czwartek, 24 kwietnia 2014

Rozdział 6

"Even though it hurts I can’t slow down
Walls are closing in and I hit the ground
Whispers of tomorrow echo in my mind
Just one last time"

David Guetta - Just One Last Time (feat. Taped Rai)


~*~

Kiedy się obudziłam, poczułam ogromny chłód.
Leżałam za zimnej i mokrej podłodze, a moje ręce związane były za pomocą grubego sznura.
Na samym początku nie wiedziałam, co się dzieje. Dopiero, kiedy dotarło do mnie, że zostałam uprowadzona przed Evie, zastygłam w bezruchu, a moje serce przyśpieszyło do stu uderzeń na minutę.
Byłam wykończona, jakbym nie spała od kilku dniu. Z trudem podniosłam się z podłogi i podeszłam do drzwi.
Chyba nie będziecie zdziwieni, kiedy wam powiem, że były zamknięte.
Westchnęłam głośno i zaczęłam rozglądać się po niedużym pomieszczeniu.
To z całą pewnością nie był budynek, tylko jakaś drewniana szopa.
Dzięki dziurom w deskach udało mi się wywnioskować, że Evie wywiozła mnie poza miasto.
Była cicha i mroźna noc. Niebo było bezchmurne a księżyc służył mi jako jedynie źródło światła.
Nagle zobaczyłam nadjeżdżający samochód. Szybko wróciłam do miejsca, gdzie jeszcze chwilę temu leżałam, po czym przyjęłam poprzednią pozę.
Dosłownie sekundę później drzwi otworzyły się i usłyszałam głos zielonookiej Evie.
- Ile można spać? Od porwania minęło już kilka dni.
- To nie jest normalne, Ev. Co, jeżeli zrobiłaś jej krzywdę? Zabierzmy ją do szpitala.
- Żeby wpaść? Ogarnij się. Nic złego jej nie zrobiłam. Lekko uderzyłam jej głową o ścianę. Nie moja wina, że jest taka delikatna.
Kobieta zaczęła iść w moim kierunku, a ja z całej siły starałam się zachować spokój.
- Widzę, że już nie śpisz. - były to ostatnie słowa, jakie chciałam usłyszeć.
Kobieta pociągnęła mnie za włosy, przez co byłam zmuszona przybrać pionową postawę.
W tle dostrzegłam drugiego z napastników, ale nie widziałam jego twarzy. Dopiero, kiedy podszedł bliżej i księżyc rzucił na niego światło , rozpoznałam mojego "przyjaciela" z klasy. To był Max, chłopak, który pierwszego dnia oprowadzał mnie po szkole.
- Max? - wyszeptałam, a oczy blondyna skierowały się w moją stronę. - Jak mogłeś mi to zrobić?
- Przepraszam Iss. To naprawdę nic osobistego. Potrzebuję po prostu kasy, żeby wyjechać na studia do Los Angeles.
Wtedy wszystko do mnie dotarło. Ta cała akcja w szkole była przez nich zaplanowana. Max miał po prostu zdobyć moje zaufanie. Wracał ze mną kila razy do domu. Dokładnie wiedział, jaką trasą się poruszam. Musieli czaić się na mnie już kilka dni.
- Nie piśniesz słówka, bo inaczej tego pożałujesz, zrozumiałaś? - kiwnęłam głową, na co brunetka mnie puściła. - i nie kombinuj. I tak nikt cię tutaj nie znajdzie.

~*~

Zadzwoniłem do Zayna i poinformowałem go o całej sytuacji. Obiecał mi, że za dziesięć minut pojawi się w domu Will.
Zayn był jedyną osobą, którą mogłem w to wplątać, bo tylko on wiedział o moim związku z Isą.
Zapukałem do drzwi, a po chwili pojawiła się w nich roztrzęsiona brunetka. Bez słowa wszedłem do środka i poszedłem w kierunku pokoju Will. W mieszkaniu nie było nikogo innego. Zapewne jej matka i ojciec Iss byli na policji.
- Co się stało?
- Ja... nie wiem. Niedawno wpadł do nas roztrzęsiony wujek i pokazał mi list, który znalazł dzisiaj rano w skrzynce pocztowej. Ktoś napisał, że Iss została uprowadzona, i że żąda milion dolarów okupu. Moja mama i on poszli niedawno na policję a ja czekałam na ciebie. Tylko jak to możliwe, że ktoś ją porwał? Przecież cały czas była z tobą!



- Pokłóciliśmy się wczoraj. Zerwała ze mną i powiedziała, że wyprowadza się do ciebie.
- Co? Jak to? - brunetka była nieźle zdezorientowana. - Przecież ona poza tobą świata nie widziała!
Wtedy w mieszkaniu, na całe szczęście pojawił się Zayn, który uchronił mnie przed odpowiedzią na niewygodne pytanie.
Cóż. Tak mi się właściwie zdawało.
Brunetka jakby wcale nie zauważyła mulata, a ciągle wyczekująco się we mnie wpatrywała.
Przełknąłem głośno ślinę i niepewnie spojrzałem na brunetkę.
- Dowiedziała się o Lucasie.
Will na chwilę zastygła w bezruchu, a po chwili zaczęła chodzić w kółko po pokoju.
- Przecież wiedziałam, że tak to się skończy... Jak mogłeś jej nie powiedzieć do jasnej cholery!
Brunetka podbiegła do mnie i zaczęła uderzać pięściami w moją klatkę piersiową.
Zayn podbiegł do niej i odciągnął, a kiedy dziewczyna zaczęło się szarpać, mulat przycisnął ją do siebie i zaczął uspokajająco gładzić po włosach.
- Will, uspokój się, to nie jest jego wina.
Niestety, słowa Zayna nie były do końca zgodne z prawdą. To była tylko i wyłącznie moja wina.
Gdybym odwiózł ją do domu, nic takiego nie miałoby miejsca...
- Zayn, to jest moja przyjaciółką! Jak ty byś się czuł, gdyby ktoś z twoich bliskich został porwany?!
Mężczyzna nie odpowiedział, tylko ciągle kołysał w ramionach brunetkę i szeptał jej na ucho kojące słowa.
- Zostań tu i nie ruszaj się. - Zayn posadził dziewczynę na łóżko, po czym oboje opuściliśmy pomieszczenie. - Ja z nią zostanę. Nie chcę, żeby zrobiła coś głupiego. Ty idź na policję i znajdź jej ojca. Może uda ci się czegoś dowiedzieć.
Posłuchałem bruneta i wyszedłem z mieszkania. Z całą pewnością byłem w tym monecie ostatnią osobą, którą Will chciała oglądać.

~*~

- Dlaczego nie poszedłeś razem z nim? - wyszlochała brunetka, spoglądając na mnie.
- Jesteśmy przyjaciółmi. Nie mogłem cię tak zostawić.
Dziewczyna zaśmiała się ironicznie, po czym wstała i podeszła do mnie, wciskając mi w ręce moją kurtkę.
- Wielki przyjaciel od siedmiu boleści. Gdzie byłeś przez tyle czasu, skoro "byliśmy przyjaciółmi", co? Gdzie byłeś, kiedy cierpiałam, gdy zostawiłeś mnie dla tej blondynki?
Dziewczyna była cała roztrzęsiona. Obwiniała cały świat za wszelkie niepowodzenia. Wiem, że źle zrobiłem. Ona wcale nie musiała mi o tym przypominać.
- Przepraszam, Will. Naprawdę nie chciałem cię skrzywdzić.
- Jasne, oczywiście, że nie! To o czym myślałeś, kiedy się z nią lizałeś, co?
- Nigdy cię nie zdradziłem! Zacząłem się z nią spotykać, kiedy nasz związek już się skończył!
- Tak! No faktycznie! Jeden pieprzony sms zadecydował o wszystkim!
Oboje byliśmy zdenerwowani. Temat porwania zszedł na drugi plan. Teraz oboje wyrzucaliśmy sobie niedokończone sprawy z przeszłości.
- Nie chciałem, żeby tak wyszło! Co ci mam jeszcze powiedzieć? Jak cię przeprosić? Zachowałem się jak gówniarz i doskonale o tym wiem! Nie musisz mi tego ciągle wypominać!
- Wyjdź stąd! Wynoś się, nie chcę cię nawet oglądać!
Naprawdę nie wiem jak to się stało, że przyciągnąłem brunetkę do siebie i złożyłem na jej ustach pocałunek.
Zacząłem się zastanawiać, czy aby na pewno dobrze zrobiłem, zostawiając ją.
Kiedy ona pojawia się w pobliżu, zaczynam wariować. Zupełnie tak jak kilka lat temu.
Byłem pewny, że Will odepchnie mnie od siebie, ale ona wcale tego nie zrobiła. Wręcz przeciwnie, przyciągnęła mnie jeszcze bliżej siebie, aż pomiędzy nami nie został nawet centymetr wolnej przestrzeni.
- Kocham cię. - Nawet nie wiem, kiedy te słowa wydobyły się z moich ust.
Nie chcę zranić Perrie, ale nie potrafię żyć bez Will.
Co ja mam teraz zrobić?



~*~

Wyszedłem z budynku, kierując się w stronę komisariatu.
Nie wiem czy zostawienie Will z Zaynem było najlepszym pomysłem..
Jeszcze się pozabijają i tak będzie finał dzisiejszego dnia.
Idąc opustoszałą dzielnicą, dostrzegłem w jednej ze ślepych uliczek białe urządzenie.
Podniosłem je, a moim oczom ukazał się śnieżnobiały Iphone, podobny do tego, który miała Iss.
Czyżby to tutaj ją porwali? Zaledwie kilka przecznic od domu?
Schowałem telefon do kieszenie i zacząłem biec w stronę najbliższego komisariatu.
Zapewne wyglądałem komicznie, kiedy wpadłem tam jak opętany, aż policjanci się mnie wystraszyli.
Szybko wyjaśniłem o co chodzi, a jeden z funkcjonariuszy zaprowadził mnie do gabinetu komendanta, gdzie siedział zdenerwowany pan James i roztrzęsiona pani Petrova.
Opowiedziałem im o wszystkim i pokazałem moje znalezisko. Starałem się przenosić telefon w taki sposób, żeby nie zostawić na nim odcisków palców.
Komendant zabrał urządzenie do analizy, a następnie zadał mi kilka pytań dotyczących Iss.
Kiedy odpowiedziałem na wszystkie i podałem swoje alibi, kazali mi opuścić komisariat. Jednakże ja nie chciałem tego zrobić. Co jeżeli w tym czasie odnajdą Iss? Chcę być przy niej, kiedy ją obiją z rąk porywaczy.
Ojciec Will był do mnie nieprzyjaźnie nastawiony, ale pani Petrova przekonała go, żeby pozwolił mi zostać.
Wszyscy siedzieliśmy jak na szpilkach. Wyniki z laboratorium przyszły dopiero po trzech godzinach.
Policjanci zaczęli coś sobie szeptać i rzucać różnymi teczkami. Po chwili opuścili pokój, a w pomieszczeniu został jedynie komendant.
- Panie Evans, czy mówi panu coś dziewczyna, Evie Jones?
- Pierwszy raz słyszę.
- Otóż na telefonie pańskiej córki, oprócz jej odcisków palców, znaleźliśmy również te należące do pana Payna i właśnie niejakiej Evie . Z uwagi na to, że ten młody człowiek ma alibi, jedynym rozwiązaniem okazuje się być panna Jones. Dodatkowo mamy podejrzenia, że to właśnie ona mogła uprowadzić pańską córkę. Ma dosyć bogatą kartotekę. Rabunki, pobicia i wyłudzanie pieniędzy.
- Wiecie gdzie przetrzymuje Isabellę?
- Wie pan, Londyn jest dosyć dużym miastem. Ciężko kogoś znaleźć w dwie godziny. Jednakże to nie jest pierwszy raz, kiedy spotykamy się z tą młodą kobietą. Jeżeli nie wie, że ją podejrzewamy, być może ukryła pańską córkę w drewnianej szopie jej dziadków poza miastem. Ostatnim razem tam właśnie uprowadziła jedną ze swoich koleżanek z klasy.
- No to na co jeszcze czekacie? Idźcie jej szukać!
- Właśnie to robimy, panie Evans.

~*~

Jechałem za policyjnym radiowozem.
Im dalej byliśmy do miasta, tym bardziej rósł mój niepokój. Przecież ona mogła jej zrobić krzywdę...
Zatrzymaliśmy się pod czyimś domem, a wtedy funkcjonariusze wysiedli z samochodu. Zobaczyłem w oddali sylwetkę dziewczyny i jakiegoś chłopaka. Kiedy ujrzeli światła policyjnych radiowozów zaczęli uciekać, ale zostali szybko pojmani.
Chłopak dawał wrażenie kompletnie rozbitego. Płakał i krzyczał, że on nie chciał nic zrobić, i że to wina zielonookiej.
Tamta natomiast szarpała się z funkcjonariuszami, dopóki nie została zapięta w kajdanki i wsadzona do radiowozu.
Pobiegłem za policjantami na podwórko za mieszkaniem. Jakaś starsza para dziadków zaczęła krzyczeć na funkcjonariuszy, ale komendant podszedł do nich i najprawdopodobniej wszystko im wyjaśnił.
Zauważyłem drewnianą, starą szopę, stojącą nieopodal domu.
Wpadłem do pomieszczenia i zacząłem wzrokiem szukać Iss. Wreszcie ją odnalazłem. Leżała skulona i związana pod ścianą.
Uklęknąłem przed roztrzęsioną brunetką i uwolniłem jej ręce. Mimo wszystko cieszyłem się, że to ja jako pierwszy się przy niej znalazłem.
- Iss?
- Liam? - szepnęła z niedowierzaniem i podniosła na mnie swoje ciemne oczy. Momentalnie rzuciła mi się w ramiona, a wtedy dopiero poczułem, jak bardzo się trzęsie. - Liam, tak się bałam..
- Już, spokojnie. Wszystko będzie dobrze.
Podbiegł do nas jej ojciec z ciotką, ale Iss zdawała się przebywać w zupełnie innym świecie. Kurczowo trzymała się mojej kurtki i za nic w świecie nie chciała jej puścić.
Pan James nie był z tego zadowolony, ale widok odnalezionej córki już mu wystarczał.
Iss nawet nie dała się zbadać ratownikom. Powiedziałem im, że postaram się ją doprowadzić do karetki.
Miała rozciętą głowę i po prostu trzeba było sprawdzić, czy wszystko jest dobrze.
- Iss?
- Zabierz mnie stąd. - wyszeptała błagalnie. Płakała. Słyszałem jak jej delikatny głos się łamał.
Niestety, nie mogłem spełnić jej żądań. Czeka ją jeszcze badanie lekarskie i wizyta na komisariacie.
Podniosłem dziewczynę z zimnej podłogi i poszedłem z nią w kierunku ambulansu.
Mogłem się spodziewać, że na dworze ujrzę masę fotoreporterów.
Zaczęli nas okrążać dookoła, zadając coraz więcej pytań.
Już wiem kto pojawi się na jutrzejszej okładce londyńskiego brukowca.
Po dziesięciu minutach udało mi się namówić brunetkę na standardowe badanie. Nie chciała jechać do szpitala, więc uzgodniliśmy z lekarzami, że stawimy się na nie jutro z samego rana.
Usadziłem Iss na przednim siedzeniu samochodu, po czym ruszyłem w kierunku mojego mieszkania, w międzyczasie informując Will, że opuszczamy oblężony teren.
Isabella nie odzywała się przez całą drogę, co zaczęło mnie mocno niepokoić.
Kiedy weszliśmy do mieszkania, Iss zamknęła się w łazience. Nie wiedziałem, czy mam dać jej spokój, czy siłą ją stamtąd wyciągnąć.
Usiadłem w fotelu i czekałem, aż dziewczyna sama postanowi wyjść.
Zrobiła to po dwudziestu minutach, prosząc o jakiś strój do spania. Dałem jej spodnie od dresu i moją koszulkę, które zdecydowanie były na nią za duże, ale wszystkie swoje rzeczy zabrała podczas przeprowadzki.
Kiedy dziewczyna ponownie zniknęła za drzwiami łazienki, poszedłem do kuchni i zrobiłem jej ciepłą herbatę i kilka kanapek. Pewnie nic nie jadła przez te kilka dni.
Zaniosłem to wszystko do sypialni i postawiłem na szafce nocnej. Chwilę później w drzwiach pojawiła się brunetka.
W moich ubraniach wyglądała jeszcze lepiej niż w swoich.
- Zrobiłem ci coś do jedzenia.
- Nie jestem głodna.
Brunetka położyła się na łóżku i szczelnie okryła kołdrą. Westchnąłem głośno, po czym ułożyłem się obok niej.
Iss ciągle była przerażona i trzęsła się pod satynową pościelą.
Przyciągnąłem ją bliżej siebie, a ta schowała swoją głowę w zagłębieniu mojej szyi.
- Dlaczego ja? - wyszlochała, pociągając nosem. - Nigdy, nikogo nie skrzywdziłam i zawsze starałam się pomagać innym. Dlaczego to znowu ja oberwałam?
Nie znałem odpowiedzi na to pytanie, więc jedynie przyciągnąłem ją bliżej siebie.
Iss będzie teraz walczyć z tą traumą przez kilka najbliższych tygodni, a okładki brukowców i zazdrosne fanki wcale jej w tym nie pomogą.
Właśnie dlatego nie chciałem, żeby poznała prawdę. Niektóre z fanek ją znienawidzą, chociaż nie zamieniły z nią żadnego słowa. Ona po prostu była moją dziewczyną, a w ich oczach była to największa zbrodnia.
- Już nigdy cię nie zostawię. Obiecuję.
Dziewczynie udało się zasnąć dopiero po godzinie. Też powoli zaczynałem odpływać do krainy Morfeusza, ale ocuciło mnie intensywne pukanie do drzwi.
Jak najciszej opuściłem sypialnie i ruszyłem w kierunku drzwi frontowych.
Mogłem się spodziewać, że jej bliscy tutaj przyjadą, żeby się z nią zobaczyć.
Wpuściłem wszystkich do środka i kazałem rozgościć się w salonie.
- Gdzie ona jest? - zapytał ojciec Iss, miotając się po całym mieszkaniu.
- Śpi. Sądzę, że nie powinien jej pan już dzisiaj budzić.
- Nie będziesz mi mówił co mam robić. - warknął w moim kierunku, ale pani Petrova zdążyła szybko zainterweniować.
- James, myśl racjonalnie, Liam ma racje. Przyjdziesz do niej jutro. Możesz mi wierzyć, że jest pod wspaniałą opieką. - spojrzała na mnie i delikatnie się uśmiechnęła. To bardzo miłe, że ma pozytywną opinię na mój temat.
Zaproponowałem zgromadzonym kawę, po czym zaciągnąłem Zayna do kuchni pod pretekstem pomocy.
Mulat zachowywał się dziwnie. Raz się do siebie uśmiechał, raz chodził przybity. Nie potrafiłem go rozgryźć.
- Coś się stało?
- Co? - musiałem go wyrwać z jakichś poważnych rozmyślań. - Nie, tylko... mam problem.
- No dawaj. - powiedziałem, zalewając kubki z kawą.
- Całowałem się z Will.
Czajnik wypadł mi z ręki, a wrzątek rozlał się po podłodze, mocząc nie tylko płytki, ale jeszcze nogawki moich spodni.
- Co robiłeś? - Nie mogłem w to uwierzyć. Zayn wielokrotnie mi powtarzał, że Will to już przeszłość, i że teraz liczy się tylko Perrie.
- Najbardziej boję się tego, że gdybyś nie zadzwonił, mogłoby się skończyć na czymś więcej. Ja już nie wiem co myśleć. Byłem pewien, że Will to już przeszłość. Kocham Perrie i nie chcę jej skrzywdzić, ale dzisiaj zdałem sobie sprawę, że nie potrafię też żyć bez Will. Nie wiem co mam teraz zrobić. - mulat głośno westchnął, po czym podniósł z podłogi upuszczony chwilę wcześniej czajnik. Dobrze, że zdążyłem zalać kawy.
- Moim zdaniem powinieneś zostać z Perrie. Gdybyś naprawdę kochał Will, w twoim życiu nigdy nie pojawiłaby się inna.
Mulat nic nie powiedział, tylko wziął kawę i poszedł w kierunku salonu.
Szkoda mi jedynie Will. Zayn zrobił jej niepotrzebną nadzieję i teraz brunetka znowu będzie przez niego cierpieć.
Goście siedzieli u mnie do trzeciej w nocy. Pan Evans miał ciągłą nadzieję, że Iss jednak się obudzi i wyjdzie do salonu, a wtedy będzie mógł z nią porozmawiać.
Zamknąłem drzwi na klucz i poszedłem z powrotem do sypialni. Iss spała jak zabita i podejrzewam, że mogliby ją wynieść razem z meblami, a ona i tak by niczego nie zauważyła.
Postanowiłem jeszcze wejść w Internet i zobaczyć, czy nie opublikowano niczego na nasz temat.
Wcale nie byłem zdziwiony, kiedy okazało się, że jesteśmy na pierwszej stronie plotkarskiego serwisu. Artykuł trąbił o tym, że mam nową dziewczynę, i że spotykamy się już od kilku miesięcy.
Najbardziej zadziwił mnie fakt, że dziennikarze posiadali nasze zdjęcia z kilku wcześniejszych spotkań. Dlaczego nie opublikowali ich wcześniej? Dziwne.
Przeczytałem jeszcze komentarze pod artykułem, których zdecydowana większość była negatywna. Już zaczęły się obelgi i skargi w kierunku brunetki.
Chyba zabiorę ją na jakieś krótkie wakacje poza miasto, żeby miała święty spokój i mogła choć trochę dojść do siebie.
Byłem bardzo zaskoczony, kiedy mój telefon ponownie zaczął wibrować.
Okazało się, że dzwoniła Will.
- Liam! Mamy poważny problem! Mój wuja chcę zabrać Iss oraz swoją nową dziewczynę i wyprowadzić się do Buenos Aires...

~~~
Mój najdłuższy w życiu rozdział... Ponad 2700 słów! <3
Wiem, że rozdział miał być w maju, ale mam tyle pomysłów, że 6 musiał pojawić się wcześniej.
Na całe szczęście egzaminy dobiegają końca. Humanistyczne i matematyka były łatwe, natomiast na biologii poległam ;)
Miłego czytania!
Nie mam pojęcia, kiedy pojawi się 7. Jeszcze nie zaczęłam go pisać xD
No i wszystkim gimnazjalistom życzę powodzenia na angielskim! ;*

1 komentarz:

  1. Widzę że ciebie też "przeraziła" biologia masakra!
    Również życzę Ci powodzenia jutro!
    Co do rozdziału to wspaniały! Bardzo się cieszę że dodała go teraz i ze mąż nowe pomysły :D
    Więcej weny życzę!
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń