czwartek, 12 czerwca 2014

Epilog

"But I have to face my demons
I have to realize
That I cannot be with you anymore
But it's alright
You just gotta be strong"

BassHunter - Nothern Light


~*~

- On z nami nie jedzie. - Jak to nie jedzie? To co do cholery mamy zrobić z Liamem?! - Musi wrócić do Londynu i żyć własnym życiem. Jutro na pierwsze strony gazet trafi wasze wspólne zdjęcie. Media zaczną go śledzić. Jeżeli zabierzemy go ze sobą, to ktoś może nas, a raczej was, rozpoznać.
- Dobrze, rozumiem cię, ale co będzie, kiedy okaże się, że jestem na tej fotografii?
- Wtedy wszyscy będziemy w niezłym szambie.
Mężczyzna wziął moje walizki, po czym ruszył w kierunku samochodu zaparkowanego na następnej ulicy.
- Liam... - szepnęłam, a mój głos zamienił się w jęk. Nie chciałam go stracić na tak długi czas. Nie znowu.
- Obiecuję, że niedługo się spotkamy, księżniczko. Musisz jedynie w to uwierzyć.
- Boję się, że coś ci się stanie...
- Nie musisz się o mnie martwić. Kiedy to wszystko się skończy, znowu będziemy szczęśliwi. Obiecuję.
Mężczyzna przyciągnął mnie do siebie, składając delikatny pocałunek na moich ustach.
Wszystko przestało istnieć, kiedy poczułam malinowy smak jego chłodnych warg. Chciałam, aby ta chwila trwała wiecznie, ale oderwaliśmy się od siebie już po kilku sekundach.
- Kocham cię. - wyszeptał bezgłośnie w moje usta, a chwilę później schował mi za ucho wymykający się kosmyk włosów.
- Ja ciebie też. - powiedziawszy to, dotknęłam delikatnie jego policzka.
Posłał mi swój piękny, uroczy uśmiech i ucałował w czubek głowy.
- Niedługo się zobaczymy, księżniczko. Wierzę w to.
"Też chciałabym w to uwierzyć" dodałam w myślach, wtulając się w jego pełne miłości ramiona.
Mam naprawdę popsute życie. Dobrze, że chociaż miłość mam jak z bajki.

~*~

Nawet nie wiem kiedy minęła piąta godzina naszej jazdy.
Ciągle poruszaliśmy się tymi samymi, monotonnymi drogami , mijając co chwilę długie sznury samochodów osobowych.
Nathan stwierdził, że niezwłocznie musimy skręcić w jakąś boczną ścieżkę, żeby nikt nie mógł nas zamierzyć i co więcej, w końcu dopełnić plan Martiny i pozbawić nas życia.
Nagle, jakby spod ziemi, wyjechał z pobocza nieoznakowany, srebrny mercedes.
Poczułam jedynie mocne szarpnięcie, kiedy maszyna wbiła się w nasz lewy bok, spychając na przeciwną stronę jezdni.
Nathan nie zdążył zareagować, dlatego wyjechaliśmy na pobocze, a sam samochód jechał jeszcze kilkanaście metrów, uderzając na końcu w dużą, drewnianą szopę.
Mężczyzna kazał mi jak najszybciej opuścić samochód i ruszyć do środka.
Schowałam się za palisadami z kukurydzą, a Nathan wyszedł do przodu, patrolując cały teren.
- Kochanie! Wiem, że tutaj jesteś! - kiedy usłyszałam głos Martiny, moje ciało przebiegł zimny, nieprzyjemny dreszcz. Ona tutaj była... To będzie nasz koniec?
Nathan zacisnął dłonie w pięści, po czym wysunął się zza drewnianej bali i strzelił przed siebie dwa razy. W odwecie usłyszałam kilkanaście przeciwnych pocisków, ale żaden, na szczęście, nie trafił w mężczyznę.
- Nathanku! Przecież wiesz, że nie masz szans. Jeżeli teraz wyjdziesz, obiecuję, że nie zginiesz.
Mężczyzna spuścił głowę w dół i mocniej zacisnął ręce na broni.
Wahał się... Mój oddech zaczął przyśpieszać.
Kiedy rzucił broń w stronę kobiety i wyszedł ze swojego ukrycia, przestałam na chwilę oddychać.
Trzęsłam się jak galaretka i już czułam łzy napływające mi do oczu.
Poddał się? Ratuje własny tyłek?
- Wiedziałam, że dobrze zrobisz, kochanie! Iwan, zabierz małą.
Zaczęłam uciekać, ale kiedy poleciały w moim kierunku strzały, nogi odmówiły posłuszeństwa i runęłam na twardą ziemię. Próbowałam się szybko podnieść i biec dalej, ale podwładny Martiny okazał się być zbyt szybki.
Złapał mnie za włosy, po czym pociągnął w kierunku Argentynki. Szarpałam się jak tylko mogłam, chcąc tym samym odzyskać swoją wolność.
Mężczyzna rzucił mnie pod nogi kobiecie niczym bezdomnego psa.
Kiedy podniosłam głowę, ujrzałam jedynie jej czarne szpilki, które kupiła jeszcze za czasów mojego spokojnego życia w Londynie.
Znowu poczułam gwałtowne szarpnięcie za włosy i zostałam zmuszona do przyjęcia pionowej pozycji.
- Długo się ukrywałaś, kochanie. - stwierdziła Martina z szyderczym uśmieszkiem. - Twój tatuś tak się martwił. - kręciła głową z niedowierzaniem.



- Nie masz prawa mówić o uczuciach mojego ojca.
Nim zdążyłam powiedzieć ostatnie słowo, otrzymałam mocne uderzenie w lewy policzek, przez co zachwiałam się i ponownie upadłam na ziemię.
- Miałaś się do mnie odnosić z szacunkiem, gówniaro. Zwiąż ją kochanie. - Najprawdopodobniej zwróciła się do Nathana, największego zdrajcy na tej ziemi.
Mężczyzna podszedł do mnie, po czym zaczął pozbawiać mnie wolności za pomocą grubego sznura.
- Jak mogłeś... - wyszeptałam, ale nie uzyskałam od niego żadnej odpowiedzi. Spuścił jedynie głowę, kiedy odchodził w przeciwnym do mnie kierunku i usadowił się za plecami Martiny.
- Ivan, zawiąż jej proszę oczy czarną kokardą.
Czarną kokardą?
Nie, to niemożliwe. Zawiązuje się ją podczas eutanazji, na osobach, które zaraz zostaną pozbawione życia.
Nigdy nie myślałam, że umrę w tak młodym wieku. Mam tyle planów na przyszłość. Chcę żyć, do cholery!
- Nathan, błagam cię , zrób coś! -zaczęłam się wydzierać, ale mężczyzna był głuchy na moje prośby. - Proszę, zrób cokolwiek! - szarpałam się jak tylko mogłam, ale niczego to nie zdziałało. Chwilę później nie widziałam już nic oprócz przerażającej ciemności.
Mój oddech przyśpieszał z każdą chwilą, a poziom adrenaliny w żyłach osiągał stan śmiertelny. Łzy spływały po moich policzkach, a całe ciało trzęsło się, jakby w pomieszczeniu gwałtownie spadła temperatura do zera stopni Celsjusza.
- Twoja mamusia też myślała, że uda jej się uciec. - zaczęła kobieta, a ja słyszałam jedynie głuche echo po odbijających się obcasach. - Ale niestety, zginęła. Jeżeli coś chcę, to mam. No cóż, żegnaj Isabelko. Obiecuję, że wyprawię ci wspaniały pogrzeb.
Kiedy usłyszałam strzał, byłam przygotowana na ból, ale on wcale nie nadszedł. Usłyszałam jedynie odgłos opadającego ciała i ciche, kobiece jęki.
Nathan? To ty?
- Jesteś zatrzymana pod zarzutem zabójstwa Eleny Evans i usiłowania zabójstwa Isabelli Evans.
Boże... policja.
W tamtym momencie byłam najszczęśliwszą osobą na Ziemi. Chwilę później ktoś uwolnił moje ręce i zdjął opaskę z oczu.
- Chyba nie myślałaś, że dam im cię zabić? - przede mną pojawiła się sylwetka Nathana, ze szczerym uśmiechem wymalowanym na twarzy. - Obiecałem, że cię obronie, słoneczko.
W tamtej chwili nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa.
Rzuciłam się w ramiona bruneta, ciągle trzęsąc się z przerażenia.



- Spokojnie, słonko. Teraz wrócisz do Londynu i zaczniesz nowe życie.
- Nie chcę cię zostawiać. Jedź ze mną. Na pewno znajdzie się coś dla ciebie w Londynie.
- Zapomniałaś o mały szczególe. Ja też jestem zatrzymany i zbyt szybko nie opuszczę więzienia. Służyłem w tym gangu wiele lat. Też muszę swoje odsiedzieć.
- Ale jak to? Przecież uratowałeś mi życie...
- To nie ma większego znaczenia, Iss. Takie jest prawo i muszę dobrowolnie poddać się karzee. Wtedy szybciej się zobaczymy.
- Nie mogę zostawić cię samego.
- Iss...
- Nie, Nathan. - przerwałam mu. - Nie ma mowy.
Mężczyzna zdążył mi jeszcze posłać swój uśmiech, po czym funkcjonariusze odprowadzili go do policyjnego radiowozu.
- Isabella Evans? - zwróciła się do mnie jedna z funkcjonariuszek.
- Tak?
- Pójdzie pani ze mną.
~*~
Siedziałam w pokoju policyjnym, czekając na przybycie ojca.
Strasznie się za nim stęskniłam i już zdążyłam mu wybaczyć wszelkie jego wybryki.
Kiedy usłyszałam delikatne skrzypnięcie drzwi, gwałtownie zerwałam się z krzesła i spojrzałam w kierunku drzwi.
- Iss. - zdążyłam usłyszeć, nim ojciec przyciągnął mnie do siebie, a ja schowałam twarz w skórzaną kurtkę.
Moje nozdrza wyczuły zapach jego perfum, przez co poczułam się jak we własnym domu.
- Tak bardzo cię przepraszam. Obiecuję, że już nigdy nic ci się nie stanie. Moja praca nie wpłynie na twoje zdrowie i bezpieczeństwo.
- Tato... to była Martina. - dodałam po krótkiej przerwie, bo nie byłam pewna, czy ojciec został o wszystkim poinformowany.
- Wiem. Byłem strasznie zdumiony, kiedy się o tym dowiedziałem. Jednakże z drugiej strony to by wszystko tłumaczyło. Kto chciałby być z takim starym trepem jak ja.
- Tato! Proszę cię. Jesteś świetnym, przystojnym mężczyzną i znam kobietę, która oddałaby za ciebie swoje życie.
- Doprawdy? Chętnie bym ją poznał. - zaśmiał się w odpowiedzi, ale ja wcale nie żartowałam.
- Ty ją przecież doskonale znasz.
Ojciec spojrzał na mnie ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy. Naprawdę nie załapał? Wytęż szare komórki, człowieku!
- Amara... - szepnął cicho, odwracając głowę w przeciwnym kierunku. Nie wiem czy wam mówiłam, ale matka Will naprawdę nazywa się właśnie Amara. Simona ma na drugie, ale jakoś tak się przyjęło. Ludzie z Anglii lepiej zapamiętywali to, niż jej pierwsze imię, chociaż ono wcale nie jest takie trudne. - Nie wiem, czy jestem teraz gotowy na jakikolwiek związek.
- Nie powiedziałam, że masz się z nią związać. Po prostu to przemyśl.
W odpowiedzi jedynie kiwnął głową i pocałował mnie w czubek głowy.
Bardzo dawno tego nie robił...
- Co z Martiną? - Nikt nie poinformował mnie o wyroku kobiety.
- Mają ją deportować do Argentyny i tam sądzić. Dzisiaj policja zatrzymała jej męża.
Boże! Zapomniałam o Nathanie!
- Tato, mamy jakiegoś dobrego adwokata w Stanach? Bo jest ktoś, komu musimy pomóc.

~*~

- Liam, ja muszę wyjechać do Nowego Jorku.
- Nie masz tam przecież nikogo! Cała twoja rodzina jest tutaj. Nathan spędzi w więzieniu najbliższe pięć lat, jak ty sobie poradzisz?!
- Jestem córką milionera, zapomniałeś? Mam dużo pieniędzy, a nie pozwolę, żeby Nathan został sam.
Brunet westchnął głośno, łapiąc się za głowę, po czym kopnął jeden z kamieni leżących na drodze.
- Nie jesteś mu przecież nic winna! Nie możesz się dla niego tak poświęcać!
- On mi uratował życie. To naprawdę wiele. Poza tym, pokochałam go. Jest przecież moim wujem, bratem mamy, której nigdy dobrze nie poznałam.... Wyjedź ze mną. - dodałam po chwili, a wtedy tęczówki bruneta skierowały się wprost w moje.
- Chyba żartujesz.
- Dlaczego? Możemy stworzyć razem dom, rodzinę...
- Nie mogę. - przerwał mi brunet, spuszczając głowę. - Nie mogę, Iss.
- Dlaczego?
- Mam tutaj chłopaków i zespół.
Zaśmiałam się gorzko, odchodząc parę kroków w dół.
- No tak. Mogłam się tego spodziewać.
- Iss, po prostu zostań. Tak będzie lepiej...



- Dla kogo? Dla ciebie?
Zmierzamy w kierunku kolejnej kłótni, a to nie jest najlepszym rozwiązaniem. Nie teraz, kiedy nasze drogi się krzyżują.
- Więc to koniec, tak? - zaczęłam, a jego ciemne tęczówki spojrzały na mnie z niepokojem. - To wszystko przez co przeszliśmy, wspólnie spędzone chwile, każdy pocałunek... nic nie ma znaczenia? Tak po  prostu podamy sobie ręce i powiemy dowidzenia?
- Kocham cię Iss. - zaczął, ale przerwałam mu uniesieniem ręki.
- Miłość wymaga poświęceń, wiesz? A jak na razie, tylko ja to robię.
Spojrzałam po raz ostatni w jego piękne, brązowe tęczówki, a jedna, samotna łza spłynęła po moim policzku. Tak bardzo nie chciałam go zostawiać, ale nie mogę też pozwolić, by Nathan został sam.
Odwróciłam się, po czym zaczęłam oddalać się od bruneta.
Przez chwilę myślałam, że mnie zatrzyma, że zawalczy.
Ale on nie zrobił nic..
Widocznie nie znaczyłam dla niego zbyt wiele...
Nagle poczułam gwałtowne szarpnięcie za ramię i chwilę później już czułam usta Liama na swoich.



Były takie ciepłe i delikatne, a kiedy uświadomiłam sobie, że mogę ich już nigdy nie poczuć, pod moimi powiekami zebrały się łzy.
 Złapałam go za kark, przyciągając jak najbliżej siebie, aż między nami nie było nawet milimetra wolnej przestrzeni.
Owładnął mną jego zapach, przenosząc w zupełnie odległą krainę, gdzie wszystko problemy odchodziły, a liczył się tylko i wyłącznie on.
Kocham go tak mocno, że jestem w stanie poświęcić za niego moje życie. Wiem, że jest tym jedynym, tym, z którym chcę się ustatkować i dożyć później starości.
Nagle brunet oderwał się ode mnie, nawet nie patrząc w moje oczy, chociaż tak cholernie wtedy tego pragnęłam.
- Żegnaj. - zdążyłem usłyszeć, a wtedy odwrócił się i ... odszedł.
Stałam, owładnięta zimnym powietrzem, kompletnie zdezorientowana.
W tamtej chwili zapomniałam jak się oddycha. Miałam wrażenie, że krztuszę się własnym powietrzem.
Wyciągnęłam rękę w jego kierunku, chcąc krzyknąć z całej siły, aby wrócił, ale z mojego gardła wyszedł jedynie cichutki jęk.
Łzy toczyły się po moich policzkach, mocząc letnią, zwiewną bluzkę.



Nie mogę uwierzyć, że tak po prostu odszedł. Myślałam, że zmienił zdanie, a jeżeli nie - to rozwiążemy to jakoś inaczej.
Jeszcze kilka minut temu chciałam mu powiedzieć, że chcę być jego żoną, a teraz on mnie zostawił.
Nic dla niego nie znaczyłaś Iss. - słowa te przelatywały ciągle przez moją głowę, za każdym razem rozdzierając serce na coraz drobniejsze kawałeczki.
Moja dłoń bezwładnie opadła na dół, kiedy brunet zniknął za rogiem, pozostawiając mnie samą na środku parku.
Usiadłam na ziemi, chowając twarz w dłoniach.
Jak mogłam się tak pomylić? Jak mogłam go pokochać?
Byłam jego przelotną znajomością. Takie jak ja to on ma po każdej trasie koncertowej.
Uspokoiłam się dopiero po kilkunastu minutach.
Robiło się coraz zimniej, a ja miałam na sobie jedynie letnią bluzkę na ramiączkach.
Drżącymi rękami wyciągnęłam z torby telefon, po czym wybrałam numer do Harrego. Był jedyną osobą, która mogła mnie stąd odebrać.
- Ha..Harry? - starałam się, aby mój głos brzmiał normalnie, ale nie udało mi się to.
- Iss, coś się stało?
- Przyjedziesz po mnie? - wyszlochałam do słuchawki, pociągając przy okazji nosem.
- Gdzie jesteś?
- W centrum parku.
- Zaraz będę.
Rozłączyłam się, a wtedy na tapecie pojawił się Liam.
Nie mogłam już dłużej patrzeć na nasze wspólne zdjęcie, które zrobiliśmy sobie jeszcze w Nowym Jorku.
Rzuciłam telefonem o twardą posadzkę, a ten odleciał na kilka metrów, odbijając się od betonowej nawierzchni.
- Iss? - usłyszałam zaniepokojony głos Harrego, po czym brunet podniósł mnie do góry.
- Zawieziesz mnie na lotnisko?
- Iss, ale co się stało?
- Proszę. Nie mam siły na tłumaczenie ci tego.
- Chodź. - Harry zdjął swoją kurtkę, po czym założył mi ją na ramiona.
Wsiedliśmy do jego srebrnego mercedesa i ruszyliśmy w kierunku lotniska.
- Żegnaj Harry. - uśmiechnęłam się delikatnie. - i dziękuję za wszystko.
- Coś ty, mała. Od dzisiaj będę twoim częstym gościem.
Zaśmiałam się cichutko, po czym wzięłam w rękę moją niebieską walizkę na kółkach i ruszyłam w stronę lotniska.

Nowe życie, nadchodzę.

~~~
Cześć kotki. ♥
Dziękuję za ponad 4000 wyświetleń! :) Kocham was. <3
Prezentuję Wam epilog I serii. Od lipca zabieram się za II. Powrócę do was z nowiutkimi pomysłami. :) 
Uwierzcie, że wiele się zmieni. 
Teraz skupiam się na końcu roku i poprawianiem średniej, żeby wyjść jak najlepiej. :)
Pozdrawiaam ♥

3 komentarze:

  1. Ale mnie wystraszylas tym epilogiem!
    już miałam cie nieźle opieprzyc ale skoro ma być 2 seria to... Wybaczam!
    Chociaż nie! Jak oni mogli się rozstać?! No jak?!
    Mam nadzieje że będą razem bo jak nie to nie wiem co Ci zrobię!
    Czekam na rozdział 1 serii 2!
    Pozdrawiam :****

    OdpowiedzUsuń
  2. Zajrzę, kiedy znajdę wolną chwilę. :)

    OdpowiedzUsuń