem. Jestem potworem i nie zasługuję na żadne szczęście...

~*~

- Chciałabym stąd wyjść, pozwiedzać... to piękne miasto.
- No to chodźmy.
Spojrzałam na bruneta z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy.
- Nathan nie pozwolił nam stąd wychodzić, zapomniałeś?
- Dziesięciominutowy spacerek dobrze ci zrobi. Tkwisz już długo w zamknięciu.
Na początku nie chciałam zgodzić się na propozycję Liama, ale w końcu mu uległam. Z jednej strony miał trochę racji. Przez dziesięć minut nie stanie się nic wielkiego.
Założyłam na siebie gruby, skórzany płaszcz, po czym oboje opuściliśmy budynek. Miałam pewność, że nikt nas nie wsypie, po Nathan nakazał dziadkom pozostanie na działce poza miastem.
Kiedy wyszłam z budynku, uderzyło we mnie chłodne, zimne powietrze. Złapałam dłoń Liama, po czym splotłam nasze palce.
Przechadzaliśmy się po zaciemnionych uliczkach miasta i udało nam się obejrzeć piękną statuę wolności na tle zachodzącego słońca.
Ten dzień był jednym z najlepszych w moim życiu.
Kiedy wracaliśmy do domu i byliśmy już niedaleko budynku, z krzaków wyskoczył jakiś facet z aparatem.
Liam szybko złapał mnie za płaszcz i przyciągnął do siebie, ukrywając tym samym moją twarz w swojej klatce piersiowej.
Fotoreporter uciekł, a my szybko wbiegliśmy do budynku, nie chcąc natrafić na kolejnego nieprzyjaciela z aparatem fotograficznym.
Nie miałam pewności, czy złapał moją twarz na zdjęciu, czy też nie. Nie mogłam tak ryzykować. Muszę zadzwonić do Nathana, co może oznaczać mój koniec, albo przykucie do kaloryfera gdzieś na drugim końcu świata.
Weszłam do mieszkania, po czym szybko wybrałam numer do bruneta. Mężczyzna odebrał niemal natychmiast.
- Nathan! Mamy poważny problem...



~~~
Jest wcześniej, bo jestem chora i mogłam spokojnie dokończyć rozdział. 
Mam nadzieję, że się podobał, bo ja nie jestem z niego zbytnio zadowolona. 
Może się poprawię w 17. 
Pozdrawiam ♥

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Twitter!

Hej :)
Kilka osób namawiało mnie do założenia twittera. Postanowiłam się przełamać i jednak zarejestrować się w serwisie.

TT:)

Nie ma jeszcze żadnych tweetów, bo na razie próbuję jakoś się z tym zapoznać.
Rozdział 16 jest w trakcie tworzenia.

To zmykam ćwiczyć total fitness z Ewką. :)
Pozdrawiam. ♥