"But I have to face my demons
I have to realize
That I cannot be with you anymore
But it's alright
You just gotta be strong"
BassHunter - Nothern Light
~*~
- On z nami nie jedzie. - Jak to nie
jedzie? To co do cholery mamy zrobić z Liamem?! - Musi wrócić do Londynu i żyć
własnym życiem. Jutro na pierwsze strony gazet trafi wasze wspólne zdjęcie.
Media zaczną go śledzić. Jeżeli zabierzemy go ze sobą, to ktoś może nas, a
raczej was, rozpoznać.
- Dobrze, rozumiem cię, ale co będzie,
kiedy okaże się, że jestem na tej fotografii?
- Wtedy wszyscy będziemy w niezłym
szambie.
Mężczyzna wziął moje walizki, po czym ruszył w kierunku samochodu zaparkowanego na następnej ulicy.
- Liam... - szepnęłam, a mój głos
zamienił się w jęk. Nie chciałam go stracić na tak długi czas. Nie znowu.
- Obiecuję, że niedługo się spotkamy,
księżniczko. Musisz jedynie w to uwierzyć.
- Boję się, że coś ci się stanie...
- Nie musisz się o mnie martwić. Kiedy to
wszystko się skończy, znowu będziemy szczęśliwi. Obiecuję.
Mężczyzna przyciągnął mnie do siebie,
składając delikatny pocałunek na moich ustach.
Wszystko przestało istnieć, kiedy
poczułam malinowy smak jego chłodnych warg. Chciałam, aby ta chwila trwała
wiecznie, ale oderwaliśmy się od siebie już po kilku sekundach.
- Kocham cię. - wyszeptał bezgłośnie w
moje usta, a chwilę później schował mi za ucho wymykający się kosmyk włosów.
- Ja ciebie też. - powiedziawszy to,
dotknęłam delikatnie jego policzka.
Posłał mi swój piękny, uroczy uśmiech i
ucałował w czubek głowy.
- Niedługo się zobaczymy, księżniczko.
Wierzę w to.
"Też chciałabym w to uwierzyć"
dodałam w myślach, wtulając się w jego pełne miłości ramiona.
Mam naprawdę popsute życie. Dobrze, że
chociaż miłość mam jak z bajki.
~*~
Nawet nie wiem kiedy minęła piąta godzina
naszej jazdy.
Ciągle poruszaliśmy się tymi samymi,
monotonnymi drogami , mijając co chwilę długie sznury samochodów osobowych.
Nathan stwierdził, że niezwłocznie musimy
skręcić w jakąś boczną ścieżkę, żeby nikt nie mógł nas zamierzyć i co więcej, w
końcu dopełnić plan Martiny i pozbawić nas życia.
Nagle, jakby spod ziemi, wyjechał z
pobocza nieoznakowany, srebrny mercedes.
Poczułam jedynie mocne szarpnięcie, kiedy
maszyna wbiła się w nasz lewy bok, spychając na przeciwną stronę jezdni.
Nathan nie zdążył zareagować, dlatego
wyjechaliśmy na pobocze, a sam samochód jechał jeszcze kilkanaście metrów,
uderzając na końcu w dużą, drewnianą szopę.
Mężczyzna kazał mi jak najszybciej opuścić
samochód i ruszyć do środka.
Schowałam się za palisadami z kukurydzą,
a Nathan wyszedł do przodu, patrolując cały teren.
- Kochanie! Wiem, że tutaj jesteś! -
kiedy usłyszałam głos Martiny, moje ciało przebiegł zimny, nieprzyjemny
dreszcz. Ona tutaj była... To będzie nasz koniec?
Nathan zacisnął dłonie w pięści, po czym
wysunął się zza drewnianej bali i strzelił przed siebie dwa razy. W odwecie
usłyszałam kilkanaście przeciwnych pocisków, ale żaden, na szczęście, nie
trafił w mężczyznę.
- Nathanku! Przecież wiesz, że nie masz
szans. Jeżeli teraz wyjdziesz, obiecuję, że nie zginiesz.
Mężczyzna spuścił głowę w dół i mocniej
zacisnął ręce na broni.
Wahał się... Mój oddech zaczął
przyśpieszać.
Kiedy rzucił broń w stronę kobiety i
wyszedł ze swojego ukrycia, przestałam na chwilę oddychać.
Trzęsłam się jak galaretka i już czułam
łzy napływające mi do oczu.
Poddał się? Ratuje własny tyłek?
- Wiedziałam, że dobrze zrobisz,
kochanie! Iwan, zabierz małą.
Zaczęłam uciekać, ale kiedy poleciały w
moim kierunku strzały, nogi odmówiły posłuszeństwa i runęłam na twardą ziemię.
Próbowałam się szybko podnieść i biec dalej, ale podwładny Martiny okazał się
być zbyt szybki.
Złapał mnie za włosy, po czym pociągnął w
kierunku Argentynki. Szarpałam się jak tylko mogłam, chcąc tym samym odzyskać
swoją wolność.
Mężczyzna rzucił mnie pod nogi kobiecie
niczym bezdomnego psa.
Kiedy podniosłam głowę, ujrzałam jedynie
jej czarne szpilki, które kupiła jeszcze za czasów mojego spokojnego życia w
Londynie.
Znowu poczułam gwałtowne szarpnięcie za
włosy i zostałam zmuszona do przyjęcia pionowej pozycji.
- Długo się ukrywałaś, kochanie. -
stwierdziła Martina z szyderczym uśmieszkiem. - Twój tatuś tak się martwił. -
kręciła głową z niedowierzaniem.
- Nie masz prawa mówić o uczuciach mojego
ojca.
Nim zdążyłam powiedzieć ostatnie słowo,
otrzymałam mocne uderzenie w lewy policzek, przez co zachwiałam się i ponownie
upadłam na ziemię.
- Miałaś się do mnie odnosić z
szacunkiem, gówniaro. Zwiąż ją kochanie. - Najprawdopodobniej zwróciła się do
Nathana, największego zdrajcy na tej ziemi.
Mężczyzna podszedł do mnie, po czym
zaczął pozbawiać mnie wolności za pomocą grubego sznura.
- Jak mogłeś... - wyszeptałam, ale nie
uzyskałam od niego żadnej odpowiedzi. Spuścił jedynie głowę, kiedy odchodził w
przeciwnym do mnie kierunku i usadowił się za plecami Martiny.
- Ivan, zawiąż jej proszę oczy czarną
kokardą.
Czarną kokardą?
Nie, to niemożliwe. Zawiązuje się ją
podczas eutanazji, na osobach, które zaraz zostaną pozbawione życia.
Nigdy nie myślałam, że umrę w tak młodym
wieku. Mam tyle planów na przyszłość. Chcę żyć, do cholery!
- Nathan, błagam cię , zrób coś!
-zaczęłam się wydzierać, ale mężczyzna był głuchy na moje prośby. - Proszę,
zrób cokolwiek! - szarpałam się jak tylko mogłam, ale niczego to nie zdziałało.
Chwilę później nie widziałam już nic oprócz przerażającej ciemności.
Mój oddech przyśpieszał z każdą chwilą, a
poziom adrenaliny w żyłach osiągał stan śmiertelny. Łzy spływały po moich
policzkach, a całe ciało trzęsło się, jakby w pomieszczeniu gwałtownie spadła
temperatura do zera stopni Celsjusza.
- Twoja mamusia też myślała, że uda jej
się uciec. - zaczęła kobieta, a ja słyszałam jedynie głuche echo po
odbijających się obcasach. - Ale niestety, zginęła. Jeżeli coś chcę, to mam. No
cóż, żegnaj Isabelko. Obiecuję, że wyprawię ci wspaniały pogrzeb.
Kiedy usłyszałam strzał, byłam
przygotowana na ból, ale on wcale nie nadszedł. Usłyszałam jedynie odgłos
opadającego ciała i ciche, kobiece jęki.
Nathan? To ty?
- Jesteś zatrzymana pod zarzutem
zabójstwa Eleny Evans i usiłowania zabójstwa Isabelli Evans.
Boże... policja.
W tamtym momencie byłam najszczęśliwszą
osobą na Ziemi. Chwilę później ktoś uwolnił moje ręce i zdjął opaskę z oczu.
- Chyba nie myślałaś, że dam im cię
zabić? - przede mną pojawiła się sylwetka Nathana, ze szczerym uśmiechem
wymalowanym na twarzy. - Obiecałem, że cię obronie, słoneczko.
W tamtej chwili nie mogłam wydusić z siebie
żadnego słowa.
Rzuciłam się w ramiona bruneta, ciągle
trzęsąc się z przerażenia.
- Spokojnie, słonko. Teraz wrócisz do
Londynu i zaczniesz nowe życie.
- Nie chcę cię zostawiać. Jedź ze mną. Na
pewno znajdzie się coś dla ciebie w Londynie.
- Zapomniałaś o mały szczególe. Ja też
jestem zatrzymany i zbyt szybko nie opuszczę więzienia. Służyłem w tym gangu
wiele lat. Też muszę swoje odsiedzieć.
- Ale jak to? Przecież uratowałeś mi
życie...
- To nie ma większego znaczenia, Iss.
Takie jest prawo i muszę dobrowolnie poddać się karzee. Wtedy szybciej się
zobaczymy.
- Nie mogę zostawić cię samego.
- Iss...
- Nie, Nathan. - przerwałam mu. - Nie ma
mowy.
Mężczyzna zdążył mi jeszcze posłać swój
uśmiech, po czym funkcjonariusze odprowadzili go do policyjnego radiowozu.
- Isabella Evans? - zwróciła się do mnie
jedna z funkcjonariuszek.
- Tak?
- Pójdzie pani ze mną.
~*~
Siedziałam w pokoju policyjnym, czekając
na przybycie ojca.
Strasznie się za nim stęskniłam i już
zdążyłam mu wybaczyć wszelkie jego wybryki.
Kiedy usłyszałam delikatne skrzypnięcie
drzwi, gwałtownie zerwałam się z krzesła i spojrzałam w kierunku drzwi.
- Iss. - zdążyłam usłyszeć, nim ojciec
przyciągnął mnie do siebie, a ja schowałam twarz w skórzaną kurtkę.
Moje nozdrza wyczuły zapach jego perfum, przez
co poczułam się jak we własnym domu.
- Tak bardzo cię przepraszam. Obiecuję,
że już nigdy nic ci się nie stanie. Moja praca nie wpłynie na twoje zdrowie i
bezpieczeństwo.
- Tato... to była Martina. - dodałam po
krótkiej przerwie, bo nie byłam pewna, czy ojciec został o wszystkim
poinformowany.
- Wiem. Byłem strasznie zdumiony, kiedy
się o tym dowiedziałem. Jednakże z drugiej strony to by wszystko tłumaczyło.
Kto chciałby być z takim starym trepem jak ja.
- Tato! Proszę cię. Jesteś świetnym,
przystojnym mężczyzną i znam kobietę, która oddałaby za ciebie swoje życie.
- Doprawdy? Chętnie bym ją poznał. -
zaśmiał się w odpowiedzi, ale ja wcale nie żartowałam.
- Ty ją przecież doskonale znasz.
Ojciec spojrzał na mnie ze zdziwieniem
wymalowanym na twarzy. Naprawdę nie załapał? Wytęż szare komórki, człowieku!
- Amara... - szepnął cicho, odwracając
głowę w przeciwnym kierunku. Nie wiem czy wam mówiłam, ale matka Will naprawdę
nazywa się właśnie Amara. Simona ma na drugie, ale jakoś tak się przyjęło.
Ludzie z Anglii lepiej zapamiętywali to, niż jej pierwsze imię, chociaż ono
wcale nie jest takie trudne. - Nie wiem, czy jestem teraz gotowy na jakikolwiek
związek.
- Nie powiedziałam, że masz się z nią
związać. Po prostu to przemyśl.
W odpowiedzi jedynie kiwnął głową i
pocałował mnie w czubek głowy.
Bardzo dawno tego nie robił...
- Co z Martiną? - Nikt nie poinformował
mnie o wyroku kobiety.
- Mają ją deportować do Argentyny i tam
sądzić. Dzisiaj policja zatrzymała jej męża.
Boże! Zapomniałam o Nathanie!
- Tato, mamy jakiegoś dobrego adwokata w
Stanach? Bo jest ktoś, komu musimy pomóc.
~*~
- Liam, ja muszę wyjechać do Nowego
Jorku.
- Nie masz tam przecież nikogo! Cała
twoja rodzina jest tutaj. Nathan spędzi w więzieniu najbliższe pięć lat, jak ty
sobie poradzisz?!
- Jestem córką milionera, zapomniałeś?
Mam dużo pieniędzy, a nie pozwolę, żeby Nathan został sam.
Brunet westchnął głośno, łapiąc się za
głowę, po czym kopnął jeden z kamieni leżących na drodze.
- Nie jesteś mu przecież nic winna! Nie
możesz się dla niego tak poświęcać!
- On mi uratował życie. To naprawdę
wiele. Poza tym, pokochałam go. Jest przecież moim wujem, bratem mamy, której
nigdy dobrze nie poznałam.... Wyjedź ze mną. - dodałam po chwili, a wtedy
tęczówki bruneta skierowały się wprost w moje.
- Chyba żartujesz.
- Dlaczego? Możemy stworzyć razem dom,
rodzinę...
- Nie mogę. - przerwał mi brunet,
spuszczając głowę. - Nie mogę, Iss.
- Dlaczego?
- Mam tutaj chłopaków i zespół.
Zaśmiałam się gorzko, odchodząc parę
kroków w dół.
- No tak. Mogłam się tego spodziewać.
- Iss, po prostu zostań. Tak będzie
lepiej...
- Dla kogo? Dla ciebie?
Zmierzamy w kierunku kolejnej kłótni, a
to nie jest najlepszym rozwiązaniem. Nie teraz, kiedy nasze drogi się krzyżują.
- Więc to koniec, tak? - zaczęłam, a jego
ciemne tęczówki spojrzały na mnie z niepokojem. - To wszystko przez co
przeszliśmy, wspólnie spędzone chwile, każdy pocałunek... nic nie ma znaczenia?
Tak po prostu podamy sobie ręce i
powiemy dowidzenia?
- Kocham cię Iss. - zaczął, ale
przerwałam mu uniesieniem ręki.
- Miłość wymaga poświęceń, wiesz? A jak
na razie, tylko ja to robię.
Spojrzałam po raz ostatni w jego piękne,
brązowe tęczówki, a jedna, samotna łza spłynęła po moim policzku. Tak bardzo
nie chciałam go zostawiać, ale nie mogę też pozwolić, by Nathan został sam.
Odwróciłam się, po czym zaczęłam oddalać
się od bruneta.
Przez chwilę myślałam, że mnie zatrzyma,
że zawalczy.
Ale on nie zrobił nic..
Widocznie nie znaczyłam dla niego zbyt
wiele...
Nagle poczułam gwałtowne szarpnięcie za
ramię i chwilę później już czułam usta Liama na swoich.
Były takie ciepłe i delikatne, a kiedy
uświadomiłam sobie, że mogę ich już nigdy nie poczuć, pod moimi powiekami
zebrały się łzy.
Złapałam go za kark, przyciągając jak
najbliżej siebie, aż między nami nie było nawet milimetra wolnej przestrzeni.
Owładnął mną jego zapach, przenosząc w
zupełnie odległą krainę, gdzie wszystko problemy odchodziły, a liczył się tylko
i wyłącznie on.
Kocham go tak mocno, że jestem w stanie
poświęcić za niego moje życie. Wiem, że jest tym jedynym, tym, z którym chcę
się ustatkować i dożyć później starości.
Nagle brunet oderwał się ode mnie, nawet
nie patrząc w moje oczy, chociaż tak cholernie wtedy tego pragnęłam.
- Żegnaj. - zdążyłem usłyszeć, a wtedy
odwrócił się i ... odszedł.
Stałam, owładnięta zimnym powietrzem,
kompletnie zdezorientowana.
W tamtej chwili zapomniałam jak się
oddycha. Miałam wrażenie, że krztuszę się własnym powietrzem.
Wyciągnęłam rękę w jego kierunku, chcąc
krzyknąć z całej siły, aby wrócił, ale z mojego gardła wyszedł jedynie cichutki
jęk.
Łzy toczyły się po moich policzkach, mocząc
letnią, zwiewną bluzkę.
Nie mogę uwierzyć, że tak po prostu
odszedł. Myślałam, że zmienił zdanie, a jeżeli nie - to rozwiążemy to jakoś
inaczej.
Jeszcze kilka minut temu chciałam mu
powiedzieć, że chcę być jego żoną, a teraz on mnie zostawił.
Nic dla niego nie znaczyłaś Iss. - słowa
te przelatywały ciągle przez moją głowę, za każdym razem rozdzierając serce na
coraz drobniejsze kawałeczki.
Moja dłoń bezwładnie opadła na dół, kiedy
brunet zniknął za rogiem, pozostawiając mnie samą na środku parku.
Usiadłam na ziemi, chowając twarz w
dłoniach.
Jak mogłam się tak pomylić? Jak mogłam go
pokochać?
Byłam jego przelotną znajomością. Takie
jak ja to on ma po każdej trasie koncertowej.
Uspokoiłam się dopiero po kilkunastu
minutach.
Robiło się coraz zimniej, a ja miałam na
sobie jedynie letnią bluzkę na ramiączkach.
Drżącymi rękami wyciągnęłam z torby
telefon, po czym wybrałam numer do Harrego. Był jedyną osobą, która mogła mnie
stąd odebrać.
- Ha..Harry? - starałam się, aby mój głos
brzmiał normalnie, ale nie udało mi się to.
- Iss, coś się stało?
- Przyjedziesz po mnie? - wyszlochałam do
słuchawki, pociągając przy okazji nosem.
- Gdzie jesteś?
- W centrum parku.
- Zaraz będę.
Rozłączyłam się, a wtedy na tapecie
pojawił się Liam.
Nie mogłam już dłużej patrzeć na nasze
wspólne zdjęcie, które zrobiliśmy sobie jeszcze w Nowym Jorku.
Rzuciłam telefonem o twardą posadzkę, a
ten odleciał na kilka metrów, odbijając się od betonowej nawierzchni.
- Iss? - usłyszałam zaniepokojony głos
Harrego, po czym brunet podniósł mnie do góry.
- Zawieziesz mnie na lotnisko?
- Iss, ale co się stało?
- Proszę. Nie mam siły na tłumaczenie ci
tego.
- Chodź. - Harry zdjął swoją kurtkę, po
czym założył mi ją na ramiona.
Wsiedliśmy do jego srebrnego mercedesa i
ruszyliśmy w kierunku lotniska.
- Żegnaj Harry. - uśmiechnęłam się
delikatnie. - i dziękuję za wszystko.
- Coś ty, mała. Od dzisiaj będę twoim
częstym gościem.
Zaśmiałam się cichutko, po czym wzięłam w
rękę moją niebieską walizkę na kółkach i ruszyłam w stronę lotniska.
Nowe życie, nadchodzę.
~~~
Cześć kotki. ♥
Dziękuję za ponad 4000 wyświetleń! :) Kocham was. <3
Prezentuję Wam epilog I serii. Od lipca zabieram się za II. Powrócę do was z nowiutkimi pomysłami. :)
Uwierzcie, że wiele się zmieni.
Teraz skupiam się na końcu roku i poprawianiem średniej, żeby wyjść jak najlepiej. :)
Pozdrawiaam ♥
Ale mnie wystraszylas tym epilogiem!
OdpowiedzUsuńjuż miałam cie nieźle opieprzyc ale skoro ma być 2 seria to... Wybaczam!
Chociaż nie! Jak oni mogli się rozstać?! No jak?!
Mam nadzieje że będą razem bo jak nie to nie wiem co Ci zrobię!
Czekam na rozdział 1 serii 2!
Pozdrawiam :****
Groźby są karalne! :P
UsuńPozdrawiam. ♥
Zajrzę, kiedy znajdę wolną chwilę. :)
OdpowiedzUsuń