niedziela, 4 maja 2014

Rozdział 10

- Martina?
Nawet nie zdajecie sobie sprawy z tego, co czułam w tamtym momencie. Przede mną siedziała kochanka mojego ojca, kobieta, którą jeszcze kilka miesięcy temu spotykałam w moim rodzinnym domu.
Nie potrafiłam tego zrozumieć. Dlaczego ona mnie porwała? Przecież mówiła, że jest modelką, że poznała ojca przypadkiem...
Co ty gadasz, Iss. Nic nie dzieje się przypadkiem.
- Widzę, że Nathan o ciebie zadbał. - kobieta podeszła do mężczyzny i złożyła na jego ustach namiętny pocałunek. No po tym moje szczęka leżała już na podłodze. Nie rozumiałam nic. Nie potrafiłam skleić żadnych faktów. To... musi być sen. To jedynie racjonalne wytłumaczenie... - Kochanie, zabierzesz ją do swojego mieszkania. Mój mąż niedługo wróci i nie chcę, żeby o czymś się dowiedział.
Brunet jedynie z niezadowoleniem kiwnął głową, po czym podszedł do mnie i pociągnął energicznie na ramię. Najwyraźniej to ja będę jego przedmiotem do wyładowania agresji.
- Nic nie rozumiem. - zdążyłam jeszcze szepnąć, zanim Nathan wyciągnął mnie z pomieszczenia.
- Czego nie rozumiesz, gówniaro? - zapytała Martina, patrząc na mnie z totalną obojętnością w oczach. - Nathan na pewno wszystko ci wyjaśnił. Twój ojciec nie zagrał fair, więc my też tego nie zrobimy.
- Przecież - zaczęłam, ale przez chwilę nie byłam pewna, czy mogę mówić dalej - Mówiliście mi o tym głupim związku, ślubie, wspólnej przyszłości...
- Naprawdę jeszcze tego nie zrozumiałaś? To był zwykły podstęp, dzieciaku. Twój tatuś bardzo dobrze cię krył. Były przecieki na twój temat, ale w żaden sposób nie mogliśmy ich potwierdzić. Zostało nam jedno rozwiązanie, w którym ja odegrałam kluczową rolę. Zakręciłam sobie twojego ojca wokół jednego palca. Nie przypuszczałam, że pójdzie aż TAK łatwo. Sam zaproponował mi mieszkanie. Tylko na przeprowadzkę do Argentyny się nie chciał zgodzić, więc musiałam poprosić Nathana o interwencję.
- To ty podałaś mu mój numer...
- Oczywiście, że ja. To ja kazałam cię porwać tej dziewczynie, to ja zadbałam o to, żebyś dowiedziała się o Paynie, to ja powiedziałam Evie i Maxowi jaką drogą wracasz i to ja napisałam ci tego sms'a.
Niech mnie ktoś uszczypnie. To... niemożliwe do cholery! Dlaczego los mnie tak krzywdzi? Nigdy w życiu nikogo nie zraniłam. Od małego angażowałam się w różnego rodzaju akcje pomocnicze. Tata ich dofinansowywał, a ja chodziłam razem z nim na zbiórki i pomagał im jak mogłam. Były to jakieś głupie drobnostki. Tata nie pozwoliłby mi się przemęczać.
Zawsze chciałam zostać lekarzem. Neurologią jest czymś, co mnie fascynuje. Całe nasze życie, ruchy, myśli, uczucia, zależą od jednego, malutkiego organu, umiejscowionego w czaszce.
Ale zejdźmy z medycyny. Przecież to nie ma już znaczenia. Całe moje życie na ma znaczenia. Nie mogę spełniać swoich marzeń. Jestem ograniczona przez osobę, która twierdzi, że mnie kocha. Paranoja, czyż nie?
Nathan siłą wyprowadził mnie z mieszkania i z powrotem wsadził do czarnego kabrioleta.
Nie odzywałam się przez resztę drogi. Zupełnie straciłam nadzieję, jak narkoman po kolejnym odtruciu. Nie znajdą mnie...
Nikt nie będzie podejrzewał Martiny. Nie mają do tego żadnych podstaw.
Na pewno teraz gra zrozpaczoną, kochająca partnerkę mojego ojca, która jest przerażona moim zniknięciem.
W dzisiejszych czasach nie można już nikomu ufać. Wszyscy cię zdradzą, wcześniej czy później.
Jechaliśmy dosyć długo. Zaczęło się już nawet ściemniać. Chyba nawet trochę mi się przysnęło.
Obudziłam się dopiero wtedy, gdy zobaczyłam znak z napisem Rosario.
Pierwszy raz spotykam się z taką nazwą, ale z całą pewnością ciągle jesteśmy a Argentynie.
Nathan mieszkał w domku jednorodzinnym nad rzeką Paraną.
Lokacja była dosyć niekorzystna. Nieopodal znajdował się most, który umożliwiał samochodom i innym pojazdom spokojny przejazd przez rzekę, wywołując tym samym uciążliwy hałas.
Miejscowość była bardzo malownicza. Gdyby nie okoliczności, cieszyłabym się z pobytu tutaj.
- Mam nadzieję, że lubisz podróżować. - powiedział, rzucając na blat kluczyki samochodu. Spojrzałam na niego pytająco, ale nie uzyskałam żadnej odpowiedzi. - Schodami na górę. Pierwsze drzwi po lewo.
Posłusznie dostosowałam się do jego polecenia i ruszyła na piętro.
Mój pokój był całkiem przytulny, zważając na to, że mam być przetrzymywana.
Pomieszczenie utrzymane było w kontraście bieli z czernią.
Duże, dwuosobowe łóżko, wykonane z hebanowego drewna, nakryte satynową, białą pościelą, śnieżnobiały, puchaty dywan, rozłożony na smolistych panelach i czerwona plazma, powieszona naprzeciwko łóżka.
Wygodny był z niego facet.
Podeszłam do okna i chciałam je otworzyć, ale były zablokowane. Bezgłośnie wyszłam z pokoju i zaczęłam rozglądać się po całym piętrze. Była tam jeszcze para innych drzwi. Jedne z nich były zamknięte.
Za drugimi kryła się sypialnia.
Była zniewalająca. Pięknie urządzona, z najdrobniejszymi szczegółami.
Na szafkach były poustawiane zdjęcia. Rozpoznałam na nich Nathana z rodziną. Jego rodzice wyglądali na bardzo miłych ludzi. Czyżby Nathan był ich czarną owcą?
Na innym zdjęciu dostrzegłam go z jakąś brunetką. Wtedy moje serce zamarło.

To była moja mama...
Wtedy zostałam brutalnie pociągnięta za ramię.
- Nie pozwoliłem ci się włóczyć po mieszkaniu.
Był wściekły. Chyba te zdjęcia miały nigdy nie ujrzeć światła dziennego.
Wrzucił mnie do pokoju i zamknął drzwi na klucz.
Jaki związek ma moja mama z Nathanem? Dlaczego mają wspólne zdjęcia?
W mojej głowie jest coraz więcej pytań i coraz mniej racjonalnych odpowiedzi.

~*~

Dzisiejsza próba w ogóle nam nie wyszła. Chłopcy byli na mnie źli.
Tylko oni nie wiedzą, przez co przechodzę.
Co chwilę sprawdzam telefon, bo mam nadzieję, że znajdę jakąś wiadomość od Iss.
- Stary, co się z tobą dzieje? - usłyszałem nad głową głos Harrego.
Nie chciałem mu o niczym mówić. Im mniej osób wie, tym lepiej. Wystarczy, że wciągnąłem w to Zayna.
- Nic.
- Nic? Nie jesteśmy ślepi, Liam. Widzimy, że jest z tobą coś nie tak. Myślałem, że wszyscy jesteśmy przyjaciółmi, a wy ciągle coś kręcicie z Zaynem. Wydawało mi się, że sobie ufamy!
- Bo tak jest, Harry. - zapewniłem ich szybko. - Po prostu moje życie bardzo się pokomplikowało i to w bardzo krótkim czasie.
Nie wiedziałem, czy mam im mówić prawdę. Wahałem się, ale z drugiej strony byli moimi przyjaciółmi. Mogę na nich liczyć.
- Poznałem dziewczynę, którą kocham. Tak już na poważnie, naprawdę. - na zawsze - dodałem w myślach. Chłopacy zaczęli się głupkowato śmiać i pytać o datę ślubu. - Tylko, że kilka dni temu porwał ją jakiś amerykański gang i policja nie chce jej szukać. Uważają to za syzyfową pracę.
Ich miny momentalnie się zmieniły. Powietrze jakby zrobiło się cięższe, radosna atmosfera ulotniła się jak powietrze z niezawiązanego balonika.
- Spotykałeś się z kuzynką Will, prawda? - Hazza sam już się wszystkiego domyślił. Pewnie tylko wszystko ze sobą posklejał. - Will mi o tym mówiła, ale nie wspominała, że jesteście razem..
- Nie wiem co robić. Policja się poddała, ale ja nie zamierzam. Zrobię coś.

Tylko co?

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Boooooooooonus.

8 komentarzy:

  1. Rozdział świetny! Boże niech tylko Liam się nie poddaje!
    Czekam na następny! Weny życzę! Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No coś ty, nasz Liaś nigdy się nie podda! :P
      Dziękuję <3

      Usuń
  2. Świetny rozdział ewrfdgbv Czekam z niecierpliwością na kolejny :)


    I czy mogę być informowana o nowych rozdziałach?

    @Real_Piam_Payne

    OdpowiedzUsuń
  3. Niech Liam nie mysli czasem zeby ja zostawiac:)
    czekam na kolejny :D

    OdpowiedzUsuń