czwartek, 9 października 2014

Rozdział 7


Trzy miesiące.
Trzy, długie, cholerne miesiące, po których zmieniło się tak wiele.
Zayn wziął kredyt i spłacił długi Trevora. Nie wiem czy to dobry pomysł, ale razem z Will stwierdzili, że tak będzie najlepiej.
Cóż, nie będę się wtrącać w ich sprawy. W końcu to nie moje problemy, chociaż brałam w nich czynny udział.
Nathan na stałe związał się z ciocią Amarą. Mieszkają teraz razem w Londynie i wiodą spokojne, szczęśliwe życie.
Harry codziennie dzwoni i pisze, a ja już nie mogę z nim rozmawiać. Gdy tylko słyszę jego głos, w oczach mam łzy i dopadają mnie ogromne wyrzuty sumienia.
~*~
- Iss, wszystko w porządku?
- Nie, Liam. Strasznie słabo się czuję... - ramiona bruneta oplatają się wokół mojego ciała i razem z nim siadam na brązowych, dębowych panelach. - Hayley, przynieś mi mój telefon, jest na stole w kuchni! Szybko!
- Liam, to nic takiego, po prostu jestem trochę zmęczona...
- To już trzeci raz w tym tygodniu. Zdrowi ludzie nie mdleją sobie od tak na zawołanie. Będę spokojniejszy, kiedy zbada cię jakiś lekarz.
~*~
- Kim pan jest dla pacjentki? - pan w białym kitlu spogląda podejrzliwie na Liama, a jego ciężkie okulary lekko zsuwają się z nosa.
- Jestem jej mężem. - No tak! Przecież mamy fałszywe dokumenty, fałszywe nazwiska i fałszywe paszporty. O mało co nas nie wydałam... Wtedy to już w ogóle mielibyśmy problemy...
- Cóż, wszystko wygląda dobrze. To się czasem zdarza w tym stanie. Ja i tak tutaj za wiele nie pomogę, bo moją specjalizacją jest neurologia, ale nalegam, żeby w najbliższym czasie zgłosiła się pani na bardziej szczegółowe badania, bo morfologia to jednak zbyt mało.
- O czym pan mówi? - opieram się na łokciach o niewygodny, szpitalny materac.
- Jak to? To pani nie wiem? Zostaną państwo rodzicami.
Ro...rodzicami? Ale jak to?!
Czuje, jak z mojej twarzy odchodzi cała krew. Dobrze, że już leżę na łóżku, to nikt nie musi mnie łapać.
- Ależ spokojnie, pani Isabello, no już, wracamy do nas! Sądząc po pani reakcji, to chyba nie było to nic planowanego? Nie zaniepokoił panią brak miesiączki?
- Ja ... po prostu myślałam, że to przez nadmierny stres.
Patrzę na Liama, który usiadł na fotelu pod oknem. Jego oczy wyrażają w tym momencie to samo, co moje.
Przerażenie, szok i niedowierzanie.
- Przewieziemy panią na oddział ginekologiczny i tam zajmie się panią doktor Byrnes. To najlepsza ginekolog w tym kraju. Bardzo dobrze pani trafiła.
Lekarz coś jeszcze mówił, ale przestałam go słuchać.
Jestem w ciąży i będę mieć dziecko z Liamem.
Jak ja to powiem Harremu?



~*~
Minęły dwa dni, odkąd wróciliśmy do Nowego Jorku. Hayley nareszcie spotkała się z rodzicami, a ja już zaczynałam odczuwać pierwsze zmiany w swoim zachowaniu. W sumie, Liam też zaczął je zauważać.
Harrego nie było w mieście. Miał przyjechać dopiero na przyjęcie, więc zakwaterowałam się u Liama, przenosząc z mieszkania zielonookiego większość swoich rzeczy. Nie chciałam tego robić, ale brunet uparł się, że tak będzie najlepiej.
Przyjęcie miało zacząć się o dziewiętnastej. Założyłam czarną, rozkloszowaną sukienkę, żeby jak najlepiej zamaskować mój już pojawiający się brzuch.
Na przyjęciu zjawiłam się razem z Liamem, a kiedy tylko przekroczyłam próg mieszkania, Will rzuciła mi się na szyję.
- Jeszcze raz tak bardzo ci dziękuję! - rzuciła, przyciskając mnie mocniej do siebie. - Dziękuję, dziękuję!



- Will - odezwałam się, bo zaczęło mi powoli brakować powietrza. - Możemy porozmawiać na osobności?
Brunetka spojrzała na mnie ze zdziwieniem i pociągnęła za rękę w stronę swojej sypialni. Zamknęła dębowe drzwi na klucz, aby nikt nie mógł zakłócić naszej rozmowy.
- Coś nie tak z Nathanem i moją mamą?
- Nie, nie, wszystko jest dobrze. Chodzi o coś innego... - nie wiedziałam jak mam zacząć. Postanowiłam rzucić prosto z mostu. - Jestem w ciąży.
Jej brązowe tęczówki świeciły z radości, kiedy po raz kolejny mnie do siebie przytulała.
- To wspaniała wiadomość!



- Tylko, że jego ojcem nie jest Harry... - poczułam ukłucie w sercu, kiedy usłyszałam jego imię. On mi tego nigdy nie wybaczy.
- Doskonale o tym wiem. - Co? Liam już się wygadał?! - Bardzo się cieszę, że ojcem twojego dziecka jest Liam. Nie kochasz nikogo bardziej, niż jego. Gdybyś była w ciąży z Harrym... Skazałabyś siebie na wieczne nieszczęście.
Było w tym trochę racji. Kochałam Liama jak nikogo innego na tym świecie. Już dawno wiedziałam, że jest tym jedynym, tym, bez którego nie chcę żyć.
Przerwałam, kiedy ktoś zapukał do drzwi.
- Dziewczyny, Harry przyszedł! - usłyszałam Zayna, po czym wpadłam w panikę. Wzięłam głęboki oddech i obje wyszłyśmy z pokoju z wymalowanym sztucznym uśmiechem na twarzy.


 
-Proszę, to dla ciebie. - Harry podał mi kieliszek szampana. O nie. - Napij się za nas! Za spokój!
- Iss nie pije. - rzucił Liam, a ja już doskonale wiedziałam, do czego zmierza. Jestem w totalnej dupie. Co ja sobie wyobrażałam, że się nie wyda? Nie no, to wiedziałam, ale chciałam znaleźć odpowiedni moment do powiedzenia mu tego. Nie przy wszystkich i nie teraz.
Spojrzałam błagalnie na Liama, lecz jego tęczówki wpatrujące się w Harrego były pokryte grubą warstwą lodu. W ogóle nie przypominały tych pięknych, czekoladowych, które spotykałam każdego dnia w Sydney.
- Wolałabym porozmawiać na osobności. - rzuciłam pośpiesznie, bo nie byłam pewna, czy Liam przystanie na moje prośby. Jeżeli już ktoś miał mu o tym powiedzieć, to tą osobą będę ja.
Loczek spojrzał na mnie zdezorientowany, po czym wszyscy opuściliśmy mieszkanie. Kiedy wyszłam z budynku, owładnęło mną zimne powietrze, rozwiewając moje loki we wszystkie strony.
Stanęłam przed Harrym, ale zaraz za nim ujrzałam Liama, który stanął tuż obok mnie.
Harry patrzył na mnie wyczekująco, całkowicie ignorując postać bruneta.
Westchnęłam ciężko, nawet nie wiedząc jak mam to zacząć.
"Harry! Nie było mnie kilka miesięcy, przespałam się ze swoim byłym i teraz jestem z nim w ciąży!"
Tak, Iss, jesteś w pięknej sytuacji.
- Ja... to znaczy... bo chciałam... - język ciągle mi się plątał, a mózg nie potrafił skleić sensownego zdania.
- Iss jest w ciąży. - usłyszałam tuż nad moim prawym uchem. Moje tęczówki powędrowały na Harrego, zaś jego, na Liama. Jego miny były różne. Od zaskoczenia, po przygnębienia, do wściekłości. - Ze mną.
Butelka z szampanem, którą trzymał Harry, spadła na dół, rozbijając się o betonową powierzchnię, tworząc przy tym małą, buzującą od gazu, plamę z napoju.
Harry zaśmiał się zdezorientowany, patrząc to na mnie, to na niego.
W tym momencie z budynku wyszedł Zayn. Tylko nie to.
- Coś nie tak? - zapytał, bo najwidoczniej wyczuł napiętą atmosferę, zagęszczającą się z każdą chwilą.



Harry spojrzał w moje oczy, ale spuściłam wzrok, nie mogąc wytrzymać jego spojrzenia. Chwilę później poczułam jedynie mocne szarpnięcie i mocne dłonie zaciskające się na moich barkach.
- Jak mogłaś mi to zrobić, do cholery?!
Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo Harry całą swoją siłą pchnął mnie do przodu, przez co wylądowałam na betonowej posadce. Trochę zakręciło mi się w głowię i słyszałam jedynie głośne krzyki Zayna.
- Nic ci nie jest?! - dobiegł do mnie zaniepokojony głos Liama, a chwilę później jego dłonie uniosły mnie do pozycji półsiedzącej.
Pokręciłam przecząco głową, instynktownie łapiąc się za brzuch. Mam nadzieję, że to nic wielkiego i moje maleństwo to wytrzyma.
- Czy ty się dobrze czujesz? - Zayn ciągle wydzierał się na pół osiedla. - Mogłeś jej zrobić krzywdę!
Z pomocą Liama stanęłam na równych nogach a wtedy Harry ruszył w moim kierunku. Ojciec mojego dziecka stanął między nami, przez co zielonooki nie mógł się do mnie zbliżyć.
- Jesteś zwykłą dziwką. - usłyszałam przez ramię bruneta rozwścieczony głos Hazzy. - Mogłaś mi od razu powiedzieć, że puszczasz się z każdym, kogo znasz.
- Z tobą się nie przespała. - rzucił Liam, na co oczy Harrego zdawały się płonąć ze wściekłości. - A jeżeli obrazisz ją jeszcze raz, będziesz musiał szukać dobrego dentysty.
- Ty mi grozisz, Liam, ty? - rzucił sarkastycznie. - Mogę załatwić jej pracę w burdelu, ale to wiesz, jak już urodzi, bo ciężarnych nie biorą.
Krzyknęłam, kiedy pięść Liama uderzyła w twarz zielonookiego, powalając go na ziemię.
Zayn podbiegł do nich, a kiedy już odciągnął Liama, zaczął pomagać Harremu.
Zielonooki podniósł się przy pomocy Zayna, po czym kciukiem otarł strużkę krwi spływającą z jego wargi.
- Jesteś taka sama jak wszystkie. - poczułam, jak mięśnie Liama się napinają, ale kiedy szepnęłam mu ciche "nie", uspokoił się. - Naprawdę cię kochałem. - w jego oczach nie było już agresji, lecz żal. To bolało o wiele bardziej, niż jakiekolwiek czyny.
Harry obrócił się gwałtownie, po czym poszedł, nie oglądając się za siebie.
Poczułam jak moje ciało zaczyna się trząść. Liam obrócił się do mnie, delikatnie przyciskając mnie do siebie.
- Zabierz mnie stąd. - jęknęłam, na co ten porozumiewawczo kiwnął głową.
Kiedy zrobiłam krok do przodu, zachwiałam się, ale Liam zdążyła mnie złapać.
Nadmiar emocji, wyczerpanie i ciąża dały o sobie znać. Liam posadził mnie na przednim siedzeniu jego czarnego bmw, po czym wrócił się na chwilę do Zayna, chcąc mu zapewne wszystko wyjaśnić.
Nie mogłam zapanować nad własnym ciałem. Ciągle płakałam, wspominając cała sytuację z Harrym.
Kiedy Liam położył mnie na łóżku w sypialni, wtuliłam się w jego jaśka, wdychając zapach, który zaczął mnie delikatnie uspokajać.


- Cśś - szepnął, kiedy już położył się obok. - Wszystko będzie dobrze. Pamiętaj, że nie jesteś sama.

~~~
Jestem, przyśpieszam, zawalam...