"Give a little time to me or burn this out
We'll play hide and seek to turn this around
And all I want is the taste that your lips allow..."
Ed Sheeran - Give me love
~*~
Los sobie ze mną pogrywa.
Okazuje się, że chyba wcale nie znam
otaczających mnie ludzi.
Mój ojciec prowadzi nielegalne interesy,
a moja matka ma jakiś związek z moim porywaczem.
Myślałam, że to Liam utrzymywał mnie w
największym kłamstwie.
Okazuje się, że moja kochana rodzinka nie
jest wcale lepsza.
Jeszcze na koniec powinno się okazać, że
ten czub Nathan jest moim ojcem i już w ogóle mogłabym wylądować w jakimś
zakładzie psychiatrycznym, a Liam przywoziłby mi owocki na widzenia co tydzień.
Nathan nie pojawił się już tamtego
wieczoru w moim pokoju. Zjawił się dopiero rano, budząc mnie na śniadanie.
Nie chciałam naciskać na temat związany z
moją matką, bo obawiałam się jego reakcji.
Mężczyzna praktycznie się nie odzywał, co
doprowadzało mnie do szału. Nienawidzę ciszy. Wtedy uświadamiam sobie, jaka
jestem samotna.
Mężczyzna postawił przede mną talerz z
tostami, po czym opuścił pomieszczenie. Przegryzając kanapki, oglądałam
wiadomości, które akurat leciały w telewizji. Oprócz argentyńskiej gospodarki i
kilku informacji politycznych, był też temat o mnie.
Dwa dni temu, w Londynie, zaginęła siedemnastoletnia Isabella Evans.
Policja podejrzewa, że dziewczyna mogła zostać uprowadzona. Za jej odnalezienie
wyznaczono nagrodę w wysokości jednego miliona funtów. Poniżej zamieścimy jej zdjęcie. Jeżeli widziałeś ją w najbliższych godzinach, zadzwoń na
numer naszej stacji telewizyjnej.
Kiedyś zastanawiałam się, ile jest warte
moje życie. Los właśnie postanowił dać mi odpowiedz na nurtujące mnie pytanie.
Mam nadzieję, że moja rodzinka się jakoś
trzyma.
Mówiąc "rodzinka" mam na myśli
Will i ciotkę Simonę. Strasznie za nimi tęsknię.
Jeżeli uda mi się stąd uwolnić,
wyprowadzę się od ojca i zamieszkam razem z nimi. Ciocia jest dla mnie niczym
matka, która odeszła, kiedy byłam jeszcze mała.
Will traktuję jak starszą siostrę. Jest
zawsze wtedy, kiedy jej potrzebuję i chętnie służy pomocą.
Mieć wokół siebie takich ludzi to
prawdziwy skarb. Cieszę się, że los podarował mi te dwie, wspaniałe kobiety.
Nagle do pomieszczenia wbiegł Nathan.
Mężczyzna był bardzo zdenerwowany.
- Na górę. Już!
Szybko wstałam z kanapy i pobiegłam na
piętro. Przestraszyłam się go. Aż tak bardzo się gniewa za tamte idiotyczne
zdjęcia?
Usłyszałam kroki na schodach. Bez
wątpienia zza drzwi dobiegał kobiecy głos. Może mój porywacz ma żonę? Śmiesznie
by wyszło.
Zamarłam, kiedy w pomieszczeniu pojawiła
się Martina.
- Miałeś jej ściąć włosy, żeby nikt jej
nie rozpoznał. - warknęła w kierunku bruneta, na co ten jedynie wzruszył
ramionami.
- Wyglądam ci na fryzjera? - był bardzo
zirytowany. Tylko nie wiedziałam, czy z powodu mojego czy jej towarzystwa.
- Kochanie, nie denerwuj się tak.
Obiecuję, że jak tylko skończymy z tą gówniarą to pobędziemy trochę razem.
Mężczyzna jedynie coś mruknął w odpowiedzi
i wyszedł z pomieszczenia.
Dlaczego zostawił mnie samą?
Przy nim czułam się ... bezpiecznie. Nie
wiem dlaczego. Wyczuwałam, że nie zrobi mi niczego złego.
Wręcz przeciwnie. Jak do tej pory otaczał
mnie opieką, niezbyt to okazując, ale jednak.
- Już dawno bym z tobą skończyła, ale
Nathan mi nie pozwala. Powinnaś mu podziękować, bo uratował twoje marne życie.
- nie śmiałam nawet spojrzeć w jej oczy. Gdy na nią patrzę, ciągle widzę ją i
ojca, przytulających się w naszej kuchni. - Dzisiaj wracam do Londynu. Twój
tatuś jest tak przejęty twoim zniknięciem. Muszę go trochę wesprzeć.
- Ty podła gnido. - rzuciłam w jej
kierunku i wreszcie odważyłam się na nią spojrzeć.
Jej tęczówki momentalnie zmieniły się w
ciemne i pełne chłodu.
- Jak mnie nazwałaś? - spytała, zbliżając
się do mnie.
Przełknęłam głośno ślinę. Bałam się jej
jak cholera, ale nie mogłam się już wycofać. Nie mogę jej pokazać, że jestem
potulnym zwierzaczkiem.
- Nazwałam cię podłą gnidą. Padło ci na
słuch? - Sama byłam zaskoczona moim nagłym przypływem odwagi. Mogłam
przewidzieć, że to źle się skończy...
Kobieta podeszła do mnie i pociągnęła do
pionu za włosy. - Ostatni raz mnie tak nazwałaś. - Po tych słowach rzuciła mną
w przestrzeń, przez co wylądowałam na podłodze, przy okazji uderzając głową o kant
szafki nocnej.
Nie dość, że mam w życiu ogromnego pecha,
to jeszcze nie potrafię się obronić przed atakiem.
- Zostaw ją. - Nawet nie wiem, kiedy w
pomieszczeniu pojawił się Nathan. Odciągnął Martinę, po czym oboje zeszli na
dół. Nie wiem, ile go nie było. Minutę, może dwadzieścia.
Usłyszałam jak ponownie wbiega na górę.
Tym razem wchodził sam.
- Nic ci nie jest? - zapytał, spoglądając
na moją głowę. Chyba sobie coś rozcięłam. - Nie sądziłem, że się jej postawisz.
Jednak masz coś z matki.
Na jego twarzy pojawił się delikatny
uśmiech. Czyli jednak się znali... Pytanie tylko, w jakich relacjach żyli?
- Znałeś moją mamę? - wyszeptałam, kiedy
mężczyzna zaczął dezynfekować moją ranę. Czy przeciętni porywacze tak robią?
Nie. Oni nie opatrują ran. Oni jedynie powiększają ich ilość.
Kim ty jesteś Nathanie i dlaczego tak się
o mnie troszczysz?
- Może później ci powiem. Musimy jechać.
- Dokąd? - Nie miałam ochoty na podróże.
Chciałam iść spać i zapomnieć o wszystkim, co się dzisiaj wydarzyło.
- Przecież pytałem, czy lubisz podróże.
Z pomocą Nathana dostałam się do
samochodu. Trochę bolała mnie głowa. Mężczyzna powiedział, że mam go informować
o stanie mojego zdrowia. No, przecież do szpitala mnie nie zawiezie.
- Masz prawo do jednego sms'a. Tylko
musisz mi go później pokazać. I nie rób niczego głupiego. Uwierz, że mogłaś
trafić gorzej.
Mężczyzna podał mi czarnego Iphone, a ja
zastanawiałam się, do kogo mogę napisać.
Do taty? Nie. Jestem wściekła za jego
dziecinne zachowanie i totalną nieodpowiedzialność.
Liam. On najbardziej potrzebuje jakiejś
informacji ode mnie. Na pewno się martwi. Wiem, ze tą wiadomością jedynie
wybiję go z rytmu, ale tym samym dam mu do zrozumienia, że wszystko ze mną w
porządku.
Napisałam krótką wiadomość. Później
Nathan złamał kartę i wyrzucił gdzieś za okno.
Porywacz czy opiekun? Jak to z nim w
końcu jest?
- Miałeś mi opowiedzieć o mojej mamie. -
nabrałam powietrza w płuca i postanowiłam powiedzieć wszystko, co leży mi na
sercu. - Czy wy... byliście kochankami?
Mężczyzna zaczął się niekontrolowanie
śmiać. Zirytowało mnie to. Ja potrzebuję szybkiej odpowiedzi na nurtujące mnie
pytanie, a ten się ze mnie śmieje.
- Nie pomyślałem, że możesz tak
zinterpretować tamto zdjęcie. - po tych słowach mężczyzna westchnął głośno. -
Nie byliśmy parą. Byliśmy rodzeństwem.
Co?
Czyli... wujek?!
~*~
- Liam, niedługo wyruszamy w trasę.
Musisz się jakoś wziąć za siebie. - Chłopcy rozumieli moją sytuację, ale nie
mogliśmy zawieść fanów. Pierwszy raz pojawimy się w Ameryce Południowej, więc
nie możemy niczego zawalić.
Najgorsze jest to, że nie ma żadnych
wieści od Iss. Boję się, że coś jej się stało. Oni mogą być nieobliczalni. Pan
Evans mówił, że nikt się z nim nie kontaktował odnośnie jakiegokolwiek okupu...
Czy to oznacza, że już ją zabili?
Nagle dostałem wiadomość. Odruchowo
wyciągnąłem z kieszeni telefon i spojrzałem na ekran. Numer był nieznany. Przez
chwilę wahałem się, czy przeczytać, czy też usunąć wiadomość. Ostatecznie
postanowiłem ją odtworzyć. I bardzo dobrze, że to zrobiłem.
Kocham Cię.
Iss.
Wiadomość była krótka, ale jakie ogromne
miała znaczenie. Poczułem, że nogi mam jak z waty. Musiałem złapać się
pobliskiego krzesła, żeby nie upaść na ziemię.
Iss żyła... Moje kochanie gdzieś jest!
Próbowałem zadzwonić na ten numer, ale
był już nieosiągalny. Po raz kolejny zostawiłem chłopaków i poleciałem na
komisariat, chcąc podzielić się nową poszlaką.
Policja oczywiście chciała namierzyć
numer, ale okazało się, że telefon był na kartkę.
Mogłem się tego spodziewać... Po drodze
urosła we mnie nowa nadzieja na jej odnalezienie, a teraz okazuje się, że to
nic nie dało.
Co ty gadasz, Liam. Jak to nic?
Iss żyje. To przecież najważniejsze.
~*~
- Dlaczego mi to robisz do cholery?
- O co ci znowu chodzi, Zayn?
Will grała głupią i niezorientowaną dziewczynkę, ale
dobrze wiem, że kłamie. Specjalnie związała się z Harrym. Chciała mnie tym
zdenerwować. Cóż, muszę przyznać, że jej się udało.
- Spotykasz się z Harrym, a przecież wiem,
że kochasz mnie!
- Ty mi powiedziałeś, że mnie kochasz, a
mimo to jesteś z Perrie, więc równie dobrze, ja mogę być z Harrym.
Złapałem w rękę wazon z kwiatami i
cisnąłem nim o ścianę.
Liam, Isabella, Will, Perrie, trasa...
Tego wszystkiego jest już za dużo! Nie mogłem już powstrzymywać tłumiących się
we mnie emocji.
Will podskoczyła, kiedy szklana
nawierzchnia spotkała się ze ścianą, pozostawiając głuche echo w pomieszczeniu.
- Jak tak dalej pójdzie, to Bieberowi też
dasz dupy!
Poczułem ostre pieczenie, kiedy jej dłoń
z szybkością światła znalazła się na moim lewym policzku.
Przesadziłem... Uświadomiłem to sobie
dopiero po krótkiej chwili.
Nie chciałem jej obrazić. To... jakoś tak
samo wyleciało. Emocje wzięły górę i nie zapanowałem nad sobą.
- A ty robisz dokładnie to, co zwykle.
Nie potrafisz przyznać się do błędu, a jedyne, co ci wychodzi, to wyzywanie
mnie. Cieszę się, że wreszcie dorosłeś, Zayn. - rzuciła ironicznie, po czym
wybiegła z pomieszczenia.
Miałem się z nią pogodzić, a wyszło
jeszcze gorzej.
Spieprzyłem. Jak zwykle.
~~~
Cześć i czołem, kluseczki z rosołem. Nie no, trochę mi odbija :D Wybaczcie xd
Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał. :*
Czytasz? Zostaw Komentarz. :)
Zmieniłam ustawienia. Można komentować z anonimowego. :)
Zmieniłam ustawienia. Można komentować z anonimowego. :)
Cudowne yrhtfyhgbhftrgf nie wiem czemu,ale jaram się tym rozdziałem *_*
OdpowiedzUsuńczytałam go 2 razy ;D
Dziękuję bardzo :*
UsuńTo naprawdę wiele dla mnie znaczy! :) <3
O mój boże *o* Piękny jest <3
OdpowiedzUsuńDziękuję :) ♥
Usuń