środa, 7 maja 2014

Rozdział 11

"Give a little time to me or burn this out
We'll play hide and seek to turn this around
And all I want is the taste that your lips allow..."

Ed Sheeran - Give me love


~*~

Los sobie ze mną pogrywa.
Okazuje się, że chyba wcale nie znam otaczających mnie ludzi.
Mój ojciec prowadzi nielegalne interesy, a moja matka ma jakiś związek z moim porywaczem.
Myślałam, że to Liam utrzymywał mnie w największym kłamstwie.
Okazuje się, że moja kochana rodzinka nie jest wcale lepsza.
Jeszcze na koniec powinno się okazać, że ten czub Nathan jest moim ojcem i już w ogóle mogłabym wylądować w jakimś zakładzie psychiatrycznym, a Liam przywoziłby mi owocki na widzenia co tydzień.
Nathan nie pojawił się już tamtego wieczoru w moim pokoju. Zjawił się dopiero rano, budząc mnie na śniadanie.
Nie chciałam naciskać na temat związany z moją matką, bo obawiałam się jego reakcji.
Mężczyzna praktycznie się nie odzywał, co doprowadzało mnie do szału. Nienawidzę ciszy. Wtedy uświadamiam sobie, jaka jestem samotna.
Mężczyzna postawił przede mną talerz z tostami, po czym opuścił pomieszczenie. Przegryzając kanapki, oglądałam wiadomości, które akurat leciały w telewizji. Oprócz argentyńskiej gospodarki i kilku informacji politycznych, był też temat o mnie.

Dwa dni temu, w Londynie, zaginęła siedemnastoletnia Isabella Evans. Policja podejrzewa, że dziewczyna mogła zostać uprowadzona. Za jej odnalezienie wyznaczono nagrodę w wysokości jednego miliona funtów. Poniżej zamieścimy jej zdjęcie. Jeżeli widziałeś ją w najbliższych godzinach, zadzwoń na numer naszej stacji telewizyjnej.






Kiedyś zastanawiałam się, ile jest warte moje życie. Los właśnie postanowił dać mi odpowiedz na nurtujące mnie pytanie.
Mam nadzieję, że moja rodzinka się jakoś trzyma.
Mówiąc "rodzinka" mam na myśli Will i ciotkę Simonę. Strasznie za nimi tęsknię.
Jeżeli uda mi się stąd uwolnić, wyprowadzę się od ojca i zamieszkam razem z nimi. Ciocia jest dla mnie niczym matka, która odeszła, kiedy byłam jeszcze mała.
Will traktuję jak starszą siostrę. Jest zawsze wtedy, kiedy jej potrzebuję i chętnie służy pomocą.
Mieć wokół siebie takich ludzi to prawdziwy skarb. Cieszę się, że los podarował mi te dwie, wspaniałe kobiety.
Nagle do pomieszczenia wbiegł Nathan. Mężczyzna był bardzo zdenerwowany.
- Na górę. Już!
Szybko wstałam z kanapy i pobiegłam na piętro. Przestraszyłam się go. Aż tak bardzo się gniewa za tamte idiotyczne zdjęcia?
Usłyszałam kroki na schodach. Bez wątpienia zza drzwi dobiegał kobiecy głos. Może mój porywacz ma żonę? Śmiesznie by wyszło.
Zamarłam, kiedy w pomieszczeniu pojawiła się Martina.
- Miałeś jej ściąć włosy, żeby nikt jej nie rozpoznał. - warknęła w kierunku bruneta, na co ten jedynie wzruszył ramionami.
- Wyglądam ci na fryzjera? - był bardzo zirytowany. Tylko nie wiedziałam, czy z powodu mojego czy jej towarzystwa.
- Kochanie, nie denerwuj się tak. Obiecuję, że jak tylko skończymy z tą gówniarą to pobędziemy trochę razem.
Mężczyzna jedynie coś mruknął w odpowiedzi i wyszedł z pomieszczenia.
Dlaczego zostawił mnie samą?
Przy nim czułam się ... bezpiecznie. Nie wiem dlaczego. Wyczuwałam, że nie zrobi mi niczego złego.
Wręcz przeciwnie. Jak do tej pory otaczał mnie opieką, niezbyt to okazując, ale jednak.
- Już dawno bym z tobą skończyła, ale Nathan mi nie pozwala. Powinnaś mu podziękować, bo uratował twoje marne życie. - nie śmiałam nawet spojrzeć w jej oczy. Gdy na nią patrzę, ciągle widzę ją i ojca, przytulających się w naszej kuchni. - Dzisiaj wracam do Londynu. Twój tatuś jest tak przejęty twoim zniknięciem. Muszę go trochę wesprzeć.
- Ty podła gnido. - rzuciłam w jej kierunku i wreszcie odważyłam się na nią spojrzeć.
Jej tęczówki momentalnie zmieniły się w ciemne i pełne chłodu.
- Jak mnie nazwałaś? - spytała, zbliżając się do mnie.
Przełknęłam głośno ślinę. Bałam się jej jak cholera, ale nie mogłam się już wycofać. Nie mogę jej pokazać, że jestem potulnym zwierzaczkiem.
- Nazwałam cię podłą gnidą. Padło ci na słuch? - Sama byłam zaskoczona moim nagłym przypływem odwagi. Mogłam przewidzieć, że to źle się skończy...
Kobieta podeszła do mnie i pociągnęła do pionu za włosy. - Ostatni raz mnie tak nazwałaś. - Po tych słowach rzuciła mną w przestrzeń, przez co wylądowałam na podłodze, przy okazji uderzając głową o kant szafki nocnej.
Nie dość, że mam w życiu ogromnego pecha, to jeszcze nie potrafię się obronić przed atakiem.
- Zostaw ją. - Nawet nie wiem, kiedy w pomieszczeniu pojawił się Nathan. Odciągnął Martinę, po czym oboje zeszli na dół. Nie wiem, ile go nie było. Minutę, może dwadzieścia.
Usłyszałam jak ponownie wbiega na górę. Tym razem wchodził sam.
- Nic ci nie jest? - zapytał, spoglądając na moją głowę. Chyba sobie coś rozcięłam. - Nie sądziłem, że się jej postawisz. Jednak masz coś z matki.
Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Czyli jednak się znali... Pytanie tylko, w jakich relacjach żyli?
- Znałeś moją mamę? - wyszeptałam, kiedy mężczyzna zaczął dezynfekować moją ranę. Czy przeciętni porywacze tak robią? Nie. Oni nie opatrują ran. Oni jedynie powiększają ich ilość.
Kim ty jesteś Nathanie i dlaczego tak się o mnie troszczysz?
- Może później ci powiem. Musimy jechać.
- Dokąd? - Nie miałam ochoty na podróże. Chciałam iść spać i zapomnieć o wszystkim, co się dzisiaj wydarzyło.
- Przecież pytałem, czy lubisz podróże.
Z pomocą Nathana dostałam się do samochodu. Trochę bolała mnie głowa. Mężczyzna powiedział, że mam go informować o stanie mojego zdrowia. No, przecież do szpitala mnie nie zawiezie.
- Masz prawo do jednego sms'a. Tylko musisz mi go później pokazać. I nie rób niczego głupiego. Uwierz, że mogłaś trafić gorzej.
Mężczyzna podał mi czarnego Iphone, a ja zastanawiałam się, do kogo mogę napisać.
Do taty? Nie. Jestem wściekła za jego dziecinne zachowanie i totalną nieodpowiedzialność.
Liam. On najbardziej potrzebuje jakiejś informacji ode mnie. Na pewno się martwi. Wiem, ze tą wiadomością jedynie wybiję go z rytmu, ale tym samym dam mu do zrozumienia, że wszystko ze mną w porządku.
Napisałam krótką wiadomość. Później Nathan złamał kartę i wyrzucił gdzieś za okno.
Porywacz czy opiekun? Jak to z nim w końcu jest?
- Miałeś mi opowiedzieć o mojej mamie. - nabrałam powietrza w płuca i postanowiłam powiedzieć wszystko, co leży mi na sercu. - Czy wy... byliście kochankami?
Mężczyzna zaczął się niekontrolowanie śmiać. Zirytowało mnie to. Ja potrzebuję szybkiej odpowiedzi na nurtujące mnie pytanie, a ten się ze mnie śmieje.
- Nie pomyślałem, że możesz tak zinterpretować tamto zdjęcie. - po tych słowach mężczyzna westchnął głośno. - Nie byliśmy parą. Byliśmy rodzeństwem.
Co?
Czyli... wujek?!

~*~

- Liam, niedługo wyruszamy w trasę. Musisz się jakoś wziąć za siebie. - Chłopcy rozumieli moją sytuację, ale nie mogliśmy zawieść fanów. Pierwszy raz pojawimy się w Ameryce Południowej, więc nie możemy niczego zawalić.
Najgorsze jest to, że nie ma żadnych wieści od Iss. Boję się, że coś jej się stało. Oni mogą być nieobliczalni. Pan Evans mówił, że nikt się z nim nie kontaktował odnośnie jakiegokolwiek okupu... Czy to oznacza, że już ją zabili?
Nagle dostałem wiadomość. Odruchowo wyciągnąłem z kieszeni telefon i spojrzałem na ekran. Numer był nieznany. Przez chwilę wahałem się, czy przeczytać, czy też usunąć wiadomość. Ostatecznie postanowiłem ją odtworzyć. I bardzo dobrze, że to zrobiłem.

Kocham Cię. 
       Iss.

Wiadomość była krótka, ale jakie ogromne miała znaczenie. Poczułem, że nogi mam jak z waty. Musiałem złapać się pobliskiego krzesła, żeby nie upaść na ziemię.
Iss żyła... Moje kochanie gdzieś jest!
Próbowałem zadzwonić na ten numer, ale był już nieosiągalny. Po raz kolejny zostawiłem chłopaków i poleciałem na komisariat, chcąc podzielić się nową poszlaką.
Policja oczywiście chciała namierzyć numer, ale okazało się, że telefon był na kartkę.
Mogłem się tego spodziewać... Po drodze urosła we mnie nowa nadzieja na jej odnalezienie, a teraz okazuje się, że to nic nie dało.
Co ty gadasz, Liam. Jak to nic?
Iss żyje. To przecież najważniejsze.

~*~

- Dlaczego mi to robisz do cholery?
- O co ci znowu chodzi, Zayn?
Will grała głupią i niezorientowaną dziewczynkę, ale dobrze wiem, że kłamie. Specjalnie związała się z Harrym. Chciała mnie tym zdenerwować. Cóż, muszę przyznać, że jej się udało.
- Spotykasz się z Harrym, a przecież wiem, że kochasz mnie!


- Ty mi powiedziałeś, że mnie kochasz, a mimo to jesteś z Perrie, więc równie dobrze, ja mogę być z Harrym.
Złapałem w rękę wazon z kwiatami i cisnąłem nim o ścianę.
Liam, Isabella, Will, Perrie, trasa... Tego wszystkiego jest już za dużo! Nie mogłem już powstrzymywać tłumiących się we mnie emocji.
Will podskoczyła, kiedy szklana nawierzchnia spotkała się ze ścianą, pozostawiając głuche echo w pomieszczeniu.
- Jak tak dalej pójdzie, to Bieberowi też dasz dupy!
Poczułem ostre pieczenie, kiedy jej dłoń z szybkością światła znalazła się na moim lewym policzku.
Przesadziłem... Uświadomiłem to sobie dopiero po krótkiej chwili.
Nie chciałem jej obrazić. To... jakoś tak samo wyleciało. Emocje wzięły górę i nie zapanowałem nad sobą.
- A ty robisz dokładnie to, co zwykle. Nie potrafisz przyznać się do błędu, a jedyne, co ci wychodzi, to wyzywanie mnie. Cieszę się, że wreszcie dorosłeś, Zayn. - rzuciła ironicznie, po czym wybiegła z pomieszczenia.



Miałem się z nią pogodzić, a wyszło jeszcze gorzej.

Spieprzyłem. Jak zwykle.

~~~
Cześć i czołem, kluseczki z rosołem. Nie no, trochę mi odbija :D Wybaczcie xd
Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał. :*

Czytasz? Zostaw Komentarz. :)
Zmieniłam ustawienia. Można komentować z anonimowego. :)

4 komentarze:

  1. Cudowne yrhtfyhgbhftrgf nie wiem czemu,ale jaram się tym rozdziałem *_*

    czytałam go 2 razy ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo :*
      To naprawdę wiele dla mnie znaczy! :) <3

      Usuń
  2. O mój boże *o* Piękny jest <3

    OdpowiedzUsuń