czwartek, 29 maja 2014

Rozdział 15

"And I am feeling so small
It was over my head
I know nothing at all"

A Great Big Love - Say something

~*~

Buenos Aires, 16 lat wcześniej...

- Muszę się wydostać z tego gówna, Nathan. - szepnęła kobieta, opierając się plecami o szybę okna. - Ja mam dla kogo normalnie żyć. Urodziłam córkę, wyszłam za mąż... Nareszcie mam to, o czym tak długo marzyłam. Nie chcę tego zmarnować, rozumiesz?
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że nie będzie wcale łatwo? Twoje plany graniczą z cudem.
- Wiem, Nathan, wiem! Martina nie pozwoli mi tak łatwo odejść. Spełniałam jej głupie zachcianki, ale teraz zażądała ode mnie dużo więcej! Jej nie chodzi wcale o pieniądze Jamesa. Ona chce zniszczyć moje życie! Nie podoba jej się to, że jestem szczęśliwa...
- Hej, nie załamuj mi się tu! - krzyknąłem, podchodząc do niej. - Jesteś najtwardszą babką jaką znam.
Kobieta zaśmiała się, po czym delikatną dłonią zebrała łzę, która zdążyła wypłynąć na jej policzek. Wtuliła się w moje ramiona, mocno przyciskając swoje ciało do mojego.
- Cieszę się, że cię mam, braciszku. - powiedziawszy to, posłała mi swój piękny uśmiech, który mógłbym oglądać każdego dnia.



Miałem najwspanialszą siostrę na świecie. Jest mi tylko przykro, że jest uwięziona w takim czymś. Zasługuje na coś więcej. Na miłość, szczęście i normalne życie.
Nie skomentowałem w żaden sposób jej wypowiedzi, bo jestem raczej mało wylewny w uczuciach. Jedynie wolną ręką pogłaskałem ją po włosach i zapewniłem, że będzie dobrze i wszystko się ułoży.
Pomimo to, w głębi duszy myślałem inaczej...

~*~

Buenos Aires, 13 lat wcześniej

- Odłóż tą broń, kochana. - wysyczała Martina, patrząc na moją siostrę, która celowała w nią z pistoletu.



- Daj mi normalnie żyć, do cholery! Masz tak wielu ludzi, dlaczego uparłaś się akurat na mnie?! Co ja ci takiego zrobiłam?!
- Nie wykonałaś polecenia. Mam ci dalej tłumaczyć? Bo wydaje mi się, że nie pamiętasz już warunków naszej umowy. Ja każę - ty robisz. Czy to naprawdę takie skomplikowane?
- Mam pomysł! Zastrzelę cię, a wtedy wszyscy będziemy wolni! Czyż to nie wspaniały pomysł? - rzuciła ironicznie Elena, ciągle celując w stronę Argentynki.
- Nigdy nie będziecie wolni. Ja zawsze was znajdę. Jeżeli mnie zabijesz, ściągniesz jedynie nieszczęście na całą swoją rodzinę. Mój mąż zadba o to, by twój klan wyginął. Przeczesze całe twoje drzewo genealogiczne, zaczynając od twojego braciszka.
Na dźwięk mojego imienia Elena opuściła delikatnie broń, morderczym spojrzeniem wpatrując się w kobietę.



Nie zabiłaby jej. Nigdy nie wykonała żadnego morderstwa. Chciała ją jedynie nastraszyć.
- Daj mi stąd wyjść. Wtedy nic ci nie zrobię.
- Dobrze, uciekaj. - odparła ze spokojem brunetka. - Wszędzie cię znajdę.

~*~

Sydney, 13 lat wcześniej.

Byliśmy już do wszystkiego przygotowani. Mieliśmy spotkać się na lotnisku, po czym znaleźć nasz prywatny samolot i wylecieć do Stanów.
Elena miała małe opóźnienie. Napisała mi, że Isabella gorączkuje i nie może jej teraz zostawić samej. Mój "ukochany" szwagier był jeszcze w pracy i nie mógł przybyć do domu, żeby zająć się chorym dzieckiem.
Postępowanie Jamesa zaczynało mnie mocno irytować. Ostatnimi czasy ciągle siedzi w tej swojej firmie, a dla Eleny i Isabelli w ogóle nie ma czasu.
To już nie jest małe dziecko! Ma pięć lat. Doskonale odróżnia twarze i osoby, które przebywają w mieszkaniu.
Ciekawe, czy kiedykolwiek uda mi się z nią spotkać. Teraz znam ją jedynie ze zdjęć i opowiadań Eleny, ale wiem, że na pewno wyrośnie na wspaniałą kobietę, taką samą jak jej matka.
Prawdą jest, że Elena nie jest wzorem do naśladowania. Zrobiła w życiu wiele błędów. Jej największym jest przyjaźń z Martiną i wstąpienie do tego idiotycznego gangu. Ale teraz próbuje to wszystko naprawić. Chce to zakończyć i całkowicie poświęcić się rodzinie.
Nie miałem innego wyjścia, jak siedzieć i czekać, aż Evans wróci do domu.
Siedziałem w samochodzie z dobre cztery godziny, nim czarne porsche Jamesa pojawiło się przed bramą wjazdową. Miałem ochotę wyjść, wyciągnąć go siłą z samochodu i sprać na kwaśne jabłko.
Już pomińmy całą naszą misję. Ojciec dowiaduje się, że jego dziecko jest chore i nie wraca jak najszybciej do domu? Czy tylko ja zrobiłbym inaczej niż on?
Co prawda, mam dwadzieścia dwa lata i do zostania ojcem trochę czasu mi brakuje, ale i tak uważam, że Evans powinien bardziej przykładać się do swojej nowej roli.
Gdybym miał taką rodzinę jak on, spędzałbym z nimi każdą wolną chwilę.
Ujrzałem w oddali drobną sylwetkę Eleny.
Biegła do mojego samochodu, co chwilę oglądając się za siebie.
- Martina mnie namierzyła. - powiedziała, ciężko oddychając.



Momentalnie cały się spiąłem, zaciskając ręce mocniej na kierownicy.
- Dzwoniła do mnie z tysiąc razy, ale nie odbierałam. Całe szczęście, że nie wie nic o tobie.- kontynuowała, po czym zaczęła otwierać drzwi od pojazdu. - Pojedziemy na dwa samochody.
Nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, kobieta zatrzasnęła drzwi i pobiegła po swojego srebrnego jaguara.
Chwilę później wyjechała nim z bramy, kierując się w stronę lotniska.
Jechałem zaraz za nią, aż dotarliśmy do centrum miasta.
Czekaliśmy na czerwonym świetle, a ja nie zauważyłem niczego podejrzanego. Żaden samochód nas nie śledził. Tego byłem pewien.
Kiedy zapaliło się zielone światło, oboje ruszyliśmy. Elena jechała przede mną, więc ja bez problemu mogłem patrolować wszystko, co było za moimi plecami.
Nie przewidziałem jedynie, że ktoś zaatakuje nas z boku.
Nagle w samochód Martiny uderzyła jakaś niebieska osobówka, przez co oba samochody zepchnęły się na prawą stronę drogi.
Wyleciałem z samochodu jak poparzony i podbiegłem do pojazdu brunetki. Żyła, ale była w naprawdę ciężkim stanie...
Byłem w szoku, że utrzymywała świadomość. Osobówka uderzyła w nią od strony kierowcy, miażdżąc lewą stronę pojazdu.
Elena była cała poharatana. Jej skóra zrobiła się blada i mokra od potu, spojrzenie gasło z każdą chwilą.
- Elena, nic ci nie jest? - To pytanie było głupie i w ogóle nie na miejscu, bo obrażenia brunetki były krytyczne. - Poczekaj chwilę, zaraz zadzwonię na pogotowie..
- To nie ma sensu, Nathan. - szepnęła bardzo cicho, spoglądając na mnie swoimi pięknymi, błękitnymi tęczówkami.- To wszystko jest zaplanowane. Daliśmy się podejść. Martina jest lepsza, niż myśleliśmy.



Kobieta zakaszlała kilka razy, po czym ułożyła głowę na kierownicy, najprawdopodobniej nie mogąc jej już dalej utrzymywać w normalnej pozycji.
- Zajmij się moją córką. Gdyby kiedykolwiek trafiła w ręce Martiny... Proszę, zrób wszystko, aby ta kobieta jej nie skrzywdziła.. Boże, skazałam swoje dziecko na takie cierpienie... Co ze mnie za matka...
- Przestań. Jesteś wspaniałą matką i jeszcze nie raz będziesz czytać Isabelli bajki na dobranoc, ale nie możesz się teraz poddać.
- Obiecasz mi to? - kobieta kompletnie zignorowała moją wypowiedź. - Obiecaj mi, że będziesz nad nią czuwał.
- Oczywiście, że będę siostrzyczką.
W tym momencie na twarz kobiety wdarł się delikatny uśmiech. Widziałem, jak jej tęczówki zaczynają blaknąć i tracić swój piękny blaski.



Bałem się jej dotknąć. Nie chciałem zrobić kobiecie dodatkowej krzywdy, ale widok umierającej brunetki łamał moje serce na pół. Elena wyciągnęła rękę w moim kierunku, dotykając mojego ramienia.
- Kocham cię braciszku. Pamiętaj o tym.
Po tych słowach jej dłoń delikatnie opadła na dół, oczy całkowicie zgasły, a moja dusza razem z nimi.
Obudziłem się, zalany zimnym potem.
Wydarzenia z przeszłości ciągną się za mną już od kilkunastu lat, a obrazy każdej nocy pojawiają się w moich snach.
Elena miała rację. Po tylu latach Martina postanowiła wrócić i zniszczyć to, co dla niej było najważniejsze...
Przetarłem mokrą od potu twarz, po czym wyszedłem na balkon.



Zimne powietrze przyprawiło mnie o dreszcze, a delikatny wiatr ukoił moje skołatane nerwy.
Gdybym wtedy coś zrobił, ona ciągle by żyła...
Nigdy sobie tego nie wybaczę.

~*~

Leżałam wtulona w ramiona bruneta, ale nie mogłam zmrużyć oka. Ciągle myślałam o mojej mamie.
Przypominałam sobie ten dzień, kiedy widziałam ją po raz ostatni.
Byłam wtedy chora. Kobieta otoczyła mnie opieką, grała ze mną w gry i czytała mi bajki.
Nic nie skazywało na to, że za kilka godzin będzie już nie żyć.
Była wspaniała. Pomimo tego, że znałam ją zaledwie pięć lat, wiem, że spełniałaby swoją rolę perfekcyjnie.
Skoro potrafiłam wybaczyć mamie, że naraziła mnie na takie niebezpieczeństwo, muszę to samo zrobić z tatą.
Popełnili podobne błędy, ale jak już wcześniej wspominałam, każdy je popełnia.
Teraz tylko muszą je naprawić.

~~~~
Laptop wrócił wcześniej <3
Jaram się :D
Zrobiłam taki mały powrót do przeszłości, trochę rozbudowując postać Nathana. 
Mam nadzieję, że wam się spodoba :)
(Już myślę o początku drugiej serii, a jeszcze nie skończyłam pierwszej. Och, Lorena... ;_;)
Pozdrawiam cieplutko ♥

4 komentarze:

  1. Ooo! Ale niespodzianka!
    Rozdział zajebisty!
    Kurde Nathan ma wyrzuty sumienia! Niedobrze!
    Czekam na następny!
    Weny życzę!
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. No cóż tu pisać...rozdział jak zawsze świetny,uwielbiam jak piszesz


    Chciałam cie przekonać jakoś do tt,bo dzięki temu zdobyłabyś więcej czytelników,co na pewno by cię to ucieszyło :)

    Jak chcesz,to mogę ci pomóc rozgłośnić te ff,wysłając to do osób z tt,żeby ich zachęcić do czytania,bo jest na prawdę świetne :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, ujmę to tak - zrób jak uważasz. :)
      Jeżeli sądzisz, że moje ff jest na tyle dobre, by polecać je innym, to rozgłoś je :)
      Będzie mi naprawdę, naprawdę bardzo miło, kiedy moje ff dotrze do większej liczby ludzi. Zawsze uważałam, że nie piszę dobrze, ale dzięki Tobie i innym moim czytelnikom, utwierdzam się w przekonaniu, że nie jestem wcale taka zła. Kocham was za to, za całą motywację dla mnie i za każdy komentarz pozostawiony pod postem. <3
      Dziękuję Ci i każdemu z osobna, moim wzruszonym serduszkiem. <3
      Co do tt - może się jakoś złamię i uda mi się go założyć. To dla mnie taka nowa technologia ;P
      Pozdrawiam cieplutkoo <3

      Usuń